sobota, 13 lutego 2016

Rozdział X - Niesprawiedliwa sprawiedliwość


Dopiero późną nocą…Przy szczelnie zamkniętych oknach…Gryziemy z bólu ręce…Umieramy z miłości…

Nadeszła noc, a ja oczywiście nie mogłam pozwolić Damianowi latać tak po ulicach miasta bez ochrony… Ja wiem, jest z nim Batman, ale dodatkowa para oczu zawsze się przyda. Czekałam na budynku sąsiadującym wieżę, gdzie czekał Deadshoot. Chyba nie ruszył się z miejsca od naszego spotkania. Miał jednak inny strój. Garnitur zastąpił ciemny kombinezon, a na nim skórzana kurtka oraz buty do łydki. Na jego prawym oku znajdowała się specjalna opaska z czymś przypominającym lornetkę. Lawton wciąż obserwował otoczenie, pewnie w poszukiwaniu Robina. Karabin snajperski był już przyszykowany. Teraz wystarczyło czekać.


Zastanawiałam się, czemu właściwie Talia chce zabić własnego syna? Przecież ona musi go kochać, co nie? Może dobrze to ukrywa, ale jednak on jest częścią jej, częścią Ra’s. Coś tutaj nie pasuje. Co, jeśli to jakiś test i Talia wcale nie chce go zabić? Sama nie wiem, nie jestem jakimś detektywem.

W końcu coś się zaczęło dziać. Deadshoot najwyraźniej szykował się do strzału, choć ja nikogo nie widziałam. Wtem coś mignęło mi przed oczami. Czarna peleryna powiewająca na wietrze i szpiczaste uszy kostiumu sprawiały wrażenie prawdziwego, lecącego nietoperza. Zaraz za nim leciał Damian. Miał na sobie czerwono – czarny kombinezon, a na jego piersi widniała litera „R”. Żółta peleryna wyraźnie odznaczała się na tle Batmana. I jak tu nie trafić w taki cel?

Nie czekałam aż Lawton odda strzał. Wyciągnęłam jeden z moich sztyletów i rzuciłam nim w stronę mężczyzny. Choć dzieliła nas spora odległość, miałam bardzo dobre oko i dostatecznie dużo siły by dorzucić nóż. Ostrze było coraz bliżej jego głowy, kiedy w ostatniej chwili Floyd je złapał. Otworzyłam szerzej oczy. Nikt nie potrafi przejąć rzuconego przeze mnie sztyletu… Deadshoot z łatwością znalazł miejsce, skąd nadleciał nóż. Gdy tylko mnie ujrzał, pociski z jego magnum kierowały się prosto na mnie. Szybko zaczęłam biec i schowałam się za wystającym kominem. Może nie do końca przemyślałam sobie ten plan.

Czekałam aż skończy ostrzał, co nastało bardzo szybko. Ostrożnie wychyliłam się i zobaczyłam, że Batman i zabójca toczą ze sobą walkę. Nigdzie nie widziałam Damiana.

-Mówiłem, że dam sobie radę – chłopak stał za mną z nadzwyczaj poważnym wyrazem twarzy. Mogłam mu się teraz trochę lepiej przyjrzeć. Miał zielone buty do łydki, rękawice w tym samym kolorze i czarną maskę, a na jego pelerynie znajdował się dodatkowy kaptur.

-Chyba jednak należy mi się dziękuje? – podniosłam się z ziemi – W końcu to dzięki mnie Deadshoot zdradził swoją pozycję – z dumą pokazałam kciukiem na siebie, ale Robin nadal zachowywał powagę – No już nie rób się takim Batmanem, uśmiechnij się!

-Muszę pomóc ojcu – odparł beznamiętnie, a zaraz potem zeskoczył z dachu i z pomocą wyrzutni haków przedostał się na szczyt wieży obserwacyjnej.

-O nie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

Miałam wielkie szczęście, że w niedużych od siebie odstępach na wieży znajdowały się gargulce. Dzięki nim z łatwością dostanę się na górze. Wzięłam rozbieg, odbiłam się od dachu i złapałam pierwszej rzeźby. Musiałam uważać, bo gargulce były stare i w każdej chwili mogłyby się urwać. Jak najdelikatniej umiałam, wspinałam się coraz to wyżej, aż w końcu dotarłam na szczyt. Batman robił uniki przed pociskami Lawtona, a w tym czasie Robin podchodził zabójcę od tyłu. Skoczył mu na plecy i zaczął okładać pięściami w głowę. Deadshoot uderzył plecami o ścianę i tym samym zrzucił chłopaka, ale Mroczny Rycerz zdążył wznowić atak syna. Okładał Floyd’a w twarz, brzuch, w co się tylko dało. Nie mogłam pozwolić, by tylko on się zabawił. Wyciągnęłam kolejny nóż i pobiegłam prosto na Lawtona. Szybkim ruchem przejechałam ostrzem po nodze zabójcy. Mężczyzna prawie stracił równowagę, a porządny kopniak Batmana już całkiem go powalił. Deadshoot uderzył głową w ziemię i chyba go to trochę przymroczyło. Postanowiłam skorzystać z okazji. Skoczyłam na niego i już miałam wbić ostrze w jego serce, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.

-Nie możesz tego zrobić – Damian mówił powoli, dosłownie szeptał mi te słowa do ucha – Skoro odeszłaś od Ligii to pokarz mi, że się zmieniłaś, że jesteś w stanie przestać zabijać – starałam się wyrwać rękę, ale na próżno – Pamiętaj, sprawiedliwość, nie zemsta… - cholera! Dlaczego on zawsze potrafi mnie do czegoś przekonać?

Rozluźniłam dłoń i pozwoliłam Damianowi zabrać nóż. Chłopak puścił moją rękę i zeszłam z Deadshoot’a. Zaraz potem Batman skuł zabójcę i zaczął swoje małe przesłuchanie.

-Kto cię zatrudnił? – pytał, na razie spokojnie, ale Lawton nie odpowiadał – Dla kogo pracujesz?!

-Przemiana Batmana z dobrego gliny, na złego glinę – skomentowałam pod nosem. Mężczyzna nawet nie zareagował, ale jestem pewna, że mnie usłyszał.

-Odpowiedz mi, a może pójdziesz do więzienia bez połamanych żeber – Floyd zaśmiał się i przeniósł wzrok z Batmana na Robina.

-Ona ci nie da spokoju. Nie jestem jedyny. Wolała się upewnić, że robota zostanie wykonana.

-Ona…-  szepnął Damian. Czyżby nie mógł uwierzyć w zdradę matki?

-Talia – zdążyłam rozjaśnić sprawę przed Batmanem – Tak jak wam mówiłam. Talia chce śmierci Robina. Pytanie tylko, dlaczego? – przeniosłam wzrok na Deadshoot’a, ale on tylko wzruszył ramionami.

-Kiedy ktoś płaci pół miliarda za wykończenie jakiegoś szczeniaka, nie zadaję pytań – pół miliarda?! Talia musi być bardzo zdesperowana.

-Kim jest reszta zabójców? – głos ponownie przejął Batman.

-Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że jest ich jeszcze pięcioro, najlepszych w swoim fachu. Nie macie szans utrzymać go przy życiu.

-To się jeszcze okaże – Batman odwrócił się od nas i chyba do kogoś zadzwonił. Możliwe, że na policje. Postanowiłam zapytać „grzecznie” pana Lawton’a, czy to on pomagał Jokerowi i dlaczego. To moja ostatnia szansa.

-Dobra koleżko, ja też mam do ciebie jedno pytanko – uklękłam obok mężczyzny o spojrzałam mu prosto w oczy – Czy pracujesz z Jokerem? Nie radzę kłamać.

-Ja i ten klaun? Chyba sobie żartujesz? – wyśmiał mnie.

-Dobrze ci radzę, nie igraj ze mną. Kilka dni w starej fabryce chemikaliów, Joker miał swojego snajpera, w dodatku dobrego. Czy to byłeś ty?

-Nie – odpowiedział z całkowitą powagą – To nie byłem ja – mówił prawdę. W sumie, to mogłam się tego spodziewać. Joker i Deadshoot to bohaterowie dwóch

różnych książek. Chyba nie byliby w stanie razem współpracować.

-Zabiorę Lawon’a na komisariat – zwrócił się do nas Batman – Robinie, dopilnuj by twoja koleżanka nie przeszkadzała nam już więcej – nietoperz rzucił mi oskarżycielskie spojrzenie. O przepraszam bardzo, to chyba ja odkryłam, że Talia wynajęła Deadshoot’a.

Mężczyzna pomógł wstać Floyd’owi i już mieli zeskoczyć z dachu, kiedy zabójca odezwał się do mnie.

-Dobrze kłamiesz mała – powiedział z wrednym uśmiechem – Z tymi dobrymi to ty się raczej długo nie utrzymasz.

Zaraz potem oboje zniknęli na ciemnym niebie. Odwróciłam się do Damiana czekając na jakiekolwiek słowo „dziękuje”, które bardzo długo nie następowało.

-Co? Obraziłeś się? – zapytałam z założonymi na biodra rekami.

-Sam bym sobie poradził. Zdajesz sobie z tego sprawę?

-Ja wiem, ale…wolałam się upewnić.

-Upewnić, że co? Że dorosłem i już nie potrzebuję niczyjej opieki?

-Może powiedz to swojemu ojcu! Ale nie, przepraszam, nie mógłbyś mu tego powiedzieć, bo jest twoim szefem!

-Jest moim  partnerem!

-Gówno prawda! – rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie, typu „uważaj sobie, zaraz przekroczysz linę” – Mógłbyś zdjąć tą cholerną maskę, kiedy rozmawiamy? – wycedziłam przez zęby, ale chłopak nawet nie zareagował na moją stanowczą prośbę.

-Luna…Nie widzisz, że z naszej dwójki to ty potrzebujesz pomocy? – spojrzałam na niego pytająco – O mało go nie zabiłaś.

-Daruj sobie tę gadkę, Damian, do tego byłam szkolona.

-Ja tak samo, ale zdołałem opanować żądzę krwi. A ty coraz bardziej pragniesz zabijać, widzę to. Co to w ogóle za akcja z Jokerem?

-Nie twój interes – odwróciłam od niego wzrok. Nie lubiłam go okłamywać, a tak było mi łatwiej.

-Nie chcesz mówić? Dobra! Pamiętaj tylko, że jak Batman na ciebie kiedyś wpadnie i przypadkiem będziesz wtedy w jakimś szemranym towarzystwie, to wasze spotkanie może się skończyć w areszcie – rzucił „na pożegnanie” i zeskoczył z dachu.

Po prostu nie wierzę! Raz człowiekowi chce się zrobić coś dobrego, pomóc komuś, a ten ktoś daje temu człowiekowi porządnego kopa w dupę! I gdzie tu sprawiedliwość?! Chyba wrócę i pomogę Jasonowi dorwać tego pieprzonego klauna. I zrobię z nim co będę chciała! Bo nikt mi tego nie zabroni! Walić sprawiedliwość! Jest przereklamowana…


Narracja trzecio osobowa

Wysoki, umięśniony mężczyzna, o ciemnych włosach opadających mu na czoło,
siedział na krześle i wpatrywał się swoimi błękitnymi oczyma w kobietę, siedzącą naprzeciwko. Rudowłosa była od niego niewiele niższa, sparaliżowana od pasa w dół, przykuta do wózka. I ona nie spuszczała wzroku z mężczyzny. Jej brązowe oczy były zasłonięte okularami, w których szkłach odbijał się zakłopotany wyraz twarzy błękitnookiego. Obydwoje siedzieli, nic nie mówiąc. Mieli świadomość, że czeka ich bardzo trudna i poważna rozmowa, której żadne z nich nie chciało zaczynać. W końcu jednak rozmowa musiała się zacząć.

-Ja…- odezwał się niepewnie mężczyzna – Myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę… - rudowłosa spojrzała na niego ze złością.

-Nie nazywaj tak tego. To nie będzie żadna przerwa. To jest koniec.

-Babs…wiesz przecież, że coś do ciebie czuję – starał się ją jakoś udobruchać.

-Czujesz, naprawdę? – prychnęła – Wychodzi na to, że do niej też coś czujesz. A może to sam fakt, że ona nie sprawia ci problemu? Nie musisz jej pomagać wejść do łóżka!

-Przestań, Barbara! To nie w porządku! – mężczyzna uniósł się. Chciał tego uniknąć, ale nerwy mu puściły.

-Wiesz co jest nie w porządku, Richard? To, że będąc ze mną, przespałeś się z nią! W dodatku okłamałeś mnie w żywe oczy! Przed wieloma laty powiedziałeś mi, że zawsze będziesz ze mną szczery. Czyżbyś już zapomniał o tej obietnicy.

-Oczywiście, że nie, ja tylko…- nie wiedział, co ma tak naprawdę powiedzieć. Przeczesał włosy palcami i wstał z krzesła – To był błąd, jednorazowy.

-I tutaj się z tobą zgodzę. Bo następnym razem, jak będziecie się pieprzyć, już nie będziesz mnie zdradzał – mówiła drżącym głosem – Z nami koniec. Spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd!

-Barbaro, przemyśl to, proszę. Wróciłem do Gotham specjalnie dla ciebie – mężczyzna klęknął przy niej i delikatnie złapał dłoń kobiety, ale ona szybko ją wyrwała.

-Nie dotykaj mnie. Nigdy więcej… - czarnowłosy spuścił głowę. Było mu wstyd, ale z Barbara tak naprawdę nigdy nie czuł się szczęśliwy. Po prostu nie chciał jej ranić i kończyć tego w ten sposób – Pakuj się, ale już! – ryknęła na niego i dopiero wtedy mężczyzna zajął się zbieraniem swoich ubrań.

Kiedy tylko opuścił pomieszczenie, rudowłosa dała upust emocjom i zaczęła cicho łkać. Znali się od tak dawna, ufała mi bezgranicznie… Nigdy nie podejrzewała, że kiedyś będzie przez niego tak cierpieć. Kochała go…szczerze go kochała, ale nie chciała żyć w kłamstwie. Zbyt długo okłamywała swoich bliskich i była przez nich okłamywana. Nigdy więcej.

Po jakiś dziesięciu minutach mężczyzna wrócił do pokoju z dwoma pełnymi torbami. Ostatni raz spojrzał na kobietę, miał coś powiedzieć, ale się zawahał i chwilę potem opuścił pomieszczenie. Nie chciał od razu wracać do swojego mieszkania w Bludheaven. Postanowił, że pomieszka trochę u swojego dawnego opiekuna. Przy okazji spędzi trochę czasu z siostrą, której tak mu brakowało.


Oczami Damiana

Siedziałem przed Bat - komputerem i oglądałem zdjęcia sześciu dziewczyn. Wszystkie były młode i piękne, do czasu…Do chwili, gdy jakiś psychopata nie pociął ich. Niektóre miały wyłupane oczy, inne odrąbane czaszki, razem z włosami, a jeszcze kolejne rozcięte usta, przypominające teraz „uśmiechnięte”. Dwie z nich nie miały wielu ran, jedynie kilka siniaków, ale ich serca zostały wycięte. Pozostała tylko pusta dziura.

Już od dłuższego czasu staramy się znaleźć mordercę. Pierw myślałem, ze te sprawy nie są powiązane, ale już wiem, że się myliłem. Każda z nich miała szesnaście lat i była pod jakimś względem wyjątkowa. Katy Sanders, dziewczyna z wyłupanymi oczami, miała nadzwyczajne kocie oczy, spowodowane niewyobrażalna mutacją genetyczną. Beatrice Smoke, szesnastolatka z odrąbaną czaszką, urodziła się z białymi włosami. Riley Andrews i Sara Malcolm wywodziły się z bogatych rodzin i bardzo często wspomagały biednych. Były nazywane dziewczynami o złotych sercach. Ich zabójca wybierał swoje ofiary, bo były szczególne, a potem zabierał im te nadzwyczajne dary. Niestety, ta informacja nie przybliża mnie do mordercy. Podejrzewam, że musi on być całkiem zwyczajny, dlatego pragnie zdobyć coś niezwyczajnego.

Gdy się tak nad tym zastanawiam, przypominam sobie o Lunie. Mogłaby być dla niego idealna ofiarą. Ma nieskazitelną, jasną cerę, piękne włosy i te jej turkusowe oczy… Nie chcę, żeby sama chodziła po nocy. Wiem, że jest świetnie wyszkolona, ale coś nie daje mi spokoju… Może byłem dla niej dziś za ostry. Nie powinienem tek na nią naskakiwać, a jedynie podziękować. W końcu chciała mi tylko pomóc.

-Powinieneś się położyć – usłyszałem za sobą głos ojca – Jutro masz szkołę.

-Oczywiście – nie miałem ochoty na jakieś nocne rozmowy, więc go posłuchałem i zacząłem kierować się w stronę windy.

-Uważaj na siebie jutro – odwróciłem się w jego stronę – Talia może kogoś po ciebie wysłać.

-Nie boję się jej. Nie boję się niczego, co mogłaby mi zrobić – winda przyjechała. Wszedłem do niej i nacisnąłem guzik. Nim drzwi maszyny się zamknęły, usłyszałem jeszcze słowa ojca.

-I właśnie to mnie martwi…

2 komentarze:

  1. Ta rozmowa Luny z Damianem... No po prostu niesamowita 😁. Ale jedno mnie smuci. Dlaczego Dick zawsze wychodzi na tego, który zawinił? Na takiego playboya? Trochę mnie to smuci, ale to ty tu wymyślasz historię. Ale oprócz tego wszystko było świetne. Te rozmyślania Damiana. Zaintrygowały mnie słowa Deadshoot’a: ,,-Dobrze kłamiesz mała – powiedział z wrednym uśmiechem – Z tymi dobrymi to ty się raczej długo nie utrzymasz."

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Barb. Lubię Nightwing'a ale zachował się wyjątkowo chamsko zdradzając byłą Batgirl
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń