Po twojej stronie łóżka upiór
śpi.
„Obyś zdechł” – do ucha
szepcze mi.
Światłami, syrenami bólu wyję
w moim śnie.
A gdy się budzę z krzykiem,
całuje słodko mnie.
Bu!, Straty w ludziach, utwór
3
Gayle Forman
Dawno nie czułam się taka
wolna. Nawet nie sądziłam, że mogę się tak poczuć. Normalnie… Siedząc w kinie,
oglądając jakąś komedię , śmiejąc się z salą pełną ludzi i zajadając się
popcornem. Te dwie godziny spędzone z Colinem sprawiły, że poczułam się
zupełnie inną osobą. Wreszcie mogłam odetchnąć od tych wszystkich spraw i po
prostu rozkoszować się chwilą. W dodatku muszę przyznać, że choć nie przepadam
za komediami, to była wyjątkowo zabawna i nawet przypadła mi do gustu. Widać
było, że Colin bawi się równie dobrze, jakby nasza długa rozmowa na temat
Ligii, moich mocy i jego śmierci nigdy się nie wydarzyła.
I tak było lepiej.
Chłopak
postanowił, że odprowadzi mnie do domu. Rzecz jasna oboje wiedzieliśmy, że nie
jest to potrzebne, ale Colin potrafi być bardzo przekonujący. Kiedy doszliśmy
pod budynek było już ciemno, a źródło światła stanowiły uliczne lampy. Noc zapowiadała się raczej zimna, zważywszy na nagłe ochłodzenie i silny wiatr, przez który dostawałam dreszczy. Mimo to
udawałam, że chłód nic na mnie nie robi, zwłaszcza, że szatyn stał tylko w
cienkiej bluzie, a ja miałam na sobie skórzaną kurtkę.
-Dzięki
– uśmiechnęłam się do chłopaka –Naprawdę świetnie się bawiłam.
-Ja
też. Może kiedyś to powtórzymy? – zapytał z nadzieją.
-Może…
- trzymałam go w niewiedzy.
-Tak
w sumie to…zastanawiałem się, czy nie chciałabyś wybrać się ze mną do wesołego
miasteczka? – posłałam mu spojrzenie mówiące „ ty tak na serio” – Jeśli będzie
ci raźniej, zaproszę też Damiana.
-Sama
nie wiem…
-Będzie
fajnie, zobaczysz – namawiał mnie.
-Niech
ci będzie – ostatecznie mu uległam, ale w sumie skoro w kinie tak dobrze się
bawiłam, to pewnie w lunaparku będzie podobnie…
-Świetnie!
Wybierzemy się, jak tylko poprawi się pogoda. W Gotham co prawda parku rozrywki
nie ma, ale Metropolis jest zarąbisty. To tylko kilka godzin jazdy stąd.
-Okey…
To daj znać, jak będziemy mieli jechać.
-Ma
się rozumieć.
-To…do
zobaczenia.
-Na
razie – chłopak pomachał mi na pożegnanie, a ja już całkiem zziębnięta ruszyłam
do środka.
Wbiegłam
po schodach i pociągnęłam za klamkę, ale ku mojemu zdziwieniu drzwi były
zamknięte. Byłam pewna, że Jay już wrócił, a tu proszę. Może poszedł na zwiad,
albo do baru, kto wie…
Wyjęłam
z kieszeni klucz i otworzyłam drzwi. Jak tylko dostałam się do środka powitała
mnie przyjemna fala ciepła. Zdjęłam
siebie kurtkę, powiesiłam ją na wieszaku i ruszyłam do kuchni.
Nastawiłam wodę na herbatę, a w międzyczasie włączyłam telewizor. Zabrałam od
siebie z pokoju nietkniętą pizzę i podgrzałam ją sobie w mikrofali. Talerz z
jedzeniem i hubek z napojem zabrałam do salonu, położyłam na stoliku,
rozsiadłam się w kanapie i oglądałam telewizję. Nawet odgrzewana, pizza wciąż
była pyszna.
Po
skończonym posiłku umyłam naczynia i wróciłam do salonu. Przeskakiwałam z
kanału na kanał w poszukiwaniu jakiegoś
ciekawe serialu, filmu, czy nawet programu, bez skutku. Ostatecznie
postanowiłam obejrzeć wiadomości. Gotham przegrało mistrzostwa footballu
amerykańskiego z Metropolis, wypadek bez ofiar spowodowany śliską drogą, próba
ucieczki z Arkham… Same nudy jednym słowem.
Aż
na ekranie pojawiła się JEGO twarz…
-Otrzymaliśmy
informację, że przed kilkoma minutami Joker wraz ze swoją pomocniczką Harley
Quinn i około dziesięcioma członkami ganku napadł na bank główny Gotham City –
informowała prezenterka wiadomości – Klaun jest niebezpieczny, uzbrojony i ma
zakładników. Policja nie może dostać się do środka i z tego, co nam wiadomo,
Batman także jeszcze się nie pojawił.
Szlag,
szlag, szlag, kurwa mać! Dlaczego akurat teraz, jak nie mam bladego pojęcia
gdzie jest Jason, nie mam jak się z nim skontaktować i dopiero co byłam ranna?!
Dlaczego nie mógł napaść na bank na tydzień? Nie no, ten to ma wyczucie czasu.
Nie
tracąc już ani minuty dłużej przebrałam się w mój kombinezon, włosy związałam w
warkocz i spakowałam sobie zapasa noży. Pędem ruszyłam w stronę schodów
pożarowych, kiedy zdałam sobie sprawę, że na piechotę dotrę do banku za jakieś
dwadzieścia minut. To stanowczo za długo. Wróciłam się do przedpokoju i
sprawdziłam, czy Jay przypadkiem nie zostawił kluczyków do motocyklu. Tym razem
szczęście się do mnie uśmiechnęło.
Zabrałam
klucze i pędem zbiegłam po schodach. Z dala mogłam usłyszeć syreny policyjne.
Powinnam dostać się na miejsce przed nimi. Przyśpieszyłam tempa i dosłownie
wskoczyłam na pojazd. Odpaliłam silnik i modliłam się, bym jakoś potrafiła na
tym jeździć. Damian bądź co bądź mnie uczył, ale to było siedem lat temu…
Ruszyłam
z piskiem opon i o mały włos nie spadłam z motocyklu. Poprawiłam się i z
prędkością dwieście km/h jechałam w stronę banku. Syreny stawały się coraz
głośniejsze, czyli doganiałam policję, a to dobrze. Po niecałej minucie udało
mi się zobaczyć część radiowozów, które zręcznie wyminęłam i wyprzedziłam, a
chwilę później zniknęłam im z pola widzenia.
Niedługo
potem zajechałam na miejsce. Zaparkowałam motocykl w uliczce obok i
zastanowiłam się jak w zasadzie powinnam dostać się do środka. Frontowymi
drzwiami to się raczej nie przedostanę, a nawet jeśli, to z pewnością od razu
dostanę kulkę w łeb.
-Myśl
Luna, myśl jak Batman. Ech, sama nie wierzę, że to mówię…
-Ja
tak samo – usłyszałam za sobą znajomy głos. Damian objął mnie w pasie – Złap
mnie za szyję – rozkazał, a ja posłusznie wykonałam polecenie.
Chłopak
wyjął przypiętą do pasa wciągarkę lin i wystrzelił z niej. Hak zawiesił się na
dachu banku, a chwilę później oboje powędrowaliśmy w górę. Muszę sobie sprawić
taki bajer…
Na
dachu budynku już czekał Batman i nawet na niego nie patrząc byłam pewna, że
nie jest zadowolony moją obecnością. Mężczyzna majstrował coś przy jakiejś
klapie i jak szybko się zorientowałam, otwierał kłódkę. Po kolei weszliśmy do
środka. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy, przypominało strych, tylko
taki naprawdę duży. Po drugiej stronie zauważyłam schody, prowadzące w dół, do
których się udałam, a Damian i gacek za mną. Zręcznie zjechałam na piętro niżej
i nie czekając na resztę przeszłam do kolejnego pomieszczenia, którym okazała
się być główna część banku. Budynek miał teoretycznie dwa główne piętra, tylko
to, na którym się obecnie znajdowaliśmy miało na środku pustą przestrzeń, przez
którą mogliśmy zobaczyć pierwsze piętro.
Schowałam
się za niskim murkiem, by nie zostać przez nikogo zauważona. Byłam w stanie
zobaczyć Jokera wraz z Harley, stojący na środku pomieszczenia pod nami. Klaun
obejmował swoją partnerkę ręką, w drugiej natomiast trzymając pistolet. Przed
nimi klęczała spora grupka zakładników z zawiązanymi rękami, jakieś siedem osób
oraz dwaj napakowani gangsterzy, pomagierzy Jokera. Widziałam jeszcze jakieś
osiem, może dziewięć osób rozstawionych w każdej części banku, z bronią rzecz
jasna.
-To
nie będzie łatwe zadanie. Joker ma zakładników, a więc będzie trzeba jak
najdłużej utrzymać go w niewiedzy, że tu jesteśmy – wyjaśniał Batman – Musimy
załatwić uzbrojonych gangsterów po cichu.
-Oni
wszyscy są uzbrojeni – zauważyłam, ale mężczyzna puścił moją uwagę mimo uszu.
-Robinie,
daj Lunie zapasową wciągarkę lin. Będzie jej potrzebna – mówiąc to Batman
wycelował urządzenie w gargulec nad nami i w momencie poleciał w jego stronę.
-Proszę
– Damian podał mi wciągarkę – Wystarczy wycelować i nacisnąć przycisk. Staraj
się poruszać jak najciszej, ale często zmieniał położenie. Oni już wiedzą,
gdzie mają patrzeć.
-Luz.
Rozmawiasz z profesjonalistką – uśmiechnęłam się do niego chytrze, wycelowałam
wciągarkę w gargulca, na którym jeszcze nie dawno siedział Batman i
wystrzeliłam hak.
Obejrzałam
pierw jak Gacek rozprawia się z jednym oprychem. Zaczekał, aż ten obojętnie pod
nim przejdzie, następnie bezszelestnie za nim skoczył i lekko poddusił. Musiał
jednak zostawić go nieprzytomnego na widoku, bo kolejny zbir szedł w ich
kierunku. To było moje zadanie. Cierpliwie zaczekałam, aż facet sobie pójdzie,
po cichu skoczyłam na ziemię i… I miałam cholerną ochotę podciąć mu gardło, ale
zwyczajnie go poddusiłam.
Wróciłam
na górę i przeszłam na kolejnego gargulca i jeszcze następnego. Bruce zniknął
mi z oczu, ale widziałam, jak Damian załatwia kolejnego oprycha. Czyli co
najmniej trzech mamy z głowy. Jeszcze pięciu.
Joker
opowiadał zakładnikom jakiś żart, pewnie kiepski, ale starałam się na tym nie
skupiać. Załatwiłam kolejnego zbira w ostatniej chwili, zaraz nim zobaczył
jednego z nieprzytomnych kolegów.
-I
jak? – zapytał Damian, znowu zza moich pleców, o mało nie przyprawiając mnie o
zawał serca.
-Mógłbyś
następnym razem chociaż chrząknąć? – zapytałam oskarżycielsko.
-Wybacz
– oboje ledwie mieściliśmy się jednym gargulcu – Ile załatwiłaś?
-Dwóch.
A ty?
-Trzech.
Batman już czterech. Czas zająć się zakładnikami – pokiwałam porozumiewawczo
głową i przeniosłam się na kolejnego gargulca. Naprzeciwko zauważyłam Batmana.
Z
tej pozycji mogłabym spokojnie trafić obu zbirów, którzy pilnowali zakładników.
I pewnie gdyby nie było tu Bruce’a, oboje by już nie żyli. Zerknęłam na gacka. Nic,
nadal tylko siedział i przyglądał się, zresztą Damian tak samo. Miałam już tego
powoli dość. Chwyciłam za dwa noże i przyszykowania się do rzutu, ale dosłownie
czułam na sobie wzrok nietoperza. I faktycznie, zerknęłam na niego i jego oczu
wyraźnie mówiły „tylko spróbuj”. Niechętnie schowałam noże i czekałam, aż pan
Nocny Rycerz wykona ruch. W końcu Batman wyciągnął z pasa dwa batarangi, dał
Robinowi jakiś znak i rzucił urządzenia w obu mężczyzn, tym samym ich
„nokautując”. I Bruce i Damian skoczyli w kierunku Jokera i Harley, a lądując
kopnęli ich w twarz, tym samym powalając. Ja w tym samym czasie skoczyłam do
zakładników. Przecięłam nożem ich więzy i kazałam uciekać.
I
Joker i Harley szybko zebrali się z ziemi i zaczęli walczyć z Batmanem i
Robinem. Widziałam jednak, że klaun planuje coś innego niż walkę, dlatego szybko
podbiegłam do niego i podcięłam. Mężczyzna przewrócił się na ziemię, śmiejąc
się przy tym jak szalony, jakby ktoś łaskotał go na śmierć.
-A
to…dobre… Ha, ha, ha! Ty… Nieśmiertelna jesteś, czy co?
-Raczej
wytrwała – poprawiłam go i walnęłam z pięści prosto w szczękę – I uczę się na
błędach – tym razem przyłożyłam mu w nos, z którego zaczęła wypływać ciepła
krew. Joker zaśmiał się jeszcze głośniej – Zamknij się wreszcie! Przegrałeś!
-Skąd
ta pewność, moja droga?
Wtem
usłyszałam strzał. Instynktownie się schyliłam i schowałam za ławkę. Batman i
Robin postąpili podobnie. Harley podbiegła do swojego pączusia, który w tym
czasie zdążył się podnieść. Oboje zaczęli się wycofywać. Bruce wyciągnął
kolejny batarang, którym rzucił w kierunku strzałów. Po chwili usłyszałam huk i
jęk mężczyzny. Gackowi chyba udało się trafić w lufę broni. Ładnie, oj ładnie.
Ruszyliśmy
w stronę klauna, ale ten chwycił jednego ze swoich pomagierów, który właśnie
się budził i przystawił mu pistolet do głowy.
-Nie tak szybko moi mili! –
mężczyzna odbezpieczył broń – Wyjdziemy stąd, jak gdyby nigdy nic…
-To nic wam nie da – Batman
zrobił krok w przód – Na zewnątrz już czeka policja. Zastrzelą cię. Dobrze ci
radzę, poddaj się.
-Wy tu jakoś weszliście, mam
rację?! To teraz nas stąd wyprowadzicie!
-Chyba śnisz – zadrwił sobie
z niego Damian.
-Trochę szacunku, ptaszku!
Jednego z was już złamałem, mogę złamać i kolejnego – zacisnęłam pięść, by się
na niego nie rzucić. Dlaczego nie możemy po prostu dać temu człowiekowi zginąć…
-Właśnie, naucz się szacunku,
szczeniaku! – głos przejęła Harley, za co oberwała od swojego „pączusia” z lufy
pistoletu w czoło. Cicho jęknęła, po czym rozmasowała obolałe miejsce, a w jej
oczach zauważyłam nutkę niepokoju
-Powiem to jeszcze raz –
klaun ponownie zbliżył pistolet do skroni mężczyzny – Wyprowadzicie nas stąd,
albo zaraz opryskam was jego mózgiem! – kątem oka zobaczyłam, że Damian wyciąga
z pasa nóż.
-Poddaj się Joker, a wrócisz
do Arkham bez większych obrażeń – i Batman znów stał się dobrym gliną.
-Chciałbyś, co Gacek? Nie
brudzić sobie łapek? – Quinn zaśmiała się na całe gardło.
-Dobre, Panie J! To było…
-A zamknij się wreszcie! –
ryknął na kobietę, przystawił pistolet do jej głowy i pociągnął za spust…
Poczułam na twarzy krople
krwi i zastygłam jak kamień. Martwe ciało Harley bezwładnie upadło na ziemię,
Batman rzucił się na Jokera i zaczął okładać go pięściami, Robin skuł
mężczyznę, który jeszcze przed chwilą dostałby kulę w głowę, a ja po prostu
stałam. Miałam świadomość tego, że ten psychopata ma Quinn głęboko w dupie, ale
nie sądziłam, że mógłby zabić ją za…za nic tak naprawdę.
Obeszłam leżącego na ziemi,
całego we krwi Jokera, starając się nie zważać na jego śmiech i skupiłam się na
Harley. Patrząc na jej dziurę w głowie i płynącą po twarzy strużkę krwi chciało
mi się krzyczeć.
Właśnie to pistolet robi z
człowiekiem. Przejmuje nad nim kontrolę. To nie osoba, która go trzyma dyktuje
warunki. Mając w dłoni coś tak potężnego człowiek czuje się jak Bóg, ma
wrażenie, że może wszystko. I nawet nie zdaje sobie sprawy, kiedy pociąga za
spust…
!!?? Nie sądziłam, że Joker jest do tego zdolny. Choć w sumie to Joker... Kiedy Damian kazał Lunie złapać się za szyję, myślałam że zaczną się miziać 😂 xd. Pisz szybko ;-)
OdpowiedzUsuńNo! Trochę akcji do rozruszania atmosfery ;)
OdpowiedzUsuńNie napisałam chyba niczego pod poprzednim rozdziałem, ale ogólnie to się cieszę, że obecna Talia nie jest tą prawdziwą Talią xD
Ja też myślałam że zaczną się miziać :D