Dopiero późną nocą…Przy
szczelnie zamkniętych oknach…Gryziemy z bólu ręce…Umieramy z miłości…
Nadeszła noc, a ja oczywiście
nie mogłam pozwolić Damianowi latać tak po ulicach miasta bez ochrony… Ja wiem,
jest z nim Batman, ale dodatkowa para oczu zawsze się przyda. Czekałam na
budynku sąsiadującym wieżę, gdzie czekał Deadshoot. Chyba nie ruszył się z
miejsca od naszego spotkania. Miał jednak inny strój. Garnitur zastąpił ciemny
kombinezon, a na nim skórzana kurtka oraz buty do łydki. Na jego prawym oku
znajdowała się specjalna opaska z czymś przypominającym lornetkę. Lawton wciąż
obserwował otoczenie, pewnie w poszukiwaniu Robina. Karabin snajperski był już
przyszykowany. Teraz wystarczyło czekać.
Zastanawiałam się, czemu
właściwie Talia chce zabić własnego syna? Przecież ona musi go kochać, co nie?
Może dobrze to ukrywa, ale jednak on jest częścią jej, częścią Ra’s. Coś tutaj nie
pasuje. Co, jeśli to jakiś test i Talia wcale nie chce go zabić? Sama nie wiem,
nie jestem jakimś detektywem.
W końcu coś się zaczęło
dziać. Deadshoot najwyraźniej szykował się do strzału, choć ja nikogo nie
widziałam. Wtem coś mignęło mi przed oczami. Czarna peleryna powiewająca na
wietrze i szpiczaste uszy kostiumu sprawiały wrażenie prawdziwego, lecącego
nietoperza. Zaraz za nim leciał Damian. Miał na sobie czerwono – czarny
kombinezon, a na jego piersi widniała litera „R”. Żółta peleryna wyraźnie
odznaczała się na tle Batmana. I jak tu nie trafić w taki cel?
Nie czekałam aż Lawton odda
strzał. Wyciągnęłam jeden z moich sztyletów i rzuciłam nim w stronę mężczyzny.
Choć dzieliła nas spora odległość, miałam bardzo dobre oko i dostatecznie dużo
siły by dorzucić nóż. Ostrze było coraz bliżej jego głowy, kiedy w ostatniej
chwili Floyd je złapał. Otworzyłam szerzej oczy. Nikt nie potrafi przejąć
rzuconego przeze mnie sztyletu… Deadshoot z łatwością znalazł miejsce, skąd nadleciał
nóż. Gdy tylko mnie ujrzał, pociski z jego magnum kierowały się prosto na mnie.
Szybko zaczęłam biec i schowałam się za wystającym kominem. Może nie do końca
przemyślałam sobie ten plan.
Czekałam aż skończy ostrzał,
co nastało bardzo szybko. Ostrożnie wychyliłam się i zobaczyłam, że Batman i
zabójca toczą ze sobą walkę. Nigdzie nie widziałam Damiana.
-Mówiłem, że dam sobie radę –
chłopak stał za mną z nadzwyczaj poważnym wyrazem twarzy. Mogłam mu się teraz
trochę lepiej przyjrzeć. Miał zielone buty do łydki, rękawice w tym samym
kolorze i czarną maskę, a na jego pelerynie znajdował się dodatkowy kaptur.
-Chyba jednak należy mi się
dziękuje? – podniosłam się z ziemi – W końcu to dzięki mnie Deadshoot zdradził
swoją pozycję – z dumą pokazałam kciukiem na siebie, ale Robin nadal zachowywał
powagę – No już nie rób się takim Batmanem, uśmiechnij się!
-Muszę pomóc ojcu – odparł
beznamiętnie, a zaraz potem zeskoczył z dachu i z pomocą wyrzutni haków
przedostał się na szczyt wieży obserwacyjnej.
-O nie, tak łatwo się mnie
nie pozbędziesz.
Miałam wielkie szczęście, że
w niedużych od siebie odstępach na wieży znajdowały się gargulce. Dzięki nim z
łatwością dostanę się na górze. Wzięłam rozbieg, odbiłam się od dachu i
złapałam pierwszej rzeźby. Musiałam uważać, bo gargulce były stare i w każdej
chwili mogłyby się urwać. Jak najdelikatniej umiałam, wspinałam się coraz to
wyżej, aż w końcu dotarłam na szczyt. Batman robił uniki przed pociskami Lawtona,
a w tym czasie Robin podchodził zabójcę od tyłu. Skoczył mu na plecy i zaczął
okładać pięściami w głowę. Deadshoot uderzył plecami o ścianę i tym samym
zrzucił chłopaka, ale Mroczny Rycerz zdążył wznowić atak syna. Okładał Floyd’a
w twarz, brzuch, w co się tylko dało. Nie mogłam pozwolić, by tylko on się zabawił.
Wyciągnęłam kolejny nóż i pobiegłam prosto na Lawtona. Szybkim ruchem
przejechałam ostrzem po nodze zabójcy. Mężczyzna prawie stracił równowagę, a
porządny kopniak Batmana już całkiem go powalił. Deadshoot uderzył głową w
ziemię i chyba go to trochę przymroczyło. Postanowiłam skorzystać z okazji.
Skoczyłam na niego i już miałam wbić ostrze w jego serce, kiedy ktoś złapał
mnie za rękę.
-Nie możesz tego zrobić –
Damian mówił powoli, dosłownie szeptał mi te słowa do ucha – Skoro odeszłaś od
Ligii to pokarz mi, że się zmieniłaś, że jesteś w stanie przestać zabijać –
starałam się wyrwać rękę, ale na próżno – Pamiętaj, sprawiedliwość, nie zemsta…
- cholera! Dlaczego on zawsze potrafi mnie do czegoś przekonać?
Rozluźniłam dłoń i pozwoliłam
Damianowi zabrać nóż. Chłopak puścił moją rękę i zeszłam z Deadshoot’a. Zaraz
potem Batman skuł zabójcę i zaczął swoje małe przesłuchanie.
-Kto cię zatrudnił? – pytał,
na razie spokojnie, ale Lawton nie odpowiadał – Dla kogo pracujesz?!
-Przemiana Batmana z dobrego
gliny, na złego glinę – skomentowałam pod nosem. Mężczyzna nawet nie
zareagował, ale jestem pewna, że mnie usłyszał.
-Odpowiedz mi, a może
pójdziesz do więzienia bez połamanych żeber – Floyd zaśmiał się i przeniósł
wzrok z Batmana na Robina.
-Ona ci nie da spokoju. Nie
jestem jedyny. Wolała się upewnić, że robota zostanie wykonana.
-Ona…- szepnął Damian. Czyżby nie mógł uwierzyć w
zdradę matki?
-Talia – zdążyłam rozjaśnić
sprawę przed Batmanem – Tak jak wam mówiłam. Talia chce śmierci Robina. Pytanie
tylko, dlaczego? – przeniosłam wzrok na Deadshoot’a, ale on tylko wzruszył
ramionami.
-Kiedy ktoś płaci pół
miliarda za wykończenie jakiegoś szczeniaka, nie zadaję pytań – pół miliarda?!
Talia musi być bardzo zdesperowana.
-Kim jest reszta zabójców? –
głos ponownie przejął Batman.
-Nie mam pojęcia. Wiem tylko
tyle, że jest ich jeszcze pięcioro, najlepszych w swoim fachu. Nie macie szans
utrzymać go przy życiu.
-To się jeszcze okaże –
Batman odwrócił się od nas i chyba do kogoś zadzwonił. Możliwe, że na policje. Postanowiłam
zapytać „grzecznie” pana Lawton’a, czy to on pomagał Jokerowi i dlaczego. To
moja ostatnia szansa.
-Dobra koleżko, ja też mam do
ciebie jedno pytanko – uklękłam obok mężczyzny o spojrzałam mu prosto w oczy –
Czy pracujesz z Jokerem? Nie radzę kłamać.
-Ja i ten klaun? Chyba sobie
żartujesz? – wyśmiał mnie.
-Dobrze ci radzę, nie igraj
ze mną. Kilka dni w starej fabryce chemikaliów, Joker miał swojego snajpera, w
dodatku dobrego. Czy to byłeś ty?
-Nie – odpowiedział z
całkowitą powagą – To nie byłem ja – mówił prawdę. W sumie, to mogłam się tego
spodziewać. Joker i Deadshoot to bohaterowie dwóch
różnych książek. Chyba nie
byliby w stanie razem współpracować.
-Zabiorę Lawon’a na
komisariat – zwrócił się do nas Batman – Robinie, dopilnuj by twoja koleżanka
nie przeszkadzała nam już więcej – nietoperz rzucił mi oskarżycielskie
spojrzenie. O przepraszam bardzo, to chyba ja odkryłam, że Talia wynajęła
Deadshoot’a.
Mężczyzna pomógł wstać
Floyd’owi i już mieli zeskoczyć z dachu, kiedy zabójca odezwał się do mnie.
-Dobrze kłamiesz mała –
powiedział z wrednym uśmiechem – Z tymi dobrymi to ty się raczej długo nie
utrzymasz.
Zaraz potem oboje zniknęli na
ciemnym niebie. Odwróciłam się do Damiana czekając na jakiekolwiek słowo
„dziękuje”, które bardzo długo nie następowało.
-Co? Obraziłeś się? –
zapytałam z założonymi na biodra rekami.
-Sam bym sobie poradził.
Zdajesz sobie z tego sprawę?
-Ja wiem, ale…wolałam się
upewnić.
-Upewnić, że co? Że dorosłem
i już nie potrzebuję niczyjej opieki?
-Może powiedz to swojemu
ojcu! Ale nie, przepraszam, nie mógłbyś mu tego powiedzieć, bo jest twoim
szefem!
-Jest moim partnerem!
-Gówno prawda! – rzucił mi
ostrzegawcze spojrzenie, typu „uważaj sobie, zaraz przekroczysz linę” – Mógłbyś
zdjąć tą cholerną maskę, kiedy rozmawiamy? – wycedziłam przez zęby, ale chłopak
nawet nie zareagował na moją stanowczą prośbę.
-Luna…Nie widzisz, że z
naszej dwójki to ty potrzebujesz pomocy? – spojrzałam na niego pytająco – O
mało go nie zabiłaś.
-Daruj sobie tę gadkę,
Damian, do tego byłam szkolona.
-Ja tak samo, ale zdołałem
opanować żądzę krwi. A ty coraz bardziej pragniesz zabijać, widzę to. Co to w
ogóle za akcja z Jokerem?
-Nie twój interes –
odwróciłam od niego wzrok. Nie lubiłam go okłamywać, a tak było mi łatwiej.
-Nie chcesz mówić? Dobra!
Pamiętaj tylko, że jak Batman na ciebie kiedyś wpadnie i przypadkiem będziesz
wtedy w jakimś szemranym towarzystwie, to wasze spotkanie może się skończyć w
areszcie – rzucił „na pożegnanie” i zeskoczył z dachu.
Po prostu nie wierzę! Raz
człowiekowi chce się zrobić coś dobrego, pomóc komuś, a ten ktoś daje temu
człowiekowi porządnego kopa w dupę! I gdzie tu sprawiedliwość?! Chyba wrócę i
pomogę Jasonowi dorwać tego pieprzonego klauna. I zrobię z nim co będę chciała!
Bo nikt mi tego nie zabroni! Walić sprawiedliwość! Jest przereklamowana…
Narracja trzecio osobowa
Wysoki, umięśniony mężczyzna,
o ciemnych włosach opadających mu na czoło,
siedział na krześle i
wpatrywał się swoimi błękitnymi oczyma w kobietę, siedzącą naprzeciwko.
Rudowłosa była od niego niewiele niższa, sparaliżowana od pasa w dół, przykuta
do wózka. I ona nie spuszczała wzroku z mężczyzny. Jej brązowe oczy były
zasłonięte okularami, w których szkłach odbijał się zakłopotany wyraz twarzy
błękitnookiego. Obydwoje siedzieli, nic nie mówiąc. Mieli świadomość, że czeka
ich bardzo trudna i poważna rozmowa, której żadne z nich nie chciało zaczynać.
W końcu jednak rozmowa musiała się zacząć.
-Ja…- odezwał się niepewnie
mężczyzna – Myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę… - rudowłosa spojrzała na
niego ze złością.
-Nie nazywaj tak tego. To nie
będzie żadna przerwa. To jest koniec.
-Babs…wiesz przecież, że coś
do ciebie czuję – starał się ją jakoś udobruchać.
-Czujesz, naprawdę? –
prychnęła – Wychodzi na to, że do niej też coś czujesz. A może to sam fakt, że
ona nie sprawia ci problemu? Nie musisz jej pomagać wejść do łóżka!
-Przestań, Barbara! To nie w
porządku! – mężczyzna uniósł się. Chciał tego uniknąć, ale nerwy mu puściły.
-Wiesz co jest nie w
porządku, Richard? To, że będąc ze mną, przespałeś się z nią! W dodatku
okłamałeś mnie w żywe oczy! Przed wieloma laty powiedziałeś mi, że zawsze
będziesz ze mną szczery. Czyżbyś już zapomniał o tej obietnicy.
-Oczywiście, że nie, ja
tylko…- nie wiedział, co ma tak naprawdę powiedzieć. Przeczesał włosy palcami i
wstał z krzesła – To był błąd, jednorazowy.
-I tutaj się z tobą zgodzę.
Bo następnym razem, jak będziecie się pieprzyć, już nie będziesz mnie zdradzał
– mówiła drżącym głosem – Z nami koniec. Spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd!
-Barbaro, przemyśl to,
proszę. Wróciłem do Gotham specjalnie dla ciebie – mężczyzna klęknął przy niej
i delikatnie złapał dłoń kobiety, ale ona szybko ją wyrwała.
-Nie dotykaj mnie. Nigdy
więcej… - czarnowłosy spuścił głowę. Było mu wstyd, ale z Barbara tak naprawdę
nigdy nie czuł się szczęśliwy. Po prostu nie chciał jej ranić i kończyć tego w
ten sposób – Pakuj się, ale już! – ryknęła na niego i dopiero wtedy mężczyzna
zajął się zbieraniem swoich ubrań.
Kiedy tylko opuścił
pomieszczenie, rudowłosa dała upust emocjom i zaczęła cicho łkać. Znali się od
tak dawna, ufała mi bezgranicznie… Nigdy nie podejrzewała, że kiedyś będzie
przez niego tak cierpieć. Kochała go…szczerze go kochała, ale nie chciała żyć w
kłamstwie. Zbyt długo okłamywała swoich bliskich i była przez nich okłamywana.
Nigdy więcej.
Po jakiś dziesięciu minutach
mężczyzna wrócił do pokoju z dwoma pełnymi torbami. Ostatni raz spojrzał na
kobietę, miał coś powiedzieć, ale się zawahał i chwilę potem opuścił
pomieszczenie. Nie chciał od razu wracać do swojego mieszkania w Bludheaven.
Postanowił, że pomieszka trochę u swojego dawnego opiekuna. Przy okazji spędzi
trochę czasu z siostrą, której tak mu brakowało.
Oczami Damiana
Siedziałem przed Bat -
komputerem i oglądałem zdjęcia sześciu dziewczyn. Wszystkie były młode i
piękne, do czasu…Do chwili, gdy jakiś psychopata nie pociął ich. Niektóre miały
wyłupane oczy, inne odrąbane czaszki, razem z włosami, a jeszcze kolejne
rozcięte usta, przypominające teraz „uśmiechnięte”. Dwie z nich nie miały wielu
ran, jedynie kilka siniaków, ale ich serca zostały wycięte. Pozostała tylko
pusta dziura.
Już od dłuższego czasu
staramy się znaleźć mordercę. Pierw myślałem, ze te sprawy nie są powiązane,
ale już wiem, że się myliłem. Każda z nich miała szesnaście lat i była pod
jakimś względem wyjątkowa. Katy Sanders, dziewczyna z wyłupanymi oczami, miała
nadzwyczajne kocie oczy, spowodowane niewyobrażalna mutacją genetyczną.
Beatrice Smoke, szesnastolatka z odrąbaną czaszką, urodziła się z białymi
włosami. Riley Andrews i Sara Malcolm wywodziły się z bogatych rodzin i bardzo
często wspomagały biednych. Były nazywane dziewczynami o złotych sercach. Ich
zabójca wybierał swoje ofiary, bo były szczególne, a potem zabierał im te
nadzwyczajne dary. Niestety, ta informacja nie przybliża mnie do mordercy.
Podejrzewam, że musi on być całkiem zwyczajny, dlatego pragnie zdobyć coś
niezwyczajnego.
Gdy się tak nad tym
zastanawiam, przypominam sobie o Lunie. Mogłaby być dla niego idealna ofiarą.
Ma nieskazitelną, jasną cerę, piękne włosy i te jej turkusowe oczy… Nie chcę,
żeby sama chodziła po nocy. Wiem, że jest świetnie wyszkolona, ale coś nie daje
mi spokoju… Może byłem dla niej dziś za ostry. Nie powinienem tek na nią
naskakiwać, a jedynie podziękować. W końcu chciała mi tylko pomóc.
-Powinieneś się położyć –
usłyszałem za sobą głos ojca – Jutro masz szkołę.
-Oczywiście – nie miałem
ochoty na jakieś nocne rozmowy, więc go posłuchałem i zacząłem kierować się w
stronę windy.
-Uważaj na siebie jutro –
odwróciłem się w jego stronę – Talia może kogoś po ciebie wysłać.
-Nie boję się jej. Nie boję
się niczego, co mogłaby mi zrobić – winda przyjechała. Wszedłem do niej i
nacisnąłem guzik. Nim drzwi maszyny się zamknęły, usłyszałem jeszcze słowa
ojca.
-I właśnie to mnie martwi…
Ta rozmowa Luny z Damianem... No po prostu niesamowita 😁. Ale jedno mnie smuci. Dlaczego Dick zawsze wychodzi na tego, który zawinił? Na takiego playboya? Trochę mnie to smuci, ale to ty tu wymyślasz historię. Ale oprócz tego wszystko było świetne. Te rozmyślania Damiana. Zaintrygowały mnie słowa Deadshoot’a: ,,-Dobrze kłamiesz mała – powiedział z wrednym uśmiechem – Z tymi dobrymi to ty się raczej długo nie utrzymasz."
OdpowiedzUsuńBiedna Barb. Lubię Nightwing'a ale zachował się wyjątkowo chamsko zdradzając byłą Batgirl
OdpowiedzUsuń❤❤❤