Kiedy zdesperowana osoba oddala
się od twojego dotyku, to nie znaczy, że cię odpycha. Ona cię raczej chroni
przed nieczystym, destrukcyjnym złem, którego istotą, jak wierzy jest jej
istnienie i którym, jak wierzy jest w stanie cię zarazić.
Dorothy Rowe
Siedziałam w pokoju i
wpatrywałam się w świat za oknem. Deszcz nie przestawał padać, ale miałam
wrażenie, że w oddali powoli się przejaśnia. Czekałam z nadzieją, że już
wkrótce zobaczę tęczę, ale gdy tylko słońce zdołało przedrzeć się przez chmury,
kolejne zastępowały mu drogę.
Starałam się choć na chwilę
oderwać od tego, co zobaczyłam i zająć się czymś innym, byle tylko nie myśleć o
tej cholernej wizji. Ale jak na złość nie miałam żadnego pomysłu. Mogłabym
obejrzeć z Jasonem jakiś film, ale jakoś nie mam teraz ochoty przebywać w
jakimkolwiek towarzystwie. Na słuchanie muzyki też nie mam ochoty, znając życie
w każdej piosence odnalazłabym nutkę żalu i od razu ją przełączyła. Nie
zaopatrzyłam się jeszcze w żadną książkę, a przydałaby się, bo w posiadłości
Wayne’ów miałam ich jak wiele tylko chciałam i muszę przyznać, że naprawdę
pokochałam czytanie. Dlatego nie mając co robić postanowiłam zostać u siebie i
oglądać świat, jak zmaga się ze złą pogodą. Widziałam dzieci bawiące się w kałużach,
które nie zważały na to, że zmokną. Potem zobaczyłam dwóch pijanych mężczyzn,
mamroczących coś niezrozumiałego, ledwie poruszających się o własnych nogach.
Jeden z nich nawet przewrócił się i wpadł do kałuży, ale podobnie jak dzieci,
nie bardzo się tym przejął. Długo po pijakach zobaczyłam kobietę pod parasolem,
która wyraźnie się gdzieś spieszyła. Nie wiem, czy o tej porze Gotham jest takie
puste, czy to przez pogodę? A może to świat chce mi po prostu zrobić na złość.
W pewnym momencie usłyszałam
pukanie do drzwi.
-Proszę – pozwoliłam wejść
gościowi, a do środka wszedł Jason. W rękach niósł kubek czekolady.
-Cześć – przywitał się.
-Hej – odparłam z udawanym
uśmiechem. Chłopak odłożył naczynie na biurko, po czym usiadł na łóżku.
-Pomyślałem, że może chcesz
się czegoś napić, więc…
-Dzięki Jay, ale akurat teraz
czekolada kiepsko mi się kojarzy, więc sam rozumiesz – ciemnowłosy pokiwał
głową – Ale to naprawdę miłe z twojej strony – tym razem uśmiechnęłam się
szczerze.
-Słuchaj… Nie chcę teraz być
natarczywy, czy coś, w końcu to niezbyt odpowiednia chwila… Ale nie lubię
czegoś nie wiedzieć – uniosłam brew ze zdziwienia – Ta wizja. Bo Damian mówił,
że miałaś wizję i zobaczyłaś coś, czego nie chciałaś – pokiwałam twierdząco
głową – Dlatego byłem ciekawa co takiego widziałaś, skoro aż tak tobą
wstrząsnęło – cicho westchnęłam.
Nie lubiłam rozmawiać o moich
słabościach, wręcz tego nie znosiłam. W końcu uczono mnie, że nigdy nie wolno pokazywać
naszych słabych stron. Ale ostatnimi czasy Jason jest ze mną całkowicie szczery
i powinnam odwzajemnić się tym samym. W dodatku widząc tą niepewność w jego
oczach, niewiedzę, czy postąpił dobrze, musiałam powiedzieć mu prawdę.
-Damian poznał mnie z jego
przyjacielem, Colinem – zaczęłam wyjaśniać – Całkiem miło nam się rozmawiało,
potem Damian skoczył dla mnie po czekoladę, aż tu nagle – bum! Wizja wzięła się
nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo jak.
-Dużo tych niewiadomych –
skomentował.
-I to jeszcze jak! Nie miałam
problemów z kontrolowaniem mocy od kąt wstąpiłam do Ligii, a tu taka niespodzianka!
-I co zobaczyłaś? – przeszedł
do sedna.
-Śmierć Colina. Zabił go
Damian – Jay otworzył szerzej oczy – Przebił jego pierś kataną i miał przy tym
taki zimny wyraz twarzy, jakby on wcale nie był jego przyjacielem, tylko
największym wrogiem. A potem… - urwałam – Potem nazwałam Damiana potworem, choć
wcale tak nie myślę! On nie jest potworem, po prostu miał ciężkie życie…
-Luna… To dlatego się tak
zadręczasz? Bo nazwałaś go potworem?
-Oczywiście, że nie! –
ryknęłam – Może trochę… - dodałam po chwili – Ale chodzi mi o to, że nie
powinnam tego widzieć. To było ostrzeżenie, tak myślę, ale jeszcze nigdy tak
nie miałam. W dodatku Colin tego nie widział, jakby moja moc nie chciała, żeby
on wiedział – chłopak zmarszczył czoło, jakby o czymś rozmyślał – Nie wiem
dlaczego, ale chyba tracę kontrolę nad moją mocą. I to mnie najbardziej martwi.
Co się stanie, jeśli pewnego dnia już całkiem mną owładnie i nie będę mogła nawet
podać komuś po ludzku ręki?!
Jason nagle podniósł się jak poparzony,
w sekundzie znalazł się obok mnie i wyciągnął przed siebie dłoń. Spojrzałam na
niego jak na idiotę, choć tak naprawdę wiedziałam, co robi.
-Spróbuj – rozkazał – Wypróbuj
moc na mnie.
-Nie chcę – jeszcze bardziej
zmarszczył czoło, a w jego oczach zobaczyłam płomienie determinacji.
-Zrób to. Tylko w ten sposób
zdołam cię przekonać, że nadal masz kontrolę - pokręciłam głową z
niedowierzaniem – Luna nie tchórz i złap wreszcie tą cholerną rękę!
Nerwy mi puściły. W sekundzie
chwyciłam za dłoń chłopaka, gotowa na kolejną wizję, ale nic się nie działo.
Czułam jedynie bijący od niej chłód. Potem powoli i delikatnie złapałam ją
drugą ręką, ale nadal nic się nie działo. Spojrzałam na chłopaka z uśmiechem na
twarzy. Odwzajemnił go, po czym zabrał dłoń i udał się w kierunku wyjścia.
-Idę zamówić pizzę i wybrać dla
nas jakiś film. Wypij w tym czasie czekoladę i doprowadź się do porządku, bo
wyglądasz jakbyś właśnie przeżyła zatonięcie Titanica.
-Wal się Jay – brunet uśmiechnął
się wrednie, po czym wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Mogłam usłyszeć
jak wklikuje w komórkę numer do pizzerii. Pokręciłam głową z niedowierzaniem –
Palant – skomentowałam i sięgnęłam po czekoladę.
-Słyszałem! – krzyknął, kiedy
brałam pierwszy łyk, przez co o mało się nie zakrztusiłam, śmiejąc się.
Odstawiłam na chwilę kubek i
przejrzałam się w lustrze. Niestety muszę przyznać, że Jay miał rację.
Wyglądałam okropnie. Miałam podkrążone oczy, w dodatku czerwone od płaczu, a
moje włosy były w większym nieładzie, niż po przebudzeniu. Dlatego szybko
rozczesałam je i związałam w kitkę. Wzięłam kolejny łyk czekolady, po czym
ruszyłam do łazienki i dokładnie przemyłam twarz.
-Wolisz horror, czy komedię
romantyczną? – zapytał Jay, kiedy wracałam do pokoju. Spojrzałam na niego spod
byka.
-Za kogo ty mnie masz? To
chyba jasne, że horror.
-Miałem taką nadzieję – uśmiechnęłam
się pod nosem i wróciłam do pokoju.
Zdjęłam z siebie brudne
ciuchy, które muszę dziś wyprać i oddać Megan, a następnie założyłam
czyściutkie, nowe ubrania. Miałam na sobie krótkie, dresowe spodenki,
w których czasem biegam, a do tego zwykły czarny podkoszulek. Na nogi założyłam
skarpetki.
Zanim jeszcze opuściłam
sypialnię postanowiłam poszukać na niebie mojej upragnionej tęczy. Co prawda
już przestało padać, a na niebie zrobiło się prawie bezchmurnie, po moim małym
marzeniu nie było ani śladu. Już miałam odejść od okna, kiedy coś przykuło moją
uwagę. Może nie coś, a dokładniej ktoś. Widziałam stojącego po drugiej stronie
ulicy chłopaka w kapturze, który nie wiedzieć czemu patrzył się dokładnie w
moją stronę. Wytężyłam wzrok i udało mi się dostrzec kilka brązowych kosmyków
włosów spod kaptura. Zdałam sobie sprawę, że tajemniczym podglądałem jest
Colin.
Nie wiedziałam, czy mam być
bardziej zdziwiona, czy wściekła. Znalazł mnie bóg wie jak, sterczał na tym
deszczu i obserwował. Jedno było pewne. Sama musiałam się z nim spotkać i
dowiedzieć, co go kurwa podkusiło, żeby mnie podglądać.
Na chwilę wróciłam do Jasona
i poinformowałam go, że przyjdę dopiero za jakiś czas. Zmieniłam spodenki na
czarne jeansy z dziurami, na ręce założyłam skórę, a na nogi motocyklówki. Otworzyłam
okno i od razu spotkałam się z podeszczowym chłodem. Weszłam na schody
przeciwpożarowe i ponownie spojrzałam na chłopaka. Nie miał już na głowie
kaptura, a więc pewnie zrozumiał, że został zdemaskowany. Z poważnym wyrazem
twarzy kazałam mu tu podejść. Chłopak szybko przebiegł przez ulicę i stanął
dostatecznie bisko, byśmy nie musieli krzyczeć, by się usłyszeć.
-Mam do ciebie małe pytanko –
zaczęłam nieco słodkim, udawanym głosem – Co tu kurwa robisz do cholery?! –
ryknęłam, wytrącając go z rytmu.
-Ja… Ja musiałem się upewnić,
że nic ci nie jest.
-A zadzwonić nie wystarczyło?
-Nie miałem numeru.
-O, ale adres to już miałeś? –
zapytałam sarkastycznie – Jak mnie znalazłeś?
-Śledziłem Damiana. Musiałem
wiedzieć, że wszystko z tobą okey – pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Czemu on tak się o mnie
martwi. To raczej ja powinnam się martwić o niego, w końcu w każdej chwili jego
klatkę piersiową może przeszyć katana Damiana! Jak on w ogóle dał mu się
śledzić? Albo Colin naprawdę często grał w podchody albo nasz młody Wayne nie
zachował czujności.
-Czyli podsumowując,
sterczysz tu, na deszczu, już od jakiś czterech godzin? – szatyn pokiwał
twierdząco głową – Skoro już wiedziałeś, gdzie mieszkam, czemu nie wszedłeś do
mieszkania?
-Nie chciałem cię speszyć –
prychnęłam. Bo jak kto mnie podgląda to wcale nie czuję się speszona.
-To skoro już wiesz, że
wszystko ze mną w porządku, możesz już sobie iść – posłałam mu udawany uśmiech i
już miałam wracać do środka, kiedy chłopak ponownie się odezwał.
-Wiesz, może nie sterczałem
tu całych czterech godzin – spojrzałam na niego podejrzliwie – Musiałem na chwilę
wskoczyć do domu, zabrać coś – zaczął szukać czegoś w wewnętrznej kieszeni
bluzy – Stając na deszczu przypomniałem sobie artykuł w gazecie, który
przeczytałem jakiś czas temu. I jakimś znakomitym detektywem to może nie jestem,
ale skojarzyć fakty potrafię – pokazał mi skrawek gazety z nagłówkiem „Tajemnicza
bohaterka ratuje dziewczynę”, a pod nim szkic, mój szkic – To ty, nie ?
-Skąd to podejrzenie? –
zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
-„Dziewczyna jest wyjątkowo
niebezpieczna i każdy, kto ją zobaczy powinien niezwłocznie zgłosić tą
informację na policję” – cytował fragment artykułu - „Jej znakiem rozpoznawczym są długie,
niebieskie włosy” – przeklęłam pod nosem. Już nigdy więcej nie bawię się w
bohaterkę – Może zejdziesz na dół i jeszcze trochę pogadamy? W końcu powinienem
zadzwonić na policję, ale… - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale on
jedynie wzruszył ramionami.
Szybkim krokiem zaczęłam schodzić
po schodach przeciwpożarowych, a z dwóch ostatnich pięter zeskoczyłam. Stanęłam
z Colinem twarzą w twarz, ręce schowałam do kieszeni bluzy. To chyba głupi tik,
żeby tylko mnie nie dotknął.
-A więc? – ponagliłam go – O czym
chciałeś jeszcze rozmawiać?
-Chciałem się dowiedzieć, kim
jesteś, ale tak naprawdę.
-A skąd myśl, że nie jestem osobą,
za którą się podałam?
-Nie rób ze mnie idioty, mam
na to za wysokie IQ – zaśmiałam się w myślach – W tej gazecie pisali, że
zrobiłaś coś tamtemu złodziejowi. Gościu wylądował w szpitalu psychiatrycznym –
wzruszyłam ramionami dając u tym do zrozumienia, że nie bardzo się tym
przejęłam – Dziś w kawiarni, kiedy cię dotknąłem, coś ci się stało. Chcę
wiedzieć co.
-A niby dlaczego miałabym ci
powiedzieć?!
Wyjęłam ręce z kieszeni i pchnęłam
chłopaka najmocniej jak umiałam. Colin cofnął się o kilka kroków, ale szczęśliwie
nie stracił całkiem równowagi. Spojrzałam na niego wrogo i zacisnęłam pięści.
Chciałam go wystraszyć, żeby po prostu dał mi spokój.
-Skąd wiesz, że nie zrobię ci
tego, co tamtemu facetowi? Skąd wiesz, że cię nie zabiję?!
-Nie zrobisz tego – cofnął się
o kolejne kilka kroków.
-Jesteś tego taki pewien? – w
jego oczach nie widziałam strachu. Może kurwa rzeczywiście powinnam sama go
wywołać… - Daj mi spokój, albo skończysz tak jak on, a może i gorzej.
-Ja muszę po prostu wiedzieć
kim jesteś?!
-Kimś, kto mógłby zabić cię
jednym dotknięciem do cholery! Dlatego dobrze ci radzę, zostaw mnie w spokoju
albo przysięgam ci, że nie dożyjesz następnego dnia! – Colin potknął się i
przewrócił prosto na jezdnię.
Przyglądał mi się ze strachem,
choć mniejszym, niż podejrzewałam. Był odważniejszy, niż wyglądał. Musiałam
wybić mu tą odwagę z głowy. Wyciągnęłam schowany w bucie nóż i rzuciłam nim
prosto w moją podobiznę na gazecie, którą ciągle trzymał w dłoni. Szatyn
spojrzał pierw na gazetę, potem na mnie. Chyba wreszcie odpędziłam z jego głowy
dalsze pogawędki. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić w kierunku
schodów. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Miałam przeczucie, że zaraz stanie
się coś złego. Odwróciłam się na chwilę i zobaczyłam nadjeżdżające zza zakrętu
auto. Colin ciągle nie pozbierał się z ziemi, a pojazd pędził stanowczo za
szybko, prosto na niego. W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Jakaś część
mnie wyraźnie kazała mi go uratować, a ta druga natomiast stanowczo to
odradzała. Jeśli zginie teraz, Damian nigdy go nie zabije i będę miała jeden
kłopot z głowy. Ale z drugiej strony, to ja wpędziłam go na tą jezdnię, więc
jeśli zginie, zginie przeze mnie.
-Kurwa – przeklęłam pod nosem
i pędem ruszyłam w stronę chłopaka.
Colin wstał już na nogi, ale samochód
był tuż, tuż. W ostatniej chwili złapałam go za kaptur bluzy i oboje z hukiem
upadliśmy na chodnik. Pojazd przejechał kilka centymetrów od nas, a wjeżdżając w
kałużę ochlapał nas brudną wodą. Odsunęłam się od nastolatka i podniosłam z
ziemi. On ciągle leżą przyglądał mi się z lekkim zdziwieniem, które po chwili
przerodziło się w zaciekawienie.
-Co? – warknęłam, a on
zaśmiał się pod nosem.
-Uratowałaś mnie. Nie musiałaś.
Ba, po tym, co mówiłaś, powinnaś była dać mi zginąć – podniósł się z ziemi i
podszedł do mnie – Ale ty mnie uratowałaś. Dlatego chcę zapytać cię jeszcze
raz. Kim jesteś? – westchnęłam i przetarłam brudną twarz ręką.
-A jesteś pewny, że chcesz
wiedzieć? Bo to, co ci powiem, bajką na dobranoc nie będzie…
Wróciłaś! (Ale mam zapłon) :3
OdpowiedzUsuńMuszę ci powiedzieć, że twój styl się znacząco poprawił. Ta przerwa dobrze ci zrobiła :) Czytało się przyjemnie, akcja nabiera rumieńców, pojawiło się trochę nowych zagadek.
Colin nie wzbudził we mnie przyjaznego nastawienia, najpierw zgrywa casanovę, potem geniusza i do tego jest ciekawski. Jak już jesteśmy przy geniuszach, to Luna mogłaby się przefarbować, czy chociażby kaptur nosić, bo głupi by się domyślił, że jest tą dziewczyną z artykułu.
Ten jej wybuch w tym rozdziale trochę... gwałtowny. Dziewczynie nerwy puściły, ale trudno się jej dziwić po takich przeżyciach.
Pilnuj końcówek! Przy kwestiach Jasona zdarzyło ci się użyć rodzaju żeńskiego, a przy Luny męskiego.
A właśnie, co z Jokerem? Czy ja przegapiłam wzmiankę o nim? Dlaczego Jason nic nie mówi o tamtej nieudanej akcji? (Nieudana, bo Lunę nam prawię zabił) A może... zapomniałaś o tym napisać? (huehe ;D)
Już się nie mogę doczekać ciągu dalszego :3 Dawać mi tu Damiana z kataną, po tych jego słodkich tekstach do Luny aż się za ciepła atmosfera zrobiła :)
Bardzo się cieszę, że rozdział się podoba :D Co do przefarbowania włosów Luny to powiem tyle, że myślimy podobnie ;-) Z tymi końcówkami, to rzeczywiście nie zauważyłam :-( Jak mam nagłą wenę, to piszę rozdział, a potem oczywiście zapominam sprawdzić, czy wszystko jest tak, jak należy, choć staram się pamiętać i o tym. Co do Jokera, to Jason jest wkurzony o nieudaną akcję, ale po tym, coś się stało Lunie na razie o tym nie wspomina. Część następnego rozdziału będzie pisana właśnie z perspektywy Jasona i wtedy trochę lepiej okaże swój zawód i zdenerwowanie odnośnie akcji ;-)
UsuńKolejny rozdział tak, jak powinien być, czyli w sobotę ;-)
Pozdrawiam i miłego dnia :-)
***Niki***
A ja, jak zwykle, już myślę nad rozwiązaniem tej zagadki. Do głowy wpadł mi całkiem sensowny pomysł: Colin tak naprawdę jest niebezpiecznym mordercą. Zabija Lunę, a Damian się mści. Potem się okazuje, że Luna żyje i jest happy end. Albo bez tego ostatniego. Ja tylko snuję przypuszczenia.
OdpowiedzUsuń* Sorry, że tak późno , ale dopiero się obudziłam. Rozdział wyszedł świetnie ^^