sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział XV - Ostrzeżenie


Zbudźcie mnie, gdy będzie po wszystkim.

Zbudźcie mnie na łanie zielonym,

Kiedy cisza wieczorna się złoci.

Jestem już tym ciężarem zmęczony.
 

Cisza, Straty w ludziach, utwór 13

Gayle Forman

 

Colin umierał… To Damian go zabił… Ale…dlaczego? Co się stało?

-Jesteś potworem… - powiedziałam…

Jak mogłam? Przecież nie uważam Damiana za potwora, cokolwiek by nie zrobił. Ale… Jego oczy… Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Spojrzenie chłopaka było tak zimne, tam rządne krwi, jak nigdy wcześniej, nawet wtedy, gdy zginął Ra’s. Ale przecież on nigdy nie był dla mnie potworem. Jak mogłam tak powiedzieć?

Brunet odwrócił wzrok od swojej ofiary, a przeniósł go na mnie. I to nie były już te same oczy… On był…smutny? Patrzył na mnie, z pewnego rodzaju przerażeniem w oczach.

Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Co ta wizja miała oznaczać? Dlaczego w ogóle się pojawiła? W końcu, to ja kontroluję moje moce, nie one mnie. Tylko ja mogę zdecydować, kiedy chcę zajrzeć do czyjegoś umysłu. Chyba, że najwyraźniej wcale tak nie jest.

Nagle wszystko wróciło do normy. Znów siedzieliśmy w kawiarni, a Colin trzymał moją rękę. Uśmiechał się, ale nagle jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz wyglądał na zmartwionego.

-Luna, wszystko w porządku?

Musiałam dziwnie wyglądać. Inaczej by się nie zapytał. Ale w sumie nie dziwię się, jeśli faktycznie wyglądam na wystraszoną. Czułam, jak drgają mi wargi, a oczy się szklą. Jednak, dlaczego Colin nie świruje? Przecież, on też musiał to widzieć? Chyba, że jednak nie widział… Dlaczego  ta wizja była inna?

-Ja…ja… - zawahałam się. Co miałam mu powiedzieć? – Ja muszę iść.

Wyrwałam dłoń z jego uścisku i biegiem ruszyłam w stronę wyjścia. Słyszałam, jak mnie woła, ale się nie odwracałam. Drżącą ręką otworzyłam drzwi  wydostałam się na zewnątrz. Poczułam krople deszczu, opadające na moją twarz. Zaczęłam iść ulicą, starając się jakoś unormować oddech.

Colin znów mnie zawołał, ale ja wciąż szłam przed siebie. Nie mogłam się teraz odwrócić i spojrzeć mu w oczy.

-Luna stój! – poczułam jak chwyta mnie za ramie i ciągnie w swoją stronę.

Wyrwałam się mu, ale nim zdążyłam zrobić krok w przód, złapał mnie za rękę.  Przygryzłam wargę. Nie chcę tego znów zobaczyć…

-Co się stało? – mówił łagodnie – Odpowiedz, proszę…

-Nie chciałbyś wiedzieć – odparłam przyciszonym głosem, żeby tylko nie usłyszał jak się jąkam.

-Dlaczego?

-Nie zrozumiesz – wyrwałam dłoń i tym razem powoli zaczęłam iść przed siebie – Nie idź za mną! – krzyknęłam – Muszę zostać teraz sama.

Wpatrzona w kałuże deszczu, po którym stąpałam, szłam przed siebie za wszelką cenę starając się nie płakać. Już nie słyszałam kroków Colina, czy jego głosu, a więc się poddał. Już za mną nie szedł. Dobrze. Nie wiem, czy byłabym w stanie na niego spojrzeć. Wciąż mam przed oczami jego wyraz twarzy, kiedy ostrze Damiana przeszyło jego klatkę piersiową.

Kurwa… Dlaczego tylko ja to widziałam? Dlaczego nie mogłam nad tym zapanować?


Oczami Damiana

Kiedy wróciłem z czekoladą, zorientowałem się, że już nikt nie siedzi przy naszym stoliku. Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem ani Luny, ani Colina. W pośpiechu odstawiłem kubek na stół i wyszedłem na zewnątrz. Padało, deszcz utrudniał mi widzenie, ale mimo to udało mi się dostrzec sylwetkę chłopaka, idącego w moją stronę. Szybko zrozumiałem, że jest to właśnie Colin.

-Gdzie jest Luna? – zapytałem, zbliżając się do niego.

-Wyszła, nie pozwoliła mi za sobą iść, nie wiem gdzie teraz jest – tłumaczył. Jego oczy wpatrywały się w ziemię, a mokre od deszczu włosy opadały na czoło jeszcze bardziej, niż zwykle, przez co wyglądał na przybitego.

-Dlaczego wyszła? Co się stało? – byłem zdezorientowany.

-Nie mam pojęcia. Wszystko było normalnie, aż nagle jej wyraz twarzy drastycznie się zmienił. Wyglądała, jakby właśnie zobaczyła ducha. Przerażona wybiegła z kawiarni.

-Bała się… - mówiłem bardziej do siebie, niż do niego – Tylko czego?

-Damian, martwię się o nią – podniósł na mnie wzrok – Coś było nie tak.

-Nie martw się – poklepałem go po ramieniu, jak on to często robił po moich kłótniach z ojcem, by mnie pocieszyć – Znajdę ją, a kiedy już dowiem się, co się stało, zadzwonię - chłopak pokiwał porozumiewawczo głową i znów wbił wzrok w ziemię.

Nie czekając, aż Colin odejdzie, zacząłem kierować się w stronę, z której on przyszedł, choć tak naprawdę dobrze wiedziałem, że nie będzie łatwo znaleźć Lunę. Mogła pójść wszędzie, a dzięki swoim doskonałym umiejętnościom, wyuczonym przez Ligę, zdoła się ukryć tak, że nigdy jej nie znajdę. Dużo łatwiej jest stwierdzić, dokąd się z pewnością nie uda, a mianowicie do posiadłości Wayne’ów. Nie czułaby się tam swobodnie. Właśnie… Będzie chciała się poczuć swobodnie, bezpiecznie, a z tego co wiem, to w Gotham jest tylko jedno miejsce, w którym czuje się, jak w domu.

 
***

 
Zapukałem do drzwi trzy razy. Stałem na klatce schodowej niecałą minutę, aż w końcu lokator łaskawie mi otworzył. Jason stanął w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi. Nie chciał mnie wpuścił, widziałem to. Czyli miałem rację i Luna jest tutaj.

-Chcę się z nią zobaczyć – oznajmiłem.

-Ale ona z tobą nie chce. Z nikim… Co się z nią stało? Coś jej powiedział?! – zaostrzył ton.

-Nic. Sam chciałbym się dowiedzieć, co się dzieje, a więc może byś mnie łaskawie przepuścił? – ciemnowłosy zmarszczył brwi.

Dobrze wiedziałem, że za mną nie przepada, zresztą vice verso, ale tutaj nie chodziło o nas, a o Lunę. I z tego, co wiem, obu nam na niej zależy.

Ostatecznie Jason westchnął i pozwolił mi wejść do środka. Wytarłem buty o wycieraczkę i udałem się w stronę salonu. Tak naprawdę, to jestem tu po raz pierwszy. Kiedyś odprowadzałem Megan pod drzwi, ale nigdy nie wchodziłem do środka. I muszę przyznać, że takiego wystroju wnętrza się nie spodziewałem. Nowe, zadbane meble, w większości czarne lub białe. Byłem pewien, że spotkam się ze zniszczonymi meblami, zakurzonym podłogami i poplamionymi ścianami. Nawet smród papierosów, które zawsze czuć od chłopaka, tutaj był ledwo wyczuwalny. Byłem prawie pewien, że mieszkanie wygląda tak, jak wygląda, właśnie z powodu Megan. Bądź co bądź mieszkała tu szmat czasu, a ona nie lubi nieporządku. Dziwne jest tylko to, że po rozstaniu jej i Jasona, on jeszcze tego wszystkiego nie zniszczył.

Brunet minął mnie i wskazał na jedne ze drzwi. Pokiwałem porozumiewawczo głową i niepewnie zapukałem.

-Luna? Mogę wejść?

Nikt mi nie odpowiedział, a więc otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała skulona na łóżku, z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej. Po jej policzkach spływały łzy, a usta drżały. Nie wiedziałem jej w takim stanie…chyba nigdy. Powoli podszedłem bliżej i usiadłem przed nią. Spojrzałem się w jej oczy, które usilnie wpatrywały się w jej gołe stopy.

-Luna… - delikatnie chwyciłem ją za łokieć, ale ona w momencie odsunęła się ode mnie, jak poparzona.

Jej oczy teraz przyglądały mi się, ale nie były takie, jak zawsze. Nie przypominały mi nieba, a jedynie mrok. Stały się prawie czarne.

-Co się stało? – milczała – Luna, możesz mi przecież powiedzieć – dziewczyna przełknęła ślinę.

-Nie chcesz wiedzieć. Gdybyś wiedział, nie patrzyłabyś tak samo ani na mnie, ani na siebie.

-Co ty opowiadasz? Jesteś moją przyjaciółką i to się nigdy nie zmieni – pokiwała głową i zagryzła wargę, jakby chciała mi powiedzieć, ale coś ją powstrzymywało – Proszę cię… Powiedz mi prawdę, a razem na pewno cos wymyślimy. Zawsze przecież możesz…

-Miałam wizję – odezwała się nagle z taką powagą… W sekundzie zmieniła się z roztrzęsionej i przestraszonej nastolatki w nieugiętą i niepokonaną wojowniczkę, którą tak naprawdę była – W kawiarni. Kiedy Colin mnie dotknął. Widziałam jego śmierć – zamrugałem kilkakrotnie oczami.

-Myślałem, że wizje pojawiają się tylko wtedy, kiedy ty tego chcesz?

-No to jest nas dwóch i najwyraźniej oboje się myliliśmy. W dodatku, Colin jej nie widział, co jest chyba jeszcze dziwniejsze – zmarszczyłem brwi. Rzeczywiście, on powinien ją widzieć – Mam wrażenie, że to było pewnego rodzaju ostrzeżenie. Dla nas.

-Dla nas? – pokiwała twierdząco głową – Co dokładnie widziałaś? – niebieskowłosa przetarła twarz dłonią i cicho westchnęła.

-Widziałam, jak Colin leży na ziemi, wykrwawia się, a z jego piersi wystaje ostrze katany. I to… - zawahała się – I to właśnie ty trzymałeś za jej rękojeść – powiedziała drżącym głosem, a ja wręcz nie mogłem uwierzyć w jej słowa.

Colin jest moim najlepszym przyjacielem, znamy się od pięciu lat, nigdy w życiu bym go nie skrzywdził, a już na pewno nie zabił. Ja nie zabijam! To nie może być prawda.
 
-Nie. Mylisz się – stwierdziłem – Nie mógłbym go zabić. Ta wizja musi być kłamstwem.

-Mówię co widziałam! Ja sama w to nie wierzę, ale musi być jakieś sensowne wyjaśnienie. Tylko po prostu go jeszcze nie znalazłam – spuściła głowę ze wstydem.

Źle to wszystko rozegrałem. Nie powinienem wybuchać. To w końcu ona widziała, jak Colin umiera, nie ja. I to ona teraz żyje ze świadomością, że ta chwila prędzej, czy później nadejdzie.

-Co jeszcze widziałaś? Może coś, co zdoła nam pomóc określić, gdzie albo kiedy to się wydarzy, jeśli się wydarzy – podkreśliłem słowo jeśli – Musimy to jakoś zatrzymać.

-Nie widziałam nic znaczącego. Było ciemno, tak jakby to wizja nie chciała mi zdradzić nic więcej. Widziałam tylko twoje zimne spojrzenie, które zamieniło się w smutek kiedy… Kiedy nazwałam cię potworem. Ale ja… Ja tak w cale nie uważam – broniła się, choć w cale nie miałem zamiaru jej oskarżać. Byłem potworem. Doskonale to wiedziałem.

Powoli podniosłem się z łóżka i delikatnie pogłaskałem ją po głowie na pożegnanie. Wiedziałem, że będzie się lepiej czuła, jeśli nie złapię ją za rękę.

-Odpocznij, prześpij się. Zajmiemy się tym, kiedy wydobrzejesz.

Dziewczyna pokiwała porozumiewawczo głową, a ja opuściłem pomieszczenie. Jason siedział chyba cały ten czas na kanapie, czekał na mnie albo na nią. Zerwał się na równe nogi, kiedy zobaczył, że wychodzę. Zatrzymał mnie przed drzwiami wyjściowymi.

-I? Co ci powiedziała?

-Miała wizję – powiedziałem prawdę, bo i Jason zasługiwał na to, by wiedzieć. W dodatku, być może on zdoła jej pomóc lepiej niż ja – Widziała coś, czego nie chciała zobaczyć. I przeraziło ją to. Nie zostawiaj je na razie samej. Może cię potrzebować bardziej, niż kiedykolwiek.

Jason pokiwał porozumiewawczo głową, a ja wyszedłem na zewnątrz. Nie miałem pojęcia co mam o tym wszystkim myśleć. Zabójcy nadesłani przez matkę, seryjny morderca, który może zagrażać Lunie, a teraz ta wizja… To wszystko mnie przytłaczało i chyba po raz pierwszy w życiu nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz