Cześć wszystkim :-) Nowy rozdział wstawiam dziś, a nie jutro, ponieważ wyjeżdżam na dziesięć dni do Włoch, tak więc wracam dopiero drugiego sierpnia i do tego czasu z pewnością nie będzie nowego rozdziału. Ale obiecuję, że jak tylko wrócę, wezmę się za pisanie i postaram się nadrobić te wszystkie zaległości i że w końcu ustabilizuję terminy nowych postów.
No to w sumie tyle :-) Miłej lekturki ;-)
Cały
świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różna role.
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różna role.
Gayle
Forman
-Przyznaj, że się martwiłeś –
powiedziałam z wrednym uśmieszkiem do Damiana.
Siedzieliśmy w jego sypialni,
w posiadłości Wayne’ów. Moje rany nie były aż tak rozległe, bym musiała całe
dnie leżeć w łóżku. Rany oczywiście bolały mnie jak cholera, ale do takiego
bólu się przyzwyczaiłam.
Chciałam wrócić do domu, do
Jasona, ale Alfred uparł się, bym została. Chciał monitorować mój stan aż
całkowicie nie wyzdrowieję. Ja uważam, że to zbędne, ale aż ciężko uwierzyć jak
trudno jest przegadać niepozornego staruszka. Dlatego, skoro już tu jestem, mam
zamiar spędzić trochę czasu z Damianem. Rzecz jasna tyle, na ile pozwoli jego
ojciec. Widzę wyraźnie, że mnie nie tutaj nie chce. Od dwóch dni nie zamienił
ze mną ani jednego słowa, gdy wchodziłam do jakiegoś pomieszczenia, on
natychmiast z niego wychodził, a gdy chcemy wyjść gdzieś, razem z Damianem, on
od razu wymyśla mu jakieś inne zajęcie. Ciągle towarzyszy mi to okropne
uczucie, że on mi nie ufa. A najgorsze jest to, że nawet ja sama sobie nie
ufam. Działam zbyt pochopnie, kieruję się emocjami i choć Liga przez tyle lat
starała się usunąć ze mnie wszystkie uczucia, nie udało im się. Sama nie wiem,
czy jeśli Bruce mnie nie wnerwi, nie wbiję mu noża w plecy. No, jeszcze
musiałabym dać radę wbić mu nóż w plecy, bo to chyba nie możliwe.
-Naprawdę muszę? – spytał
Damian z zażenowanym wyrazem twarzy. On nigdy nie lubił mówić takich rzeczy.
-Musisz – odparłam z jeszcze szerszym
uśmieszkiem – Ja powiem to bez problemu. Martwiłam się – chłopak zaśmiał się
pod nosem.
-Ja też się o ciebie
martwiłem. Gdy dowiedziałem się, że jesteś ranna, o mało nie dostałem zawału.
-Akurat – prychnęłam.
-No dobra, może nie było
dokładnie tak, ale naprawdę się martwiłem – zaśmiałam się zwycięsko.
-Wiedziałam! Ha, ha! Ciekawa
jestem, jak wielki trud przyniosło ci wypowiedzenie tych słów.
-Lepiej nie pytaj…
-Damian – usłyszałam głos
Bruce’a.
Mężczyzna stał w eleganckim
garniturze i przyglądał się nam. Znów chce dać synowi listę zadań do zrobienia.
Nie wiem jak on z nim wytrzymuje…
-Co? – zapytał, chyba zbyt
ostro bo ojciec zmierzył go wzrokiem.
-Pojedziesz ze mną na chwilę
do biura.
-Nie mogę, mam już plany na
dzisiaj.
-To nie było pytanie – przegadywali
się.
-Ale na nie odpowiedziałem –
chłopak zakończył dyskusję, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia –
Wrócimy za kilka godzin – poinformował ojca i razem zeszliśmy po schodach.
-Gdzie idziemy? – zapytałam,
gdy już zbliżaliśmy się do drzwi wyjściowych.
-Umówiłem nas na spotkanie ze
znajomym.
-Co? – zdziwiłam się – Ale
zobacz jak ja wyglądam!
-E tam, wyglądasz idealnie.
Zatrzymałam się i spojrzałam
na niego poirytowana. Miałam na sobie stare, schodzone jeansy, które dostałam
od Megan, tenisówki, również od niej oraz zwykły, ciut przyduży, czarny
T-shirt, który dał mi Damian. Jednym słowem nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie i
na pewno nie chciałam się tak pokazywać przy ludziach. Ale cóż, perspektywa
opuszczenia tego miejsca byłą zbyt silna.
-No dobra, chodźmy.
***
-To z kim się spotykamy? –
zapytałam, kiedy już dotarliśmy na miejsce.
Siedzieliśmy w kawiarni,
niedaleko parku. Wokół nas ludzie rozmawiali ze sobą, popijali kawę i zajadali
się kawałkami ciasta. Panował dość duży gwar, ale atmosfera była wyjątkowo
przyjemna. Damian zamówił mi gorącą czekoladę, sobie czarną kawę, a po kilku
minutach kelnerka przyniosła nam oba napoje. Wzięłam łyk, a kiedy już ciepły
płyn dostał się do żołądka, pomlaskałam.
-Z moim znajomym ze szkoły. Znaczy,
on skończył szkołę dwa lata temu, w wieku czternastu lat – zrobiłam wielkie
oczy – Wiesz, jest geniuszem i nie bardzo lubił siedzieć w szkole, a więc
postanowił skończyć edukację wcześniej. Teraz ma więcej czasu dla siebie.
Spotykamy się od czasu do czasu.
-Aż trudno w to uwierzyć. Ty
i przyjaźń… Bo to przyjaźń, tak?
-Można to tak nazwać.
-Niesłychane…
-Naprawdę wyglądam na tak
aspołecznego? – zmierzył mnie wzrokiem.
-Nie… Może trochę.
-No dzięki – zaśmiałam się
pod nosem i wypiłam kolejnego łyka czekolady.
-To on – odezwał się nagle
Damian i głową wskazał na wchodzącego właśnie do środka chłopaka .
Nastolatek był wysoki,
wyraźnie wyższy od Damiana, szczupły, ale umięśniony. Dało się to dostrzec po
obcisłej koszulce, przez którą było widać mu mięśnie. Młodzieniec miał jasną
karnację, którą podkreślały ciemne oczy i brązowe włosy, częściowo zasłaniające
mu czoło. Był ubrany w biały T-shirt i brązowe jeansy oraz czarne trampki. Idąc
w naszą stronę uśmiechał się od ucha do ucha. Przez moją głowę przemknęła nieco
wredna myśl, a mianowicie, jak to możliwe, że Damian i ktoś tak wesoły się
przyjaźnią? No, rzeczywiście nieco wredne.
Gdy chłopak był już
kilkanaście centymetrów od nas, Damian podniósł się i podał mu rękę na
powitanie. Nie chcąc wyjść na jakąś niekulturalną postąpiłam tak samo, choć
wcale mi się nie chciało.
-Colin, to jest Luna. Luna,
to Colin - przedstawił nas sobie.
-Miło mi poznać – uśmiech
szatyna poszerzył się.
-I wzajemnie.
Damian jako pierwszy usiadł
przy stole. Ja już miałam odsunąć sobie krzesło, kiedy niespodziewanie
uprzedził mnie Colin. Pierw spojrzałam na niego ze zdziwieniem, potem natomiast
uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam. Gentelman usiadł naprzeciwko mnie, nie
odrywając wzroku od moich oczu. Miałam wrażenie, że się rumienię.
-Zamówić ci kawę?- spytał
przyjaciela Damian, na co on pokręcił głową.
-Nie. Dziś chyba zdecyduję
się na czekoladę – powiedział, patrząc na mój kubek.
Młody Wayne przez chwilę
przyglądał się ze zdziwieniem, to jemu, to mi, aż w końcu wstał i udał się w
stronę lady. Colin wciąż się mi przyglądał, co powoli robiło się denerwujące.
-Co? Mam coś na twarzy? –
zaśmiał się i pokręcił przecząco głową.
-Nie… Chociaż, twój kolor
oczu jest niesamowity – ze zdziwienia uniosłam brwi – Jeszcze nigdy nie spotkałem
się z tak pięknym odcieniem niebieskiego – okey, czy on ze mną flirtuje? –
Idealnie pasuje ci do włosów. To naturalny kolor?
-Nie, normalnie mam blond
włosy – na jego twarzy zauważyłam wyraźny zawód.
-Dawno zmieniłaś? – czy to
jakiś wywiad?
-Trzy lata temu – wypiłam
kolejny łyk czekolady. Kurwa, powoli się kończyła.
-Rodzice nie mieli nic
przeciwko? – na pytanie o rodziców o mało nie zakrztusiłam się napojem.
I co mu miałam powiedzieć.
Wiesz co nie, Ra’s Al. Ghul zabił ich gdy byłam małą dziewczynką, więc raczej
nie mieli za wiele do gadania? Nie znosiłam zmyślać jakiś historii o rodzicach,
ale prawdy też nie mogłam powiedzieć. Dlatego trzymałam się mojej standardowej
wersji.
-Zginęli gdy byłam mała w
wypadku samochodowym. Od tej pory mieszkam z dziadkiem – aż śmiać mi się
chciało z tego, co właśnie powiedziałam, bo porównałam Ra’s do dziadka.
-Przykro mi. To musiał być
dla ciebie ciężki okres.
Nagle poczułam jak delikatnie
chwyta moją rękę. Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie mówiące „nie pozwalaj
sobie za wiele” i Colin w momencie zabrał dłoń.
-Moja matka zginęła przy
porodzie i teraz wychowuje mnie ojciec – dodał po chwili.
-Smutne – stwierdziłam, na co
on zaśmiał się.
-Nie jesteś chyba zbyt
współczującą osobą, co? – pokręciłam przecząco głową.
-Złe rzeczy dzieją się na
całym świecie i nic na to nie poradzimy. Dlatego nie bardzo widzę sens w
mówieniu słów „przykro mi”, skoro wcale tak nie jest.
-Cóż, bardzo mądrze
powiedziane. Ale zawsze można mówić to tak dla zasady.
-Proszę – usłyszałam głos Damiana.
Chłopak podał szatynowi kubek
z gorącą czekoladą i wrócił na swoje miejsce. Wzięłam ostatni łyk napoju po
czym odstawiłam go na środek stołu. Colin spojrzał na puste naczynie,
uśmiechnął się i podał mi swoją czekoladę. Okey, teraz to już przesada!
-Nie, dziękuję – oddałam mu
napój – Jak zechcę następny kubek, to sobie kupię następny kubek.
-Skoro tak wolisz… Tylko
chciałem być miły – chyba go zgasiłam, haha!
-Wiesz Luna, Colin jest
typowym przeciwieństwem mnie. Ja wredny, on miły.
-Tak, to ma sens… - nastała
chwila męczącej ciszy, ale na szczęście Damian ją w końcu przerwał.
-No, Colin, jak tam ostatni
wyścig?
-Jak zwykle, rozłożyłem
tamtych na łopatki – spojrzałam na nich pytająco – Biegam w sprintach –
wyjaśnił – To takie moje nowe hobby.
-Nowe… – zaśmiał się Damian –
Czyli za nowe uważasz coś, co robisz od trzech lat?
-Wiesz, nie robię tego od
urodzenia to w sumie…
-No, w sumie coś w tym jest –
ok, oni jednak nie są do końca swoimi przeciwieństwami bo w tym momencie oboje
mnie trochę wkurzają.
-A ty jakie masz hobby, Luna?
-Ja? – zdziwiłam się – Ty tak
na serio?
-No, chciałbym wiedzieć co
lubisz robić – zastanowiłam się chwilę.
-Lubię walczyć – odparłam.
Damian zmierzył mnie wzrokiem. Czy powiedziałam coś nie tak?
-Fajnie, może kiedyś zrobimy
sobie sparing – zaproponował. No, nareszcie mówi do rzeczy!
-Czemu nie – delikatnie się uśmiechnęłam
– Dobra, chyba jednak skoczę po tą czekoladę – już miałam wziąć do ręki kubek,
kiedy uprzedził mnie Colin.
-Ja pójdę – ale nim zdążył
się z nim gdziekolwiek wybrać, naczynie przejął Damian.
-Lepiej ja. Wy przez ten czas
pogadajcie ze sobą, poznajcie się – zaproponował i odszedł po nową porcję
gorącej czekolady.
-Nie lubisz kawy? – od razu
zapytał szatyn. Pokręciłam przecząco głową – Teraz raczej wszyscy ją piją.
-A czy ja wyglądam jak
wszyscy?
-Nie, akurat to ostatnia
rzecz, jaką mógłbym o tobie powiedzieć.
-No właśnie…
-A no właśnie. Jesteś jedną
wielką zagadką – spojrzałam na niego ze zdziwieniem – Znam naprawdę sporą część
ludzi w tym mieście i jestem pewny, że ciebie bym nie przeoczył. Dawno się tu
przeprowadziłaś?
-Nie, kilka tygodni temu.
-A gdzie wcześniej mieszkałaś?
– przewróciłam oczami. Powoli już nudziło mi się to jego gadanie – Jeśli nie
chcesz, nie mów. Wiem, że niektórzy nie lubią zbyt wiele o sobie mówić.
-To nie tak… - szybko
zaprzeczyłam – Po prostu… Nie ma zbyt wiele rzeczy, które mogłabym o sobie
powiedzieć. Całe moje życie opierało się na wiecznych treningach i dążeniu do
doskonałości, a przez to stopniowo zapominałam o moich starych nawykach, czy
zainteresowaniach…
-Czyli zaczęłaś trenować po
stracie rodziców? – upewnił się. Przytaknęłam.
-Musiałam znaleźć sobie
jakieś zajęcie, a potem tak się nim pochłonęłam, że całkiem zapomniałam kim
naprawdę jestem.
-A więc może ja spróbuję ci
przypomnieć.
Colin po raz kolejny złapał
nie za rękę, ale teraz było inaczej. Pierw delikatnie dotknął moich palców,
dopiero później chwycił dłoń. I tym razem jej nie zabrałam. Patrzeliśmy sobie w
oczy i dobrze wiedziałam, że jemu mogę się zwierzyć, że on jest godny mojego
zaufania.
Ale nagle coś się stało.
Zobaczyłam Colina, leżącego na ziemi, całego zakrwawionego, a z jego piersi
wystawało ostrze katany. On umierał… Widziałam jego śmierć… I to nie to było
najgorsze. Najgorszy był widok osoby, która trzymała rękojeść miecza. A tą
osobą był Damian…
What??!! Chyba nie przepadam za tym Colinem. Playboy... 😒... Dlaczego Damian? Choć w sumie pewnie miał przynajmniej dostęp do Jam Łazarza. Ale ja nadal nie rozumiem. Musisz szybko pisać next, bo ten rozdział mnie zaintrygował :3. A tak w ogóle, to miłego pobytu (wiem, że zapewne przeczytasz to jak wrócisz, ale e tam!) Ja już się żegnam :-D!
OdpowiedzUsuń