Zbudźcie mnie, gdy będzie po
wszystkim.
Zbudźcie mnie na łanie
zielonym,
Kiedy cisza wieczorna się
złoci.
Jestem już tym ciężarem
zmęczony.
Cisza, Straty w ludziach,
utwór 13
Gayle Forman
Colin umierał… To Damian go
zabił… Ale…dlaczego? Co się stało?
-Jesteś potworem… -
powiedziałam…
Jak mogłam? Przecież nie
uważam Damiana za potwora, cokolwiek by nie zrobił. Ale… Jego oczy… Jeszcze
nigdy nie widziałam go w takim stanie. Spojrzenie chłopaka było tak zimne, tam
rządne krwi, jak nigdy wcześniej, nawet wtedy, gdy zginął Ra’s. Ale przecież on
nigdy nie był dla mnie potworem. Jak mogłam tak powiedzieć?
Brunet odwrócił wzrok od
swojej ofiary, a przeniósł go na mnie. I to nie były już te same oczy… On
był…smutny? Patrzył na mnie, z pewnego rodzaju przerażeniem w oczach.
Nie wiedziałam co mam o tym
wszystkim myśleć. Co ta wizja miała oznaczać? Dlaczego w ogóle się pojawiła? W
końcu, to ja kontroluję moje moce, nie one mnie. Tylko ja mogę zdecydować,
kiedy chcę zajrzeć do czyjegoś umysłu. Chyba, że najwyraźniej wcale tak nie
jest.
Nagle wszystko wróciło do
normy. Znów siedzieliśmy w kawiarni, a Colin trzymał moją rękę. Uśmiechał się,
ale nagle jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz wyglądał na zmartwionego.
-Luna, wszystko w porządku?
Musiałam dziwnie wyglądać.
Inaczej by się nie zapytał. Ale w sumie nie dziwię się, jeśli faktycznie wyglądam
na wystraszoną. Czułam, jak drgają mi wargi, a oczy się szklą. Jednak, dlaczego
Colin nie świruje? Przecież, on też musiał to widzieć? Chyba, że jednak nie
widział… Dlaczego ta wizja była inna?
-Ja…ja… - zawahałam się. Co
miałam mu powiedzieć? – Ja muszę iść.
Wyrwałam dłoń z jego uścisku
i biegiem ruszyłam w stronę wyjścia. Słyszałam, jak mnie woła, ale się nie
odwracałam. Drżącą ręką otworzyłam drzwi
wydostałam się na zewnątrz. Poczułam krople deszczu, opadające na moją
twarz. Zaczęłam iść ulicą, starając się jakoś unormować oddech.
Colin znów mnie zawołał, ale
ja wciąż szłam przed siebie. Nie mogłam się teraz odwrócić i spojrzeć mu w
oczy.
-Luna stój! – poczułam jak
chwyta mnie za ramie i ciągnie w swoją stronę.
Wyrwałam się mu, ale nim
zdążyłam zrobić krok w przód, złapał mnie za rękę. Przygryzłam wargę. Nie chcę tego znów
zobaczyć…
-Co się stało? – mówił
łagodnie – Odpowiedz, proszę…
-Nie chciałbyś wiedzieć –
odparłam przyciszonym głosem, żeby tylko nie usłyszał jak się jąkam.
-Dlaczego?
-Nie zrozumiesz – wyrwałam
dłoń i tym razem powoli zaczęłam iść przed siebie – Nie idź za mną! –
krzyknęłam – Muszę zostać teraz sama.
Wpatrzona w kałuże deszczu,
po którym stąpałam, szłam przed siebie za wszelką cenę starając się nie płakać.
Już nie słyszałam kroków Colina, czy jego głosu, a więc się poddał. Już za mną
nie szedł. Dobrze. Nie wiem, czy byłabym w stanie na niego spojrzeć. Wciąż mam
przed oczami jego wyraz twarzy, kiedy ostrze Damiana przeszyło jego klatkę
piersiową.
Kurwa… Dlaczego tylko ja to
widziałam? Dlaczego nie mogłam nad tym zapanować?
Oczami Damiana
Kiedy wróciłem z czekoladą,
zorientowałem się, że już nikt nie siedzi przy naszym stoliku. Rozejrzałem się
dookoła, ale nie zobaczyłem ani Luny, ani Colina. W pośpiechu odstawiłem kubek
na stół i wyszedłem na zewnątrz. Padało, deszcz utrudniał mi widzenie, ale mimo
to udało mi się dostrzec sylwetkę chłopaka, idącego w moją stronę. Szybko
zrozumiałem, że jest to właśnie Colin.
-Gdzie jest Luna? –
zapytałem, zbliżając się do niego.
-Wyszła, nie pozwoliła mi za
sobą iść, nie wiem gdzie teraz jest – tłumaczył. Jego oczy wpatrywały się w
ziemię, a mokre od deszczu włosy opadały na czoło jeszcze bardziej, niż zwykle,
przez co wyglądał na przybitego.
-Dlaczego wyszła? Co się
stało? – byłem zdezorientowany.
-Nie mam pojęcia. Wszystko
było normalnie, aż nagle jej wyraz twarzy drastycznie się zmienił. Wyglądała,
jakby właśnie zobaczyła ducha. Przerażona wybiegła z kawiarni.
-Bała się… - mówiłem bardziej
do siebie, niż do niego – Tylko czego?
-Damian, martwię się o nią –
podniósł na mnie wzrok – Coś było nie tak.
-Nie martw się – poklepałem
go po ramieniu, jak on to często robił po moich kłótniach z ojcem, by mnie
pocieszyć – Znajdę ją, a kiedy już dowiem się, co się stało, zadzwonię -
chłopak pokiwał porozumiewawczo głową i znów wbił wzrok w ziemię.
Nie czekając, aż Colin
odejdzie, zacząłem kierować się w stronę, z której on przyszedł, choć tak
naprawdę dobrze wiedziałem, że nie będzie łatwo znaleźć Lunę. Mogła pójść
wszędzie, a dzięki swoim doskonałym umiejętnościom, wyuczonym przez Ligę, zdoła
się ukryć tak, że nigdy jej nie znajdę. Dużo łatwiej jest stwierdzić,
dokąd się z pewnością nie uda, a mianowicie do posiadłości Wayne’ów. Nie
czułaby się tam swobodnie. Właśnie… Będzie chciała się poczuć swobodnie,
bezpiecznie, a z tego co wiem, to w Gotham jest tylko jedno miejsce, w którym
czuje się, jak w domu.
***
Zapukałem do drzwi trzy razy.
Stałem na klatce schodowej niecałą minutę, aż w końcu lokator łaskawie mi
otworzył. Jason stanął w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi. Nie chciał mnie
wpuścił, widziałem to. Czyli miałem rację i Luna jest tutaj.
-Chcę się z nią zobaczyć –
oznajmiłem.
-Ale ona z tobą nie chce. Z
nikim… Co się z nią stało? Coś jej powiedział?! – zaostrzył ton.
-Nic. Sam chciałbym się
dowiedzieć, co się dzieje, a więc może byś mnie łaskawie przepuścił? –
ciemnowłosy zmarszczył brwi.
Dobrze wiedziałem, że za mną
nie przepada, zresztą vice verso, ale tutaj nie chodziło o nas, a o Lunę. I z
tego, co wiem, obu nam na niej zależy.
Ostatecznie Jason westchnął i
pozwolił mi wejść do środka. Wytarłem buty o wycieraczkę i udałem się w stronę
salonu. Tak naprawdę, to jestem tu po raz pierwszy. Kiedyś odprowadzałem Megan
pod drzwi, ale nigdy nie wchodziłem do środka. I muszę przyznać, że takiego
wystroju wnętrza się nie spodziewałem. Nowe, zadbane meble, w większości czarne
lub białe. Byłem pewien, że spotkam się ze zniszczonymi meblami, zakurzonym
podłogami i poplamionymi ścianami. Nawet smród papierosów, które zawsze czuć od
chłopaka, tutaj był ledwo wyczuwalny. Byłem prawie pewien, że mieszkanie
wygląda tak, jak wygląda, właśnie z powodu Megan. Bądź co bądź mieszkała tu
szmat czasu, a ona nie lubi nieporządku. Dziwne jest tylko to, że po rozstaniu
jej i Jasona, on jeszcze tego wszystkiego nie zniszczył.
Brunet minął mnie i wskazał
na jedne ze drzwi. Pokiwałem porozumiewawczo głową i niepewnie zapukałem.
-Luna? Mogę wejść?
Nikt mi nie odpowiedział, a
więc otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Dziewczyna siedziała skulona na
łóżku, z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej. Po jej policzkach spływały
łzy, a usta drżały. Nie wiedziałem jej w takim stanie…chyba nigdy. Powoli
podszedłem bliżej i usiadłem przed nią. Spojrzałem się w jej oczy, które
usilnie wpatrywały się w jej gołe stopy.
-Luna… - delikatnie chwyciłem
ją za łokieć, ale ona w momencie odsunęła się ode mnie, jak poparzona.
Jej oczy teraz przyglądały mi
się, ale nie były takie, jak zawsze. Nie przypominały mi nieba, a jedynie mrok.
Stały się prawie czarne.
-Co się stało? – milczała –
Luna, możesz mi przecież powiedzieć – dziewczyna przełknęła ślinę.
-Nie chcesz wiedzieć. Gdybyś
wiedział, nie patrzyłabyś tak samo ani na mnie, ani na siebie.
-Co ty opowiadasz? Jesteś
moją przyjaciółką i to się nigdy nie zmieni – pokiwała głową i zagryzła wargę,
jakby chciała mi powiedzieć, ale coś ją powstrzymywało – Proszę cię… Powiedz mi
prawdę, a razem na pewno cos wymyślimy. Zawsze przecież możesz…
-Miałam wizję – odezwała się
nagle z taką powagą… W sekundzie zmieniła się z roztrzęsionej i przestraszonej
nastolatki w nieugiętą i niepokonaną wojowniczkę, którą tak naprawdę była – W
kawiarni. Kiedy Colin mnie dotknął. Widziałam jego śmierć – zamrugałem
kilkakrotnie oczami.
-Myślałem, że wizje pojawiają
się tylko wtedy, kiedy ty tego chcesz?
-No to jest nas dwóch i
najwyraźniej oboje się myliliśmy. W dodatku, Colin jej nie widział, co jest
chyba jeszcze dziwniejsze – zmarszczyłem brwi. Rzeczywiście, on powinien ją
widzieć – Mam wrażenie, że to było pewnego rodzaju ostrzeżenie. Dla nas.
-Dla nas? – pokiwała
twierdząco głową – Co dokładnie widziałaś? – niebieskowłosa przetarła twarz
dłonią i cicho westchnęła.
-Widziałam, jak Colin leży na
ziemi, wykrwawia się, a z jego piersi wystaje ostrze katany. I to… - zawahała
się – I to właśnie ty trzymałeś za jej rękojeść – powiedziała drżącym głosem, a
ja wręcz nie mogłem uwierzyć w jej słowa.
Colin jest moim najlepszym
przyjacielem, znamy się od pięciu lat, nigdy w życiu bym go nie skrzywdził, a
już na pewno nie zabił. Ja nie zabijam! To nie może być prawda.
-Nie. Mylisz się –
stwierdziłem – Nie mógłbym go zabić. Ta wizja musi być kłamstwem.
-Mówię co widziałam! Ja sama
w to nie wierzę, ale musi być jakieś sensowne wyjaśnienie. Tylko po prostu go
jeszcze nie znalazłam – spuściła głowę ze wstydem.
Źle to wszystko rozegrałem.
Nie powinienem wybuchać. To w końcu ona widziała, jak Colin umiera, nie ja. I
to ona teraz żyje ze świadomością, że ta chwila prędzej, czy później nadejdzie.
-Co jeszcze widziałaś? Może
coś, co zdoła nam pomóc określić, gdzie albo kiedy to się wydarzy, jeśli się wydarzy – podkreśliłem słowo jeśli – Musimy to jakoś zatrzymać.
-Nie widziałam nic
znaczącego. Było ciemno, tak jakby to wizja nie chciała mi zdradzić nic więcej.
Widziałam tylko twoje zimne spojrzenie, które zamieniło się w smutek kiedy…
Kiedy nazwałam cię potworem. Ale ja… Ja tak w cale nie uważam – broniła się,
choć w cale nie miałem zamiaru jej oskarżać. Byłem potworem. Doskonale to
wiedziałem.
Powoli podniosłem się z łóżka
i delikatnie pogłaskałem ją po głowie na pożegnanie. Wiedziałem, że będzie się
lepiej czuła, jeśli nie złapię ją za rękę.
-Odpocznij, prześpij się.
Zajmiemy się tym, kiedy wydobrzejesz.
Dziewczyna pokiwała
porozumiewawczo głową, a ja opuściłem pomieszczenie. Jason siedział chyba cały
ten czas na kanapie, czekał na mnie albo na nią. Zerwał się na równe nogi,
kiedy zobaczył, że wychodzę. Zatrzymał mnie przed drzwiami wyjściowymi.
-I? Co ci powiedziała?
-Miała wizję – powiedziałem
prawdę, bo i Jason zasługiwał na to, by wiedzieć. W dodatku, być może on zdoła
jej pomóc lepiej niż ja – Widziała coś, czego nie chciała zobaczyć. I przeraziło
ją to. Nie zostawiaj je na razie samej. Może cię potrzebować bardziej, niż
kiedykolwiek.
Jason pokiwał porozumiewawczo
głową, a ja wyszedłem na zewnątrz. Nie miałem pojęcia co mam o tym wszystkim
myśleć. Zabójcy nadesłani przez matkę, seryjny morderca, który może zagrażać
Lunie, a teraz ta wizja… To wszystko mnie przytłaczało i chyba po raz pierwszy
w życiu nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz