Wojna nadchodzi
Wojna wzywa
Zadrżał świat
Niebo upada - niebo upada
Pośród ciemności - wszyscy jesteśmy jednością
Pośród ciemności - wszyscy musimy działać
Pośród ciemności - wszyscy wzniecimy światło
Pośród Ciemności - wszyscy musimy walczy, musimy walczyć
Coś nadchodzi
Coś jest już w drodze
Góry kruszę się
Jak gliniany posąg - coś jest już w drodze
Pośród ciemności - wszyscy jesteśmy jednością
Pośród ciemności - wszyscy musimy działać
Pośród ciemności - wszyscy wzniecimy światło
Pośród Ciemności - wszyscy musimy walczy, musimy walczyć
Wojna wzywa
Zadrżał świat
Niebo upada - niebo upada
Pośród ciemności - wszyscy jesteśmy jednością
Pośród ciemności - wszyscy musimy działać
Pośród ciemności - wszyscy wzniecimy światło
Pośród Ciemności - wszyscy musimy walczy, musimy walczyć
Coś nadchodzi
Coś jest już w drodze
Góry kruszę się
Jak gliniany posąg - coś jest już w drodze
Pośród ciemności - wszyscy jesteśmy jednością
Pośród ciemności - wszyscy musimy działać
Pośród ciemności - wszyscy wzniecimy światło
Pośród Ciemności - wszyscy musimy walczy, musimy walczyć
The
Phantoms - Into the Darkness
Siedziałam w posiadłości
Wayne’ów i czekałam, aż Damian się przebierze. Nasza dwójka wróciła od razu do
Bat-jaskini, ale Batman postanowił, że osobiście zawiezie Jokera do Arkham.
Widać było, że śmierć Harley go rozdrażniła, ale najbardziej zły był na to, że
nie zdołał jej uratować. Ja sama obwiniałam się, że nie zdołałam jej pomóc.
Quinn była tylko i wyłącznie ofiarą Jokera, którą omotał sobie wokół palca. To,
kim się stała, było tylko i wyłącznie jego winą.
-Jak się trzymasz? – zapytał
Damian, idąc w moją stronę.
-Nie sądzisz, że to trochę
bezsensowne pytanie? W końcu to nie ja dostałam kulę w łeb.
-Tak, to rzeczywiście nie ma
sensu – chłopak usiadł obok mnie na kanapie – Ale wolałem zapytać. Ostatnio
widzisz stanowczo za dużo śmierci.
-Nie przesadzaj już… Akurat
widok śmierci nie bardzo na mnie wpływa, przyzwyczaiłam się do niego. Po prostu
nie lubię, gdy ginie ktoś, kto na to nie zasługuje.
-A Quinn nie zasługiwała? –
spytał podchwytliwie. Chciał mnie podejść, ale nie wiedziałam po co.
-Nie. Widziałam, że ona
chciała tylko być przy swoim ukochanym, przypodobać się mu. A on miał ją
głęboko w dupie. Harley nie zasługiwała na śmierć.
-Damian? – znajomy głos
dochodził z sąsiedniego pokoju. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam stojącą
w drzwiach Megan. Dziwnie wyglądała – Dobrze, że już jesteś – mówiąc to,
ruszyła w naszą stronę. Nastolatek zerwał się z kanapy, a ja za nim.
-Co się stało?
-Talia… Była u mnie.
-Co? Kiedy? – dostrzegłam, że
młody Wayne instynktownie zaciska pięści – Czego chciała? – dziewczyna nie
odpowiedziała, a jedynie pokręciła głową, jakby nie mogła z siebie wydusić tych
słów. Ja jednak podejrzewałam o co może chodzić.
-Chciała, żeby Megan cię
zabiła – Damian nie odrywał wzroku od ciemnowłosej – Mam rację? – i ja
odwróciłam się w jej kierunku. Skinęła twierdząco głową – Czy ona jest naprawdę
aż tak głupia, żeby podejrzewać, że to zrobisz?!
-Nie – w sekundzie przybrała
taką postawę, jakby zaraz miała mnie zaatakować – Ale widziałam wymalowaną na
jej twarzy desperację. W dodatku sposób, w jaki mówiła on… Ona nie brzmiała jak
Talia – starała się wyjaśnić – Jasne, zagroziła, że jak tego nie zrobię to
zabije i Richarda i Jasona, szantaż do niej pasuje, ale nie ton, w jakim się
wypowiadała… Mówiła o Damianie tak, jakby nigdy ją nie obchodził, a cała nasza
trójka wie, że to nie prawda.
-Co racja, to racja –
potwierdziłam – Może i talia jest wredną suką… - zielonooki posłał mi
ostrzegawcze spojrzenie, ale udałam, że nawet go nie widziałam – Ale widać, że
zależy jej na synu. Zawsze jej zależało.
-Najwyraźniej nie –
ciemnowłosy skrzyżował ręce na piersi – Chce mnie zabić, to chyba mówi samo za
siebie – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Damian, to jest twoja matka
– chłopak przewrócił oczami – Coś musiało się stać, skoro ot tak zdecydowała,
że chce zakończyć twój żywot. A skoro Megan mówi, że ona nie zachowywała się
tak, jak dawniej, to najwyraźniej stało się coś, co ją cholernie zmieniło. Nie
chcesz się dowiedzieć, co to było?
-Chcę się wreszcie od niej
uwolnić! Chcę w końcu uciec od Ligii i od chęci zabijania, jaką we mnie
wszczepiła! – w jego głosie słychać było złość, ale i zmęczenie. Pewnie już
wiele razy chciał to z siebie wyrzucić – Nie obchodzi mnie co się stało z
Talią. Chcę tylko żeby wreszcie dała mi spokój i pozwoliła być sobą.
-I właśnie dlatego chce cię
zabić – do rozmowy wtrącił się Bruce, który nawet nie wiem kiedy znalazł się w
pokoju – Kiedy już odstawiłem Jokera do Arkham, złożyłem kolejną wizytę
Copperhead. Tym razem wreszcie postanowiła gadać.
-I? – zapytałam wyczekująco.
-Udało jej się podsłuchać
rozmowę Talii, kiedy przyjechała do siedziby Ligii na spotkanie zabójców. Z
tego, co zrozumiała, to twoja matka już nie ma całkowitej kontroli nad Ligą.
-Skąd to podejrzenie? – na
twarzy Megan pojawiło się zdziwienie. Obie wiedziałyśmy, że oprócz Ra’s i jego
córki nikt nie byłby w stanie rządzić Ligą.
-Zwracała się do swojego
rozmówcy „Panie” – wyjaśnił Batman – I z tego, co powiedziała mi Copperhead, to
właśnie nowy przywódca Ligii pragnie twojej śmierci, ponieważ straciłeś swój
instynkt zabójcy, który jak to ujął nasz tajemniczy mężczyzna, był twoim
jedynym atutem.
-Może to właśnie dlatego
Talia tak dziwnie się zachowuje? – zaproponowałam – Wie, że nie ma już władzy
nad Ligą, ale jest zbyt dumna by się do tego przyznać, dlatego nadal udaje, że
to ona wszystko kontroluje.
-I dlatego jest aż tak
zdesperowana – dodała ciemnowłosa – Bo wie, że jeśli Damian przeżyje, ona
zawiedzie swojego nowego Pana i z pewnością spotka ją za to sroga kara. W końcu
ten tajemniczy mężczyzna musi stanowić dla niej wielkie zagrożenie, skoro udało
mu się przejąć władzę nad Ligą.
-Zajmę się tym, kiedy
dokończę sprawy w Gotham – podsumował Batman – Dowiem się kim jest nowy
przywódca i postaram się przywrócić Talii władzę.
-A nie lepiej zabić nowego
przywódcę, ale i wsadzić Talię do więzienia? – zapytałam nieco niepewnie,
widząc ten pełen niesmaku wzrok mężczyzny – To chyba by całkiem zniszczyło
Ligę, nie?
-Nie – zaprzeczył
niebieskooki.
-Bruce ma rację – dodała Meg
- To tylko stworzyłoby nowy problem. Ktoś prędzej, czy później przejąłby władzę
i kto wie, czy nie wpakowaliśmy się w jeszcze większe bagno.
-Dobra, zwracam honor –
przyznałam się do błędu, rozkładając przy tym ręce w znaku bezsilności – Niech
rzeczywiście Batman się tym zajmie – sama nie wierzyłam, że to mówię.
-Jesteś dziwnie cichy, Damian
– stwierdziła niebieskooka i zmierzyła chłopaka wzrokiem – Nie chciałbyś czegoś
dodać?
-Nie – odparł, najkrócej jak
mógł. Na jego twarzy malował się grymas niezadowolenia.
Widać było, że
zdenerwowała go wieść, iż ktoś zdołał
odebrać władzę jego matce, a w dodatku chce jego śmierci. A może po prostu
denerwowała go niewiedza? Tak, Damian nie znosi nie mieć wszystkich potrzebnych
mu informacji, a ta jest mu wręcz niezbędna. Kto wie, do czego się posunie, by
zdobyć upragnione odpowiedzi?
-Może już powinniśmy iść
odpocząć – zaproponował, choć bardziej rozkazał Bruce.
-Dobry pomysł – przyznała mu
rację Megan – Wracam do łóżka – stwierdziła, machając nam przy tym na
pożegnanie.
-Ja też już wrócę do domu.
Tylko mój motocykl, choć to motocykl Jasona, a zresztą nieważne… Sęk w tym, że
mój transport stoi sobie pod ziemią, a ja nie mam bladego pojęcia jakie jest
hasło do windy – mówiąc to, pokazałam stojący w oddali zegar.
Jak zdążyłam się już
dowiedzieć, to właśnie on, a dokładniej jakaś tam kombinacja wskazówek
uruchamia windę, ale żeby ruszyła, trzeba wpisać specjalny kod, którego
niestety nie posiadam.
-Chodź, odprowadzę cię –
Damian chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę zegara.
Otworzył szybę, przestawił
wskazówki, a po chwili ściana obok dosłownie rozsunęła się, ukazując drzwi do
windy. Kiedy i one się otworzyły, a my weszliśmy do środka, zielonooki wcisnął
po kolei cyfry 3, 8, 5, 2 i w tym samym momencie ruszyliśmy w dół. Mogło się
zdawać, że nie minęło nawet pięć sekund, a my już byliśmy w Bat-jaskini.
Szliśmy w milczeniu, mijając stare kostiumy Batmana oraz Robina, założone na
manekiny i postawione za szkłem. Potem przeszliśmy obok Bat-komputera, przy
którym majstrował coś Alfred, najpewniej szukał informacji o możliwym przywódcy
Ligi, tak przynajmniej mi się zdawało. W końcu dotarliśmy do schodów, które
prowadziły do czegoś w rodzaju parkingu, choć nie wiem jak miałam to fachowo
nazwać. Była to po prostu dość spora przestrzeń, gdzie stał Batmobil i kilka
motocykli. Ja podeszłam do mojego ścigacza i usiadłam na niego. Chciałam ruszyć
od razu, bo szczerze powiedziawszy byłam strasznie zmęczona i nie wiedziałam,
czy oczy zaraz same mi się nie zamkną. Ale widząc ten dziwny, zamyślony wyraz
twarzy Damiana, nie mogłam tak po prostu sobie pojechać.
-Co cię gryzie?
-Nie sądzisz, że to trochę
bezsensowne pytanie? – odpowiedział na to pytanie, dokładnie tak jak ja kilka minut temu, uśmiechając się przy tym wrednie, ale
ja wiedziałam, że to sztuczny uśmiech. Mimo to i ja użyłam jego tekstu, by po
prostu jakoś rozluźnić zaistniałą sytuację.
-Tak, to rzeczywiście nie ma
sensu, ale wolałam zapytać. W końcu ostatnio dosyć dużo osób chce cię zabić…
-Przywykłem – stwierdził
obojętnie – Ra’s zawsze miał wielu wrogów, a ja, jako jego wnuk, można
powiedzieć, że otrzymałem ich w spadku. Teraz, kiedy jestem Robinem, partnerem
Batmana, jest tak samo.
-Co nie znaczy, że jesteś
niezniszczalny – zwróciłam mu uwagę – Wiem, że nie boisz się śmierci, że
niczego się nie boisz, ale nie powinieneś lekceważyć zagrożenia.
-Nie robię tego – szybko
zaprzeczył – Ja po prostu… - chicho westchnął – Ostatnio sporo dzieje się w
Gotham, miasta potrzebuje ochrony i wolę zamartwiać się o nie, niż o mnie –
zaśmiałam się pod nosem na te słowa – Co? – spytał nieco ostro.
-Nic, nic… Po prostu
przypomniałam sobie, jak to kiedyś w kółko gadałeś, że będziesz rządził światem
i nic nie stanie ci na drodze – kiedy powiedziałam to na głos, zaśmiałam się
jeszcze głośniej, ale i ciemnowłosego to nieco rozbawiło – To niesłychane, jak
szybko zmieniłeś swoje poglądy.
-Sześć lat to szybko?
-W porównaniu z całym życiem?
Owszem.
Rozmawiając z chłopakiem,
przypomniałam sobie moje wcześniejsze spotkanie z Colinem. Powinnam powiedzieć
Damianowi, że on już zna o mnie prawdę. No i jeszcze, że za jakiś czas
najpewniej jedziemy do parku rozrywki… Ciekawe, jak bardzo będzie zły… Powiem
mu, ale nie dziś. Dziś już mieliśmy dość wrażeń.
-Możemy się jutro spotkać? –
zdziwiła go powaga, z jaką wypowiadałam te słowa – Chcę obgadać kilka spraw.
-Tak, jasne – odparł –
Przyjadę po ciebie koło piętnastej – pokiwałam porozumiewawczo głową i
uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie.
Odpaliłam silnik motocyklu i
z piskiem opon ruszyłam przed siebie. Przejechałam przez ciemny, skalisty
tunel, a potem metalową bramę, która otworzyła się, gdy tylko się do niej
zbliżyłam. Znalazłam się na świeżym powietrzu, już za granicami Gotham. Jako iż
byłam okropnie zmęczona, przyśpieszyłam, by jak najprędzej znaleźć się w łóżku.
Po niedługim czasie byłam już
na miejscu. Wdrapałam się po schodach, otworzyłam drzwi i wparowałam do środka.
Ruszyłam prosto do mojego pokoju, ale momentalnie zatrzymałam się, gdy
zobaczyłam siedzącego na kanapie w salonie Jasona.
Ciemnowłosy miał podkrążone
oczy i posiniaczone knykcie, jakby właśnie stoczył walkę życia. Mimo to, nie
miał żadnych innych obrażeń, czyli pewnie walka była nieco nierówna. Kiedy już
zorientował się, że wróciłam, powoli zebrał się z kanapy i nieco chwiejnym
krokiem skierował w moją stronę. Ciężko było mi stwierdzić, czy ledwo trzyma
się na nogach, bo jest pijany, zmęczony, czy jednak oberwał mocniej, niż
mogłoby się wydawać. Jednak kiedy dzieliło nas tylko kilkanaście centymetrów i
zdołałam wyczuć bijący od niego smród taniego burbonu, byłam całkiem pewna co
do odpowiedzi.
Jay nic nie mówił, patrzył
tylko na mnie nieobecnym wzrokiem, jakby nawet nie wiedział kim jestem.
-Gdzie byłeś? – zapytałam,
mając już serdecznie dość ciszy.
-Czy to prawda? – zignorował
moje pytanie – Ona nie żyje?
-Tak – odparłam – Zabił ją –
ciemnowłosy westchnął i oparł się plecami o ścianę, by złapać równowagę.
-Przepraszam. Powinienem tam
być razem z tobą… Powinniśmy go powstrzymać…
-A powiesz mi chociaż gdzie
byłeś?
-W barze – prychnęłam.
-Tylko? Bo twoje pięści mówią
co innego.
-Tylko w barze. Piłem,
wypytywałem o klauna, potem znowu piłem… Aż w końcu do środka wparował jakiś
facet i zaczął wrzeszczeć, że dziewczyna Jokera dostała kulkę w łeb. Wnerwiłem
się i rzuciłem na niego, a potem to już samo poszło…
-Nie martw się – starałam się
go jakoś pocieszyć – Klaun siedzi w Arkham.
-Prędzej, czy później i tak
wyrwie się na wolność.
-W to nie wątpię. Tylko my,
będziemy już na niego czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz