sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział XVI - Kim tak naprawdę jesteś?


Kiedy zdesperowana osoba oddala się od twojego dotyku, to nie znaczy, że cię odpycha. Ona cię raczej chroni przed nieczystym, destrukcyjnym złem, którego istotą, jak wierzy jest jej istnienie i którym, jak wierzy jest w stanie cię zarazić.

 
Dorothy Rowe
 
 

Siedziałam w pokoju i wpatrywałam się w świat za oknem. Deszcz nie przestawał padać, ale miałam wrażenie, że w oddali powoli się przejaśnia. Czekałam z nadzieją, że już wkrótce zobaczę tęczę, ale gdy tylko słońce zdołało przedrzeć się przez chmury, kolejne zastępowały mu drogę.

Starałam się choć na chwilę oderwać od tego, co zobaczyłam i zająć się czymś innym, byle tylko nie myśleć o tej cholernej wizji. Ale jak na złość nie miałam żadnego pomysłu. Mogłabym obejrzeć z Jasonem jakiś film, ale jakoś nie mam teraz ochoty przebywać w jakimkolwiek towarzystwie. Na słuchanie muzyki też nie mam ochoty, znając życie w każdej piosence odnalazłabym nutkę żalu i od razu ją przełączyła. Nie zaopatrzyłam się jeszcze w żadną książkę, a przydałaby się, bo w posiadłości Wayne’ów miałam ich jak wiele tylko chciałam i muszę przyznać, że naprawdę pokochałam czytanie. Dlatego nie mając co robić postanowiłam zostać u siebie i oglądać świat, jak zmaga się ze złą pogodą. Widziałam dzieci bawiące się w kałużach, które nie zważały na to, że zmokną. Potem zobaczyłam dwóch pijanych mężczyzn, mamroczących coś niezrozumiałego, ledwie poruszających się o własnych nogach. Jeden z nich nawet przewrócił się i wpadł do kałuży, ale podobnie jak dzieci, nie bardzo się tym przejął. Długo po pijakach zobaczyłam kobietę pod parasolem, która wyraźnie się gdzieś spieszyła. Nie wiem, czy o tej porze Gotham jest takie puste, czy to przez pogodę? A może to świat chce mi po prostu zrobić na złość.


W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę – pozwoliłam wejść gościowi, a do środka wszedł Jason. W rękach niósł kubek czekolady.

-Cześć – przywitał się.

-Hej – odparłam z udawanym uśmiechem. Chłopak odłożył naczynie na biurko, po czym usiadł na łóżku.

-Pomyślałem, że może chcesz się czegoś napić, więc…

-Dzięki Jay, ale akurat teraz czekolada kiepsko mi się kojarzy, więc sam rozumiesz – ciemnowłosy pokiwał głową – Ale to naprawdę miłe z twojej strony – tym razem uśmiechnęłam się szczerze.

-Słuchaj… Nie chcę teraz być natarczywy, czy coś, w końcu to niezbyt odpowiednia chwila… Ale nie lubię czegoś nie wiedzieć – uniosłam brew ze zdziwienia – Ta wizja. Bo Damian mówił, że miałaś wizję i zobaczyłaś coś, czego nie chciałaś – pokiwałam twierdząco głową – Dlatego byłem ciekawa co takiego widziałaś, skoro aż tak tobą wstrząsnęło – cicho westchnęłam.

Nie lubiłam rozmawiać o moich słabościach, wręcz tego nie znosiłam. W końcu uczono mnie, że nigdy nie wolno pokazywać naszych słabych stron. Ale ostatnimi czasy Jason jest ze mną całkowicie szczery i powinnam odwzajemnić się tym samym. W dodatku widząc tą niepewność w jego oczach, niewiedzę, czy postąpił dobrze, musiałam powiedzieć mu prawdę.

-Damian poznał mnie z jego przyjacielem, Colinem – zaczęłam wyjaśniać – Całkiem miło nam się rozmawiało, potem Damian skoczył dla mnie po czekoladę, aż tu nagle – bum! Wizja wzięła się nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo jak.

-Dużo tych niewiadomych – skomentował.

-I to jeszcze jak! Nie miałam problemów z kontrolowaniem mocy od kąt wstąpiłam do Ligii, a tu taka niespodzianka!

-I co zobaczyłaś? – przeszedł do sedna.

-Śmierć Colina. Zabił go Damian – Jay otworzył szerzej oczy – Przebił jego pierś kataną i miał przy tym taki zimny wyraz twarzy, jakby on wcale nie był jego przyjacielem, tylko największym wrogiem. A potem… - urwałam – Potem nazwałam Damiana potworem, choć wcale tak nie myślę! On nie jest potworem, po prostu miał ciężkie życie…

-Luna… To dlatego się tak zadręczasz? Bo nazwałaś go potworem?

-Oczywiście, że nie! – ryknęłam – Może trochę… - dodałam po chwili – Ale chodzi mi o to, że nie powinnam tego widzieć. To było ostrzeżenie, tak myślę, ale jeszcze nigdy tak nie miałam. W dodatku Colin tego nie widział, jakby moja moc nie chciała, żeby on wiedział – chłopak zmarszczył czoło, jakby o czymś rozmyślał – Nie wiem dlaczego, ale chyba tracę kontrolę nad moją mocą. I to mnie najbardziej martwi. Co się stanie, jeśli pewnego dnia już całkiem mną owładnie i nie będę mogła nawet podać komuś po ludzku ręki?!

Jason nagle podniósł się jak poparzony, w sekundzie znalazł się obok mnie i wyciągnął przed siebie dłoń. Spojrzałam na niego jak na idiotę, choć tak naprawdę wiedziałam, co robi.

-Spróbuj – rozkazał – Wypróbuj moc na mnie.

-Nie chcę – jeszcze bardziej zmarszczył czoło, a w jego oczach zobaczyłam płomienie determinacji.

-Zrób to. Tylko w ten sposób zdołam cię przekonać, że nadal masz kontrolę - pokręciłam głową z niedowierzaniem – Luna nie tchórz i złap wreszcie tą cholerną rękę!

Nerwy mi puściły. W sekundzie chwyciłam za dłoń chłopaka, gotowa na kolejną wizję, ale nic się nie działo. Czułam jedynie bijący od niej chłód. Potem powoli i delikatnie złapałam ją drugą ręką, ale nadal nic się nie działo. Spojrzałam na chłopaka z uśmiechem na twarzy. Odwzajemnił go, po czym zabrał dłoń i udał się w kierunku wyjścia.

-Idę zamówić pizzę i wybrać dla nas jakiś film. Wypij w tym czasie czekoladę i doprowadź się do porządku, bo wyglądasz jakbyś właśnie przeżyła zatonięcie Titanica.

-Wal się Jay – brunet uśmiechnął się wrednie, po czym wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Mogłam usłyszeć jak wklikuje w komórkę numer do pizzerii. Pokręciłam głową z niedowierzaniem – Palant – skomentowałam i sięgnęłam po czekoladę.

-Słyszałem! – krzyknął, kiedy brałam pierwszy łyk, przez co o mało się nie zakrztusiłam, śmiejąc się.

Odstawiłam na chwilę kubek i przejrzałam się w lustrze. Niestety muszę przyznać, że Jay miał rację. Wyglądałam okropnie. Miałam podkrążone oczy, w dodatku czerwone od płaczu, a moje włosy były w większym nieładzie, niż po przebudzeniu. Dlatego szybko rozczesałam je i związałam w kitkę. Wzięłam kolejny łyk czekolady, po czym ruszyłam do łazienki i dokładnie przemyłam twarz.

-Wolisz horror, czy komedię romantyczną? – zapytał Jay, kiedy wracałam do pokoju. Spojrzałam na niego spod byka.

-Za kogo ty mnie masz? To chyba jasne, że horror.

-Miałem taką nadzieję – uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do pokoju.

Zdjęłam z siebie brudne ciuchy, które muszę dziś wyprać i oddać Megan, a następnie założyłam czyściutkie, nowe ubrania. Miałam na sobie krótkie, dresowe spodenki, w których czasem biegam, a do tego zwykły czarny podkoszulek. Na nogi założyłam skarpetki.

Zanim jeszcze opuściłam sypialnię postanowiłam poszukać na niebie mojej upragnionej tęczy. Co prawda już przestało padać, a na niebie zrobiło się prawie bezchmurnie, po moim małym marzeniu nie było ani śladu. Już miałam odejść od okna, kiedy coś przykuło moją uwagę. Może nie coś, a dokładniej ktoś. Widziałam stojącego po drugiej stronie ulicy chłopaka w kapturze, który nie wiedzieć czemu patrzył się dokładnie w moją stronę. Wytężyłam wzrok i udało mi się dostrzec kilka brązowych kosmyków włosów spod kaptura. Zdałam sobie sprawę, że tajemniczym podglądałem jest Colin.

Nie wiedziałam, czy mam być bardziej zdziwiona, czy wściekła. Znalazł mnie bóg wie jak, sterczał na tym deszczu i obserwował. Jedno było pewne. Sama musiałam się z nim spotkać i dowiedzieć, co go kurwa podkusiło, żeby mnie podglądać.

Na chwilę wróciłam do Jasona i poinformowałam go, że przyjdę dopiero za jakiś czas. Zmieniłam spodenki na czarne jeansy z dziurami, na ręce założyłam skórę, a na nogi motocyklówki. Otworzyłam okno i od razu spotkałam się z podeszczowym chłodem. Weszłam na schody przeciwpożarowe i ponownie spojrzałam na chłopaka. Nie miał już na głowie kaptura, a więc pewnie zrozumiał, że został zdemaskowany. Z poważnym wyrazem twarzy kazałam mu tu podejść. Chłopak szybko przebiegł przez ulicę i stanął dostatecznie bisko, byśmy nie musieli krzyczeć, by się usłyszeć.

-Mam do ciebie małe pytanko – zaczęłam nieco słodkim, udawanym głosem – Co tu kurwa robisz do cholery?! – ryknęłam, wytrącając go z rytmu.

-Ja… Ja musiałem się upewnić, że nic ci nie jest.

-A zadzwonić nie wystarczyło?

-Nie miałem numeru.

-O, ale adres to już miałeś? – zapytałam sarkastycznie – Jak mnie znalazłeś?

-Śledziłem Damiana. Musiałem wiedzieć, że wszystko z tobą okey – pokręciłam z niedowierzaniem głową.

Czemu on tak się o mnie martwi. To raczej ja powinnam się martwić o niego, w końcu w każdej chwili jego klatkę piersiową może przeszyć katana Damiana! Jak on w ogóle dał mu się śledzić? Albo Colin naprawdę często grał w podchody albo nasz młody Wayne nie zachował czujności.

-Czyli podsumowując, sterczysz tu, na deszczu, już od jakiś czterech godzin? – szatyn pokiwał twierdząco głową – Skoro już wiedziałeś, gdzie mieszkam, czemu nie wszedłeś do mieszkania?

-Nie chciałem cię speszyć – prychnęłam. Bo jak kto mnie podgląda to wcale nie czuję się speszona.

-To skoro już wiesz, że wszystko ze mną w porządku, możesz już sobie iść – posłałam mu udawany uśmiech i już miałam wracać do środka, kiedy chłopak ponownie się odezwał.

-Wiesz, może nie sterczałem tu całych czterech godzin – spojrzałam na niego podejrzliwie – Musiałem na chwilę wskoczyć do domu, zabrać coś – zaczął szukać czegoś w wewnętrznej kieszeni bluzy – Stając na deszczu przypomniałem sobie artykuł w gazecie, który przeczytałem jakiś czas temu. I jakimś znakomitym detektywem to może nie jestem, ale skojarzyć fakty potrafię – pokazał mi skrawek gazety z nagłówkiem „Tajemnicza bohaterka ratuje dziewczynę”, a pod nim szkic, mój szkic – To ty, nie ?

-Skąd to podejrzenie? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

-„Dziewczyna jest wyjątkowo niebezpieczna i każdy, kto ją zobaczy powinien niezwłocznie zgłosić tą informację na policję” – cytował fragment artykułu  - „Jej znakiem rozpoznawczym są długie, niebieskie włosy” – przeklęłam pod nosem. Już nigdy więcej nie bawię się w bohaterkę – Może zejdziesz na dół i jeszcze trochę pogadamy? W końcu powinienem zadzwonić na policję, ale… - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale on jedynie wzruszył ramionami.

Szybkim krokiem zaczęłam schodzić po schodach przeciwpożarowych, a z dwóch ostatnich pięter zeskoczyłam. Stanęłam z Colinem twarzą w twarz, ręce schowałam do kieszeni bluzy. To chyba głupi tik, żeby tylko mnie nie dotknął.

-A więc? – ponagliłam go – O czym chciałeś jeszcze rozmawiać?

-Chciałem się dowiedzieć, kim jesteś, ale tak naprawdę.

-A skąd myśl, że nie jestem osobą, za którą się podałam?

-Nie rób ze mnie idioty, mam na to za wysokie IQ – zaśmiałam się w myślach – W tej gazecie pisali, że zrobiłaś coś tamtemu złodziejowi. Gościu wylądował w szpitalu psychiatrycznym – wzruszyłam ramionami dając u tym do zrozumienia, że nie bardzo się tym przejęłam – Dziś w kawiarni, kiedy cię dotknąłem, coś ci się stało. Chcę wiedzieć co.

-A niby dlaczego miałabym ci powiedzieć?!

Wyjęłam ręce z kieszeni i pchnęłam chłopaka najmocniej jak umiałam. Colin cofnął się o kilka kroków, ale szczęśliwie nie stracił całkiem równowagi. Spojrzałam na niego wrogo i zacisnęłam pięści. Chciałam go wystraszyć, żeby po prostu dał mi spokój.

-Skąd wiesz, że nie zrobię ci tego, co tamtemu facetowi? Skąd wiesz, że cię nie zabiję?!

-Nie zrobisz tego – cofnął się o kolejne kilka kroków.

-Jesteś tego taki pewien? – w jego oczach nie widziałam strachu. Może kurwa rzeczywiście powinnam sama go wywołać… - Daj mi spokój, albo skończysz tak jak on, a może i gorzej.

-Ja muszę po prostu wiedzieć kim jesteś?!

-Kimś, kto mógłby zabić cię jednym dotknięciem do cholery! Dlatego dobrze ci radzę, zostaw mnie w spokoju albo przysięgam ci, że nie dożyjesz następnego dnia! – Colin potknął się i przewrócił prosto na jezdnię.

Przyglądał mi się ze strachem, choć mniejszym, niż podejrzewałam. Był odważniejszy, niż wyglądał. Musiałam wybić mu tą odwagę z głowy. Wyciągnęłam schowany w bucie nóż i rzuciłam nim prosto w moją podobiznę na gazecie, którą ciągle trzymał w dłoni. Szatyn spojrzał pierw na gazetę, potem na mnie. Chyba wreszcie odpędziłam z jego głowy dalsze pogawędki. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić w kierunku schodów. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Miałam przeczucie, że zaraz stanie się coś złego. Odwróciłam się na chwilę i zobaczyłam nadjeżdżające zza zakrętu auto. Colin ciągle nie pozbierał się z ziemi, a pojazd pędził stanowczo za szybko, prosto na niego. W mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Jakaś część mnie wyraźnie kazała mi go uratować, a ta druga natomiast stanowczo to odradzała. Jeśli zginie teraz, Damian nigdy go nie zabije i będę miała jeden kłopot z głowy. Ale z drugiej strony, to ja wpędziłam go na tą jezdnię, więc jeśli zginie, zginie przeze mnie.

-Kurwa – przeklęłam pod nosem i pędem ruszyłam w stronę chłopaka.

Colin wstał już na nogi, ale samochód był tuż, tuż. W ostatniej chwili złapałam go za kaptur bluzy i oboje z hukiem upadliśmy na chodnik. Pojazd przejechał kilka centymetrów od nas, a wjeżdżając w kałużę ochlapał nas brudną wodą. Odsunęłam się od nastolatka i podniosłam z ziemi. On ciągle leżą przyglądał mi się z lekkim zdziwieniem, które po chwili przerodziło się w zaciekawienie.

-Co? – warknęłam, a on zaśmiał się pod nosem.

-Uratowałaś mnie. Nie musiałaś. Ba, po tym, co mówiłaś, powinnaś była dać mi zginąć – podniósł się z ziemi i podszedł do mnie – Ale ty mnie uratowałaś. Dlatego chcę zapytać cię jeszcze raz. Kim jesteś? – westchnęłam i przetarłam brudną twarz ręką.

-A jesteś pewny, że chcesz wiedzieć? Bo to, co ci powiem, bajką na dobranoc nie będzie…

3 komentarze:

  1. Wróciłaś! (Ale mam zapłon) :3
    Muszę ci powiedzieć, że twój styl się znacząco poprawił. Ta przerwa dobrze ci zrobiła :) Czytało się przyjemnie, akcja nabiera rumieńców, pojawiło się trochę nowych zagadek.
    Colin nie wzbudził we mnie przyjaznego nastawienia, najpierw zgrywa casanovę, potem geniusza i do tego jest ciekawski. Jak już jesteśmy przy geniuszach, to Luna mogłaby się przefarbować, czy chociażby kaptur nosić, bo głupi by się domyślił, że jest tą dziewczyną z artykułu.
    Ten jej wybuch w tym rozdziale trochę... gwałtowny. Dziewczynie nerwy puściły, ale trudno się jej dziwić po takich przeżyciach.
    Pilnuj końcówek! Przy kwestiach Jasona zdarzyło ci się użyć rodzaju żeńskiego, a przy Luny męskiego.
    A właśnie, co z Jokerem? Czy ja przegapiłam wzmiankę o nim? Dlaczego Jason nic nie mówi o tamtej nieudanej akcji? (Nieudana, bo Lunę nam prawię zabił) A może... zapomniałaś o tym napisać? (huehe ;D)
    Już się nie mogę doczekać ciągu dalszego :3 Dawać mi tu Damiana z kataną, po tych jego słodkich tekstach do Luny aż się za ciepła atmosfera zrobiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozdział się podoba :D Co do przefarbowania włosów Luny to powiem tyle, że myślimy podobnie ;-) Z tymi końcówkami, to rzeczywiście nie zauważyłam :-( Jak mam nagłą wenę, to piszę rozdział, a potem oczywiście zapominam sprawdzić, czy wszystko jest tak, jak należy, choć staram się pamiętać i o tym. Co do Jokera, to Jason jest wkurzony o nieudaną akcję, ale po tym, coś się stało Lunie na razie o tym nie wspomina. Część następnego rozdziału będzie pisana właśnie z perspektywy Jasona i wtedy trochę lepiej okaże swój zawód i zdenerwowanie odnośnie akcji ;-)
      Kolejny rozdział tak, jak powinien być, czyli w sobotę ;-)
      Pozdrawiam i miłego dnia :-)
      ***Niki***

      Usuń
  2. A ja, jak zwykle, już myślę nad rozwiązaniem tej zagadki. Do głowy wpadł mi całkiem sensowny pomysł: Colin tak naprawdę jest niebezpiecznym mordercą. Zabija Lunę, a Damian się mści. Potem się okazuje, że Luna żyje i jest happy end. Albo bez tego ostatniego. Ja tylko snuję przypuszczenia.
    * Sorry, że tak późno , ale dopiero się obudziłam. Rozdział wyszedł świetnie ^^

    OdpowiedzUsuń