sobota, 22 października 2016

Rozdział XX - Prawdziwa "ja"


Nie opuszczaj mnie
każda moja łza
szepcze, że co złe
się zapomnieć da.
Zapomnijmy ten
utracony czas,
co oddalał nas
co zabijał nas
i pytania złe
i natrętne tak -
Jak? - Dlaczego? - Jak?
Zapomnijmy je.
Nie opuszczaj mnie.
Nie opuszczaj mnie.
Nie opuszczaj mnie.

Ja deszczowym dniem
Ci przyniosę z ziem
gdzie nie pada deszcz
pereł deszczu sznur,
jeśli umrę, z chmur
spłynie do twych rąk
światła złoty krąg
i to będę ja.
W świecie ziemskich spraw
miłowanie twe
będzie pierwszym z praw,
królem staniesz się
a królową ja.
Nie opuszczaj mnie.
Nie opuszczaj mnie.



Edyta Górniak – Nie Opuszczaj Mnie




Bo długiej, ciężkiej nocy byłam w stanie pozbierać się z łóżka dopiero po dwunastej. Byłam tak zmęczona i śpiąca, że po raz pierwszy w całym moim życiu miałam ochotę zrobić sobie kawę. Nawet to uczyniłam, ale już po pierwszym łyku wylałam całą zawartość kubka do zlewu. Jak ludzie w ogóle mogą pić coś tak ohydnego? Może robią to dla zasady? Kto wie…


Po mieszkaniu starałam się chodzić najciszej jak mogłam. Z tego, co słyszałam w nocy, Jason położył się spać dopiero po dziesiątej. Nie mam pojęcia co on przez cały ten czas robił. Pomimo moich początkowych podejrzeń, że najzwyczajniej w świecie chciał się upić, kosz na śmieci był pusty, za to szafka pełna zamkniętych alkoholi. Może myślał w jaki sposób dorwać Jokera? A może ja też powinnam? Nie, nie dziś. Dziś muszę załatwić sprawę z Damianem. Jak ja mam mu to w ogóle wyjaśnić? „Hej, Damian, powiedziałam Colinowi, że jestem zabójczynią i widziałam jego śmierć”. Nie, to raczej odpada. Eh… W co ja się wpakowałam? W końcu już kiedy dołączyłam do Ligii, wpajano mi, że nikt nie może wiedzieć kim tak naprawdę jestem, że w ten sposób narażam siebie, ludzi wokół mnie i dobro całej misji. Ale Colin nie jest wrogiem, a to nie jest żadna misja. Podjęłam taki wybór, bo uważałam go za słuszny. I właśnie to powinnam powiedzieć Damianowi.


Zrobiłam sobie szybkie śniadanie i czekoladę. Po skończonym posiłku ruszyłam do łazienki. Potrzebowałam relaksującego, długiego prysznica. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do kabiny. Pozwoliłam, by strużki ciepłej wody spływały po moim ciele, wywołując przy tym przyjemny dreszcz. Przeczesałam włosy palcami, co dziwne natrafiając przy tym na kilka kołtunów. Dokładnie się umyłam, po czym opatuliłam w ręcznik i skierowałam do sypialni po nowe, czyste ubrania. Wyjęłam z szafy pierwsze lepsze szmatki i wróciłam do łazienki. Tam dokładnie się wytarłam, rozczesałam włosy i wysuszyłam je. Następnie zaczęłam się ubierać, ale zatrzymałam się przy zakładaniu spodni, gdyż ku mojemu zaskoczeniu, były one na mnie za duże. A dobrze pamiętam, że jeszcze w zeszłym tygodniu dopasowywały się idealnie. Schudłam? Ale dlaczego? Przecież nie ćwiczę już tak często, nie odżywiam się zdrowo jak kiedyś, a już na pewno się nie odchudzam. Może to anemia? Albo depresja? Nie, nie powinnam nawet tak myśleć. Może to po prostu spodnie się rozszerzyły? Tak, to chyba najbardziej prawdopodobne.


Przestałam myśleć o powodzie mojego nagłego chudnięcia i wróciłam do ubierania się. Założyłam na siebie bordową, krótką bluzkę odsłaniającą mój brzuch, bez ramiączek i z golfem, a do tego czarne boty do kolan na płaskim obcasie. Wróciłam do mojego pokoju i wyjęłam z szafy pasek, który przełożyłam przez szlufki spodni. Oczywiście założyłam też moje ukochane rękawiczki bez palców.


Kiedy spojrzałam na zegarek zorientowałam się, że do przyjazdu Damiana mam jeszcze całą godzinę. Zrezygnowana rozłożyłam się na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Oczywiście cały czas przeskakiwałam z kanału na kanał, bo w głupim pudle nie leciało nic ciekawego. I że niby niektórzy ludzie spędzają przed telewizorem całe dnie? No to mają mój szacunek, bo ja po piętnastu minutach poddałam się. Nacisnęłam czerwony przycisk na pilocie, a kiedy ekran stał się czarny, zobaczyłam w nim odbije Jasona.


Odwróciłam się w stronę chłopaka i muszę stwierdzić, że wyglądał koszmarnie. Był bledszy niż zwykle, włosy miał tłuste i roztrzepane na cztery strony świata, a oczy podkrążone i nieobecne. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, wstałam z kanapy i starałam się zaciągnąć bruneta z powrotem do jego sypialni. Niestety on kurczowo mi się opierał, trzymając się futryny drzwi.



-Daj spokój, to nie ma sensu. I tak nie chce mi się już spać.

-Akurat – prychnęłam – Może ci się nie chcieć spać, ale potrzebujesz odpoczynku, bo nie obrażając żywych trupów, wyglądasz jak zombie.

-Dzięki.

-Nie ma sprawy.

-Dobra, Luna, to naprawdę ci nic nie da. Przestań – rozkazał, a ja wiedząc, że i tak nie uda mi się go ruszyć, wykonałam polecenie – I tak muszę z tobą o czym pogadać – uniosłam ze zdziwienia jedną brew.

-O czym niby?



Jay nic nie odpowiedział. Skierował się w stronę stołu, odsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim rozkrokiem, ręce opierając na oparciu. Ja zajęłam miejsce naprzeciwko i skrzyżowałam ręce na piersi, w oczekiwaniu aż chłopak zabierze głos.



-Myślałem wczoraj o tym, co robimy. Już wcześniej się nad tym zastanawiałem, ale nawet nie było czasu, żeby ci to powiedzieć.

-Ale o czym?

-O Jokerze. Niepotrzebnie cię w to wplątałem, o mało przeze mnie nie zginęłaś. To musi się skończyć?

-Co proszę? – udałam, że nie zrozumiałam o co mu chodzi.

-Nasza współpraca. To koniec.

-Chyba w twoich snach.

-Luna zrozum, że on cię prawie zabił.

-I co z tego?! – puściły mi nerwy - Myślisz, że kiedy należałam do Ligii przejmowałam się moim życiem?! Że ktokolwiek się nim przejmował?! Nie! Musiałam wykonać zadanie za wszelką cenę! A teraz to jest moje zadanie!

-Już nie! To ja zaproponowałem ci współpracę, a więc i ja mogę ją odwołać.

-Nie ośmielisz się…

-Zrozum, że ja się przejmuję twoim życiem. Może nie masz tej świadomości, ale jest ono warte więcej, niż ci się wydaje.

-Ale to moje życie i moje decyzje! Nie możesz mi zakazać…

-Owszem mogę – przerwał mi – I właśnie to robię.



Zacisnęłam pięści, żeby mu nie przywalić. Nienawidzę, jak ktoś podejmuje za mnie decyzje. Nie jestem już małą, bezbronną sześciolatką, którą trzeba przed wszystkimi bronić. Mimo to, wiele osób wciąż mnie tak traktuje…



-Nie chcesz mojej pomocy? Dobra. Niech ci będzie. Ale nie zdziw się, jak kiedyś przyniosę ci głowę tego psychopaty na tacy!



Wstałam od stołu i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Zabrałam z wieszaka kurtkę i wychodząc, trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam. Zbiegłam po schodach na sam dół, zakładając przy tym skórę, a kiedy już znalazłam się na zewnątrz, usiadłam na ziemi i oparłam głowę o ścianę budynku. Przygryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać.


Co się ze mną działo? Kiedyś bym się tak nie zachowała. Kłóciłabym się, walczyła o swoje, póki bym nie wygrała, a nie uciekła z obawy, że ktoś zobaczy moje łzy. Zmieniałam się, to było pewne, ale dlaczego? Może to przez to, że przez sześć lat byłam sama. Nie miałam przyjaciół, nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać, pożalić się. A teraz? Teraz znów otwieram się na ludzi, okazuję więcej uczuć, staram się być szczera. Znów robię się tamtą małą dziewczynką, która wierzyła, że świat jest dobry i marzenia się spełniają. Tego chciałam, czyż nie? Przypomnieć sobie kim była kiedyś. Bo miałam już dość tego, kim jestem teraz. Bo patrząc w lustro na osobę, którą się stałam, nie byłam zadowolona…



***



Damian przyjechał równo o piętnastej. Zatrzymał motocykl tuż przede mną i  ruchem głowy zaproponował, bym się dosiadła. Ja jednak pokręciłam przecząco głową, dając mu tym do zrozumienia, że wolę się przejść. Chłopak wyłączył silnik maszyny i zszedł z jednośladu. Zdjął kask, po czym schował go pod siedzenie motocyklu. Bez słowa ruszyłam przed siebie, a ciemnowłosy za mną.



-To o czym chciałaś pogadać? – zapytał, rozpinając przy tym kurtkę motocyklową.

-To może zaczekać – chciałam jeszcze to chwilę przeciągnąć – Moglibyśmy najpierw porozmawiać, ot tak, jak normalni przyjaciele.

-Oh… No to… - nie miał pojęcia co powinien powiedzieć – Co u ciebie? – zaśmiałam się pod nosem.

-Widzieliśmy się jakieś dwanaście godzin temu – zauważyłam.

-Dwanaście godzin to dużo. Tyle rzeczy mogło się przez ten czas zdarzyć. Zresztą, rozmowy przyjaciół zwykle tak się chyba odbywają, nie? Pytamy siebie nawzajem, co u nas, a potem przez przypadek znajdujemy jakiś niezwykle ciekawy temat, o którym następnie gadamy godzinami – teraz zaśmiałam się już dużo głośniej – Ale nie, tak na serio, o czym chcesz pogadać? – przełknęłam z nerwów ślinę.

-Nie chcę, żeby rozmowa skupiała się na mnie…

-Ale mi to w cale nie przeszkadza – udałam uśmiech – Co jest?

-Bo widzisz… Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie powinnam się zmienić – brunet zmarszczył brwi – Chciałam przypomnieć sobie dawną mnie, jeszcze zanim dołączyłam do Ligii, no i… Sama nie wiem, to głupie.

-Tak, masz rację to głupie. A wiesz czemu? – pokręciłam przecząco głową – Bo w cale nie musisz się zmieniać. Jesteś wspaniała taka, jaka jesteś.

-Czyli jaka? – zatrzymałam się – Bezlitosna? Zabójcza? Bez uczuć?

-W cale tak o tobie nie myślę.

-To niby jak? Damian, nie widzieliśmy się sześć lat, tak naprawdę mnie nie znasz, nie masz pojęcia kim się stałam. Nadal widzisz we mnie tamtą małą blondyneczkę, która tak bardzo pragnęła nauczyć się walczyć, poznać świat. Ale ja nią już nie jestem.

-Może i nie, ale to w cale nie znaczy, że jesteś gorsza.

-Może dla ciebie nie, ale dla mnie owszem. Zrozum, że czasami, kiedy patrzę w lustro, nie mam pojęcia kim jestem… - chłopak cicho westchnął, po czym zaczął rozglądać się dokoła, jakby z obawy, że ktoś może nas podsłuchiwać – Widzisz, właśnie o tym mówię. Mam już dość ciągłego lęku, że ktoś może w każdej chwili wbić mi nóż w plecy.

-Skąd w ogóle u ciebie taka zmiana? Bo jak ostatni raz tłumaczyłem ci, że zabijanie nie jest jedynym wyjściem, nawet nie chciałaś mnie słuchać.

-Powiem ci. Ale nie tutaj - skinieniem głowy wskazałam na uliczkę między budynkami, gdzie oboje się udaliśmy – Bo widzisz, kiedy miałam wizję śmierci Colina, poszedłeś mnie szukać i Colin cię śledził, przez co znalazł mnie.

-Śledził? Mnie? Przecież to niemożliwe – powoli denerwowała mnie jego pewność siebie.

-To ciekawe jak mnie znalazł co? Zresztą nieważne. Sęk w tym, że miał gazetę z moim szkicem, w której pisało, że posłałam jednego gościa do psychiatryka. Domyślił się, że chodzi o mnie no i powiemy, że mieliśmy nieciekawą rozmowę, która nie poszła dokładnie w kierunku, w którym chciałam. Skończyło się tym, że powiedziałam mu o sobie całą prawdę.

-Całą prawdę? – upewnił się – Ale taką całą, całą?

-Nie wie o tobie. Tylko o mnie.

-Świetnie Luna, moje gratulacje  - nawet nie musiałam się domyślać, czy było to wypowiedziane sarkastycznie – Masz w ogóle pojęcie na jakie niebezpieczeństwo go naraziłaś?!

-Uspokój się! Podjęłam taką decyzję bo uważałam ją za słuszną!

-Dobra – skrzyżował ręce na piersi – Kontynuuj.

-Rozmawialiśmy, potem on zaproponował mi pójście do kina, na co sie zgodziłam i…

-O, nie wiedziałem nawet, że jesteście parą. No to moje gratulacje – zmierzyłam go wzrokiem.

-Po pierwsze, nie chodzimy ze sobą. A po drugie, nie dałeś mi skończyć.

-No to kończ – udałam, że nie słyszałam tej nutki pogardy w jego głosie.

-Sęk w tym, że podczas tego jednego wieczoru czułam się sobą bardziej niż kiedykolwiek. Bawiłam się jak nigdy dotąd i to właśnie wtedy zrozumiałam, że muszę przypomnieć sobie prawdziwą mnie. Miałam nadzieję, że to zrozumiesz. Najwyraźniej się myliłam – odwróciłam się na pięcie i już miałam wrócić do mieszkania, kiedy Damian chwycił mnie za ramię.

-Przepraszam, ja… Zrozum, że niektórych rzeczy nie możemy zmienić. Nawet jeśli bardzo byśmy tego pragnęli. Taka jest prawda, Luna…



Nie miał racji. Zawsze możemy się zmienić. Akurat tego jestem pewna. No bo kto nam zabroni? To nasza decyzja i czy innym się to podoba, czy też nie, my ją podejmujemy. Jeżeli nie wyjdzie, trudno. Ale i tak muszę spróbować. Chcę znów żyć jak NORMALNA szesnastolatka, nie jako zabójczyni. Chcę cieszyć się każdym pojedynczym dniem i nie martwić się, co przyniesie jutro. Chcę po prostu znów być sobą…



-Laura – poprawiłam go – Nazywam się Laura.



Poczułam, jak uścisk chłopaka rozluźnia się, a chwilę później jego ręka całkiem mnie puszcza. Nawet nie odwracając się w jego stronę ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam jeszcze gdzie chcę iść, ale nie było to ważne. Liczyło się to, że wreszcie podjęłam decyzję, której ani trochę nie żałuję. Wreszcie mogę przestać myśleć o tym, co zrobiłam, a czego nie i po prostu iść na przód. Wreszcie mogę zacząć być sobą…



4 komentarze:

  1. Hej. To ja Suzia. (O ile wogóle mnie pamiętasz. Skomentowałam pierwsze posty i teraz znów jestem tylko mam konto)Harley nie żyje. Szczerze mówiąc tego się nie spodziewałam. Wiem, że piszę to nie pod tym opowiadaniem ale nie chciało mi się pisać 2 komentarzy 😂. Mam wrażenie, że coś się dzieje z Jasonem, i że nie wszystko powiedział Lunie. Coś jest na rzeczy. A to, że Luna powiedziała do Damiego, że nazywa się Laura było mocne. W końcu to on nazwał ją Luną. Mam wrażenie, że to miało odciąć ją od przeszłości. Gdy Dami nazwał ją Luną to zaczęła szkolenie właśnie pod tym imieniem pracowała dla Ligi. Jestem ciekawa czy Dami będzie teraz do niej mówił Laura. Szczerze mówiąc żal mi Damiego. Mógł zrozumieć słowa Luny w ten sposób, że chciała zapomnieć o tym co było. A to by ozaczało, że mówiąc to miała na myśli zacząć od nowa. Czyli zapomnieć też jego i te wspólne lata. Uczucia. Wyrzucić wszystko co było.
    Życzę weny, pisz, pisz dziewczyno 😁czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie, bo już prawie miesiąc minął od ostatniego rozdziału. Fajnie, że Luna w końcu robi jakiś krok naprzód, dojrzewa ;) Czekam na jakąś grubszą akcję z Ligą, bo takowa się niedługo pojawi, zapewne!
    Pozdrawiam :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Laura... Jak by to dziwnie brzmiało, gdyby Damian miał zacząć ją tak nazywać. Nie dziwię się Damianowi, bo to co mówi, ma w sobie ziarnko prawdy. Luna może odciąć się od tego złego świata, może próbować, ale nigdy nie uda się jej to w 100%. Bo przecież niektórzy znają ją w pełni. Ona doskonale zna siebie. I jednak będzie pamiętać o przeszłości. To takie moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, dziewczyny, ale fajnie, że komentujecie :D Po takich pozytywnych opiniach od razu chce się pisać ;-)Na nowy rozdział pomysł już jest, na razie tylko czasu brak, ale do soboty na pewno się wyrobię ;-)
    Jeszcze raz dziękuję za komentarze, nie macie pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy :D
    Pozdrowionka ;-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń