Nazywają mnie zmorą
Mówią, że jestem przeklęta
Ale coś we mnie wzbudza ich zazdrość
Więc słuchaj i się ucz
Zaganiam ich jak bydło
Bo otaczają mnie tchórze
Ale mam to w dupie gdy wkraczam do bitwy
I to dlatego mam tyle siły
Jestem gdzie ty byś chciał
Nikt mnie nie wyprzedza
Wszyscy moi wrogowie zdecydowali
Ze lepiej za mną podążać
Nie przepraszam
Wciąż powtarzałabym swoje grzechy
Bo chcę pozostać sobą aż do śmierci
Mówią, że jestem przeklęta
Ale coś we mnie wzbudza ich zazdrość
Więc słuchaj i się ucz
Zaganiam ich jak bydło
Bo otaczają mnie tchórze
Ale mam to w dupie gdy wkraczam do bitwy
I to dlatego mam tyle siły
Jestem gdzie ty byś chciał
Nikt mnie nie wyprzedza
Wszyscy moi wrogowie zdecydowali
Ze lepiej za mną podążać
Nie przepraszam
Wciąż powtarzałabym swoje grzechy
Bo chcę pozostać sobą aż do śmierci
Wyczuwam twój strach
Jestem tu tylko po to, by
Siać chaos
Wszyscy modlą się, abym się zmieniła
Może któregoś dnia, ale następnego do tego powrócę
Bo złe nawyki trudno wykorzenić
Żyjemy szybko i ciężko nas zwalczyć
Sprzeciwisz i mi się i będziesz zdychał w męczarniach
Zdychaj w męczarniach
Jestem tu tylko po to, by
Siać chaos
Wszyscy modlą się, abym się zmieniła
Może któregoś dnia, ale następnego do tego powrócę
Bo złe nawyki trudno wykorzenić
Żyjemy szybko i ciężko nas zwalczyć
Sprzeciwisz i mi się i będziesz zdychał w męczarniach
Zdychaj w męczarniach
Skylar Grey – Wreac Havok
Siedzieliśmy
u mnie w pokoju, a na łóżku leżał karton pizzy, który żadne z nas nie miało
najmniejszej ochoty otworzyć. Kiedy wyjaśniłam wszystko Jasonowi, chłopak
postanowił zostawić nas samych i wyszedł się przejść. Jednak nawet wiedząc, że
jesteśmy tu sami, czułam się niezręcznie. Nie chciałam mówić Colinowi ani o
mojej przeszłości, ani o tym co potrafię, ani o tym, co widziałam w jego
przyszłości. Coś mnie blokowało, jakby mój umysł obawiał się, że ta prawda nie
może wyjść na jaw. Zwykle ufałam mojej intuicji, ale co mogłam zrobić teraz?
Kiedy już Colin tu był? Chyba musiałam zdecydować się naprawdę.
Pierw
jednak oboje umyliśmy się z tej brudnej wody z kałuży, którą opryskał nas
samochód. Zmieniłam spodnie na wcześniej przyszykowane dresy i ściągnęłam
kurtkę. Chłopak także zdjął swoją bluzę. Usiadł na krześle przy biurku, a ja
stanęłam w koncie. Chciałam zachować między nami odpowiednią odległość.
-I?
– ponaglił mnie.
-Cierpliwości.
Niewiele osób wie o mnie cokolwiek, a więc powinieneś czuć się zaszczycony.
-Niewiele
powiadasz? Czyli kto? – zaśmiałam się pod nosem.
-Ci,
którzy są warci zaufania.
-No
i każdy, kto przeczytał tą gazetę. Wiedziałaś o niej w ogóle? – pokiwałam
przecząco głową – Chyba powinnaś częściej czytać prasę – zaproponował.
-A
ty rzadziej – kontratakowałam. Chłopak udał uśmiech.
-To
co, będziemy tak dalej gawędzić, czy w końcu przejdziemy do rzeczy? –
skrzyżował ręce na piersi i wyprostował się, by wygląd na „groźniejszego”.
-Najpierw
muszę wiedzieć, że mogę ci zaufać.
-A
to, że nie wydałem cię na policję nie starczy? – pokręciłam przecząco głową –
Nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć, nie mam żadnych sekretów.
-Czyżby?
-Przysięgam,
jestem jak otwarta księga. A tajemnicy umiem dochować – cicho westchnęłam.
Nie
znałam go. Pierw powinnam go sprawdzić, jego przeszłość, kartotekę, a nie od
razu zapraszać go do domu. To wiadome, że jeśli ma coś do ukrycia, nie powie mi
tego. Postąpiłam głupio i lekkomyślnie, co ostatnio zdarza mi się coraz
częściej. Może to miasto tak mnie działa, a może to przez ostatnie wydarzenia
zrobiłam się nieostrożna, zaczęłam zbyt szybko ufać innym. Cokolwiek to spowodowało,
muszę wreszcie wrócić do dawnej formy…
-Zanim
zaczniemy muszę ci uświadomić, że jeżeli ktokolwiek się o tym dowie, to pewnej
nocy obudzisz się z nożem przy krtani.
-Zapamiętam
– odparł z uśmiechem. Wzięłam głęboki wdech i mentalnie przyszykowałam się do
tego, co zaraz miałam powiedzieć.
-Zacznijmy
od tego, że moi rodzice nie zginęli w wypadku. Zabił ich mężczyzna, który potem
mnie wychował. Był to Ra’s al. Ghul, Głowa Demona, przywódca Ligii Zabójców.
Wyszkolił mnie, bym i ja w przyszłości została zabójczynią i pracowała dla
Ligii. Ale niestety zginął, a wraz z nim moja przyszłość jako zabójcy. Władzę
nad organizacją przejęła jego córka, która nie bardzo za mną przepadała.
Dlatego odeszłam i przybyłam tutaj.
-Czyli
zabijasz ludzi za pieniądze? – upewnił się.
-Cóż,
zabijałam dla Ligii, jeszcze nigdy mi za to nie zapłacili więc…
-Ale
dlaczego ty? Co ten Ra’s, czy jak mu tam w tobie widział? – detektywem, to on
wcale takim kiepskim nie jest, wie jakie powinien zadawać pytania.
-Widzisz,
mam pewien…dar. Za dotknięciem jakiejś osoby jestem w stanie przewidzieć jej
śmierć. Potrafię też sprawić, by dana osoba zobaczyła swój największy lęk, w
pewnym sensie wprawić ją w stan halucynacji.
-To
zrobiłaś tamtemu mężczyźnie? – pokiwałam twierdząco głową – I podobnie było ze
mną. Kiedy cię dotknąłem, zobaczyłaś moją śmierć, czyż nie?
-Tylko
u ciebie było inaczej. Wizje nie przychodzą ot tak, to ja je kontroluję, ja
sprawiam, że się pojawiają. Natomiast u ciebie ona pojawiła się mimowolnie,
znikąd. W dodatku ty nic nie widziałeś, prawda? – pokręcił przecząco głową –
Powinieneś.
-A
co zobaczyłaś?
-Naprawdę
sądzisz, że ci powiem? Widziałeś jak ja się tym przejęłam, co zdarza się
naprawdę rzadko. Myślisz, że ciebie to nie ruszy – chłopak zachował kamienny
wyraz twarzy. Czasem się zastanawiam, czy on nie jest przypadkiem jakimś
robotem – Skoro tak tego chcesz. Widziałam cię, całego we krwi, a z twojej
piersi wystawała katana – chłopak zamrugał kilkakrotnie oczami.
-Wiesz,
kiedy to się stanie? Kto mnie zabije?
-Nie
– skłamałam w kwestii zabójcy. Gdyby Colin wiedział, nigdy nie zbliżyłby się do
Damiana, a nawet nie wiem, czy ta wizja była prawdziwa.
-To
raczej kiepsko…
-I
tyle? Nie powinieneś wariować, zastanawiać się nad tym, kto może cię zabić? –
jego wyraz twarzy nadal się nie zmieniał. Nawet jego oczy, które oszukują
najtrudniej, były nieugięte.
-Śmierć
przyjdzie prędzej, czy później. Nikt z nas nie powinien się nią przejmować. Ty
także. Przestań zamartwiać się sprawami innych, zajmij się sobą.
-Nie
wiem nawet, czy to możliwe.
-Spróbuj
– Colin zerwał się z krzesła i ruszył w moim kierunku. Chciałam się cofnąć, ale
zorientowałam się, że już i tak stoję przy ścianie – Pamiętasz, co powiedziałaś
mi w kawiarni? Że zapomniałaś kim tak naprawdę jesteś. Powinnaś przypomnieć
sobie co lubiłaś robić, zanim dołączyłaś do tej Ligii – teraz dzieliły nas już
tylko centymetry – Powinnaś znaleźć sobie jakieś inne zajęcie, niż zabijanie –
mówił te słowa z taką łatwością, że nawet mnie to nieco śmieszyło – Spróbuj
nowych rzeczy, sam nie wiem, idź a lekcje tańca, albo gry na instrumencie, albo
do kina chociaż!
-Nie
byłam w kinie od dziesięciu lat.
-To
co cię powstrzymuje? Możemy iść tam nawet teraz!
-Colin
ja…
-Nie
szukaj powodu na nie, bo mam milion powodów na tak! – westchnęłam z rezygnacją.
-Skoro
nalegasz… - chłopak uśmiechnął się szeroko – Tylko daj mi się przebrać.
-Tak,
tak jasne – ciemnowłosy odszedł, zabrał z krzesła bluzę i podszedł do drzwi –
Będę czekał na zewnątrz. Tylko nigdzie mi nie uciekał – pogroził mi palcem.
-Jasne…
Chłopak
zniknął za drzwiami, a ja od razu padłam na łóżko, o mało nie trafiając głową w
pizzę. Dziwiło mnie to, jak łatwo Colin przyjął do wiadomości fakt, że jestem
zabójczynią, a jeszcze spokojniej to, że widziałam jego śmierć. Albo
rzeczywiście ma w nosie kiedy i jak zginie, albo tak dobrze umie ukrywać
uczucia. Choć i tak najbardziej zdziwiło mnie to, że po tym, jak go straszyłam,
groziłam mu śmiercią, on zaprosił mnie do kina, jakby choć trochę się mnie nie
obawiał. Wreszcie poczułam się jak ktoś normalny, a nawet zdołałam zapomnieć o
cholernej wizji, cholernych zabójcach i cholernym Jokerze. Może wyjście na film
będzie dla mnie miłą alternatywą… I kto wie, może nawet to polubię…
Oczami
Jasona
Szedłem
przez park wdychając ustami dym z papierosa. Patrzałem prosto przed siebie,
przez co od czasu do czasu wchodziłem w jakąś kałużę, brudząc sobie przy tym
buty i spodnie. Z drzew spadały krople deszczu i opadały mi na głowę. Choć
przyzwyczaiłem się już do tego, za każdym razem gdy kropla opadała na moją
głowę, mimowolnie się wzdrygałem. Miałem wrażenie, jakby ktoś pukał w moją
głowę jak w drzwi i czekał, aż łaskawie mu otworzę.
Nie.
To moja głowa i mój umysł. I nikt nie ma tutaj wstępu.
Usłyszałem
głośne kroki, przez co momentalnie odwróciłem się w poszukiwaniu źródła
dźwięku. Zobaczyłem jedynie kobietę ze słuchawkami w uszach, ubraną w dres.
Biegła, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Odetchnąłem z ulgą i wróciłem do
przyglądania się otoczeniu.
Nie
lubiłem ciszy. W ciszy lubi czaić się niebezpieczeństwo. W ciszy zawsze muszę
mieć się na baczności, co chwila przeglądać się przez ramię, sprawdzać, czy
ktoś przypadkiem mnie nie śledzi. W ciszy przysłuchuję się każdemu
najmniejszemu szmerowi, który mógłby zwiastować, że zaraz stanie się coś złego.
Najgorzej jest jednak, jak z ciszy wyłoni się śmiech. Wtedy już instynktownie
chwytam za broń schowaną za paskiem od spodni. Oczywiście niepotrzebnie, bo
szybko zdaję sobie sprawę, że to tylko bawiące się dzieci…
Kiedy
jest głośno, jest łatwiej. Dociera do mnie tak wiele dźwięków, że nie muszę się
skupiać na każdym z nich, a jedynie na całej symfonii. Wtedy kroki nie są już
tak straszne. Wtedy śmiech nie sprawia, że cały zaczynam drżeć.
Jednak
najdziwniejsze jest to, że kiedy staję z klaunem twarzą w twarz, cały lęk
znika. Nie boję się do niego podejść, pobić go do nieprzytomności, a na koniec
zastrzelić. Nie obawiam się, że zaraz usłyszę tykanie bomby… Ale to pewnie
dlatego, że kiedy go już widzę, jestem świadomy jego obecności. Wiem, że jest
prawdziwy i wiem, że jest niebezpieczny. Bo najgorsza jest właśnie niepewność.
Jestem
zły sam na siebie, że wciągnąłem w to wszystko Lunę, że wymagałem od niej, żeby
grzebała w umyśle tego psychopaty. Nie powinienem jej o coś takiego prosić, to
nie jest w porządku. Kto wie, co tam by zobaczyła? W końcu wcześniej tak
naprawdę nie widziałem jej reakcji na wizje czyjejś śmierci, czy lęku. Kiedy
zajrzała do mojej głowy wydawała się taka nieugięta, jakby to, co zobaczyła
wcale jej nie ruszyło. Ale po tym, co zobaczyła u tego chłopaka… Wbiegła do
mieszkania cała mokra, zapłakana, roztrzęsiona. Nie chciała nawet na mnie
spojrzeć, o dotykaniu nawet nie było mowy. Zamknęła się w pokoju, nie chciała
mnie wpuścić, ani jeść, ani pić. Skoro aż tak przeżyła widok tak naprawdę
nieznanej jej osoby, zabitej przez jej przyjaciela, to co by było, kiedy
zobaczyłaby co kryje się w głowie Jokera? Nawet nie chcę się nad tym
zastanawiać…
Tym
razem załatwię sprawę sam. Luna o mało nie zginęła, nie mogę pozwolić, by
cokolwiek się stało jej, czy Megan. To jest moja walka i sam muszę ją wygrać.
Nie ważne, jaką cenę będę musiał za to zapłacić. Kolejna porażka nie wchodzi w
grę. Ten klaun już zbyt wiele razy wymykał mi się, ale z tym koniec. Żadnych
więcej podchodów, czy zabaw w chowanego. Tym razem załatwię sprawę szybko, bez
zbędnych ceregieli i pośle mu kulkę prosto w łeb! Tym razem już nie mam zamiaru
usłyszeć jego śmiechu…
Narracja
trzecio osobowa
Ciemnowłosa
siedziała w swoim pokoju i czytała książkę, jaką polecił jej brat. Na dworze
zapadł zmrok, a jedynym źródłem światła była lampka nocna, stojąca na etażerce
obok łóżka. Dziewczyna poprawiła poduszkę za plecami i wróciła do lektury. Od
kiedy odeszła od Ligi ma wiele więcej czasu na zajmowanie się swoimi sprawami,
nawet takimi, jak czytanie. Lubiła czytać książki, ale jeszcze bardziej
siedzieć na kanapie ze swoim bratem i oglądać jakąś komedię, albo horror, kiedy
Dick udaje, że czegoś się boi i chowa się pod kocem. Dzięki temu Megan może
wyobrazić sobie, że oboje są dziećmi, oglądają jakąś straszną bajkę i stara się
wytłumaczyć młodszemu bratu, że to tylko fikcja. Brakuje jej tych lat, które
spędzili rozdzieleni. Ona w sierocińcu, on z rodzicami, a potem ona z Ligą, a
on z Batmanem. Wiele lat obwiniała się za to, że wcześniej go nie znalazła, że
nawet nie chciała szukać. Ale potem zrozumiała, że nawet bez niej, Richard miał
dobre życie i kto wie jakby się ono potoczyło, gdyby miejsce Bruce’a zajęła
Megan i Liga…
Nagle
dziewczyna usłyszała cichy świst. Rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że okno
jest otwarte, choć była pewna, że sama je zamykała. Odłożyła książkę na
etażerkę, a z szuflady wyciągnęła sai. Powoli i ostrożnie podeszła do okna i
zamknęła je. Potem usłyszała już wyraźne skrzypnięcie podłogi. Odwróciła się i
przystawiła ostrze do gardła nieznajomego intruza. Ciemny kombinezon, maska,
katana przypięta do pasa i znak Ligii Zabójców na ramieniu…
Już
chciała zapytać go, co tutaj robi, kiedy usłyszała ciche klaskanie. Odwróciła
się w kierunku, skąd dochodził dźwięk, a z cienia wyszła brązowowłosa kobieta o
zielonych oczach.
-Widzę,
że nie wyszłaś z wprawy – odezwała się z uśmiechem. Megan wypuściła wojownika
Ligii, który ukłonił się i stanął za zielonooką.
-Czego
chcesz Talia? – przeszła do sedna – Bo chyba nie przyszłaś mnie po prostu
odwiedzić?
-Skądże
znowu – kobieta zbliżyła się do niej o kilka kroków – Mam dla ciebie zadanie –
Megan prychnęła.
-Chyba
coś ci się pomyliło. Odeszłam od Ligii dawno temu. Niby dlaczego miałabym
przyjmować od ciebie rozkazy? – z twarzy Talii nie znikał uśmiech.
-Bo
widzisz mam pewien twardy orzech do zgryzienia i nie bardzo wiem jak się za
niego zabrać.
-A
próbowałaś dziadka do orzechów? – zapytała sarkastycznie.
-Właśnie
z nim rozmawiam – ciemnowłosa pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Wiem,
o co ci chodzi. O Damiana… chcesz, abym to ja go zabiła?
-To
chyba logiczne. Ufa ci, byłby bardzo łatwym celem – wypowiadała te słowa z taką
łatwością, że Megan miała wrażenie, że nie rozmawia z prawdziwą Talią.
-Co
się z tobą stało? Damian jest twoim synem, kochałaś go nad życie od kąt
pamiętam, ty nigdy nie chciałabyś go zabić!
-Bruce
zniszczył Damiana. Nie jest mi już potrzebny.
-Kłamiesz
– teraz to Megan zbliżyła się do zielonookiej – Nie wierzę ci. Chcesz go jakoś
sprawdzić, tak?
-Nie.
To nie jest test. To jest zadanie dla ciebie.
-A
skąd w ogóle pomysł, że je wykonam?
-Bo
jeśli tego nie zrobisz, zabiję każdego na kim ci zależy, zaczynając od twojego
kochanego braciszka, aż po tego nędznego chłoptasia, którego mój ojciec niegdyś
wskrzesił – Megan zacisnęła pięści, by nie uderzyć kobiety.
-Nie
zrobisz tego.
-A
jesteś pewna, że chcesz się tego przekonać?
Talia
bez słowa minęła dziewczynę, rozkazała wojownikowi otworzyć okno, którym
później wyszedł. Zielonooka stanęła na parapecie, na pożegnanie uśmiechnęła się
do Megan, a następnie rozpłynęła się w mroku…
Megan
nie ruszyła się z miejsca ani o krok. Ciągle stała, trzymając w ręku sai i
wpatrywała się w otwarte okno, a zimny wiatr rozwiewał jej włosy. W głowie
miała tylko jedną myśl. To nie była ta
sama Talia. To był ktoś zupełnie inny…
Świetny rozdział! Tyle ciekawych wydarzeń, a rozmowa Tali i Megan - najlepsza. Widać różnicę w pisaniu z rozdziału na rozdział. Potrafisz zainteresować :').
OdpowiedzUsuńNaprawdę dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy :D
UsuńPozdrawiam ;-)
***Niki***