Cześć wszystkim :-) Nowy rozdział wstawiam dziś, a nie jutro, ponieważ wyjeżdżam na dziesięć dni do Włoch, tak więc wracam dopiero drugiego sierpnia i do tego czasu z pewnością nie będzie nowego rozdziału. Ale obiecuję, że jak tylko wrócę, wezmę się za pisanie i postaram się nadrobić te wszystkie zaległości i że w końcu ustabilizuję terminy nowych postów.
No to w sumie tyle :-) Miłej lekturki ;-)
Cały
świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różna role.
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różna role.
Gayle
Forman
-Przyznaj, że się martwiłeś –
powiedziałam z wrednym uśmieszkiem do Damiana.
Siedzieliśmy w jego sypialni,
w posiadłości Wayne’ów. Moje rany nie były aż tak rozległe, bym musiała całe
dnie leżeć w łóżku. Rany oczywiście bolały mnie jak cholera, ale do takiego
bólu się przyzwyczaiłam.
Chciałam wrócić do domu, do
Jasona, ale Alfred uparł się, bym została. Chciał monitorować mój stan aż
całkowicie nie wyzdrowieję. Ja uważam, że to zbędne, ale aż ciężko uwierzyć jak
trudno jest przegadać niepozornego staruszka. Dlatego, skoro już tu jestem, mam
zamiar spędzić trochę czasu z Damianem. Rzecz jasna tyle, na ile pozwoli jego
ojciec. Widzę wyraźnie, że mnie nie tutaj nie chce. Od dwóch dni nie zamienił
ze mną ani jednego słowa, gdy wchodziłam do jakiegoś pomieszczenia, on
natychmiast z niego wychodził, a gdy chcemy wyjść gdzieś, razem z Damianem, on
od razu wymyśla mu jakieś inne zajęcie. Ciągle towarzyszy mi to okropne
uczucie, że on mi nie ufa. A najgorsze jest to, że nawet ja sama sobie nie
ufam. Działam zbyt pochopnie, kieruję się emocjami i choć Liga przez tyle lat
starała się usunąć ze mnie wszystkie uczucia, nie udało im się. Sama nie wiem,
czy jeśli Bruce mnie nie wnerwi, nie wbiję mu noża w plecy. No, jeszcze
musiałabym dać radę wbić mu nóż w plecy, bo to chyba nie możliwe.