sobota, 6 lutego 2016

Rozdział IX - Zlecenie


Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać.

Nicholas Sparks


Słońce wschodziło, a ja razem z nim wybudzałam się ze snu. Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Spotkanie z Damianem, długa zabawa na przyjęciu, a na koniec odprowadzenie pijanego Jasona do domu. To dopiero było coś. Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak kiwał się na wszystkie strony. Chyba powinien chwilowo zastopować z alkoholem.


Wstałam z łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Miałam się po południu spotkać z Damianem, porozmawiać i powspominać. Umówiliśmy się o piętnastej w posiadłości. Miałam pewne wątpliwości, zważywszy, że należałam do Ligii Zabójców i ot tak idę sobie do domu Batmana, ale ostatecznie się zgodziłam. Po prysznicu musiałam wybrać ubrania. Zważywszy, że słońce było schowane za chmurami, a od czasu do czasu padał deszcz postawiłam na ciepłe ubrania. Założyłam skórzane spodnie, bordową koszulkę z napisem „Fuck You!” i glany pożyczone od Jay’a. Wstąpiłam do kuchni, pełnej białych blatów, lodówki i piekarnika. Na szybko zrobiłam sobie płatki i gorącą czekoladę. Rozkoszując się smakiem napoju oglądałam widok za oknem. Ciemne chmury przemieszczały się dosyć wolno, a krople deszczu spływały po szybie, rozmazując cały obraz. Taka pogoda jeszcze bardziej niszczyła Gotham. To miasto samo w sobie wydaje się być smutne, a co dopiero teraz.

Wzięłam ostatni łyk czekolady i włożyłam kubek i miskę z płatków do zmywarki. Wtem do pomieszczenia wparował Jason. Wyglądał okropnie. Był bledszy niż zwykle, miał podkrążone i nieobecne oczy, a jego włosy wyglądały jakby przeszedł przez nie huragan. Chłopak zrobił sobie kawę, usiadł na stołku i o mało się nią nie oblewając wziął pierwszy łyk. Strasznie chciało mi się z niego śmiać, ale leżącego się nie kopie. Przynajmniej w teorii. Chciałam mu powiedzieć, że wychodzę, ale gdy uchyliłam usta on mi przerwał.

-Bez komentarza. Na chwilę obecną mam dosyć kobiet.

-A co myśmy ci takiego zrobiły? – Jay wziął kolejny łyk.

-Na przyjęciu spotkałem moją byłą. Znów się pokłóciliśmy, chociaż próbowałem ją przeprosić. Spoliczkowała mnie i zostawiła przy barze – skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam obok niego.

-A jak dokładnie próbowałeś ją przeprosić?

-No miałem zamiar zaciągnąć ją do łóżka, jak za starych, dobrych lat. Sex na zgodę zwykle działał – głośno westchnęłam i poklepałam przyjaciela po ramieniu.

-Tak, masz rację. To wszystko wina kobiet – wstałam z krzesła i zaczęłam iść w stronę wyjścia – Idę się przejść, a potem do Damiana. Nie zrób sobie krzywdy w międzyczasie.

-Bardzo zabawne.

-Wcale nie żartowałam.

Opuściłam pomieszczenie, zwinęłam skórzaną kurtkę chłopaka i wychodząc założyłam ją na siebie. Zjechałam na dół windą i włączyłam się w ruch na chodniku. Szłam razem z innymi ludźmi i oglądałam wszelkie budynki, jakie mijałam. Widziałam kilka sklepów spożywczych i alkoholowych, zbyt wiele stoisk z Fast Food’ami, kilka odzieżówek i jeden bank. Pewnie jest często oblegany przez sławy takie jak Pingwin, Dwie Twarze czy Strach na Wróble. Większość osób na drodze pewnie szło do pracy. Przepychali się między sobą, tylko po to by iść na początku tłumu. Ja wolałam zaczekać, aż wszyscy przejdą i iść z tyłu.  Tak byłam nauczona, nie rzucać się w oczy, trzymać się w cieniu, działać potajemnie. To miasto mogłoby otworzyć dla mnie całkiem nowe możliwości. Mogłabym zarabiać krocie, zabijając za pieniądze. Coś jednak nie pozwala mi tego zrobić. Może to przez Damiana, który oficjalnie nie zabija, a może przez obecność tak wielu bohaterów.

Przeszłam przez pasy i weszłam na główną ulicę. Dopiero tu tak naprawdę zaczynał się prawdziwy ruch. Już chciałam zawrócić, kiedy mignęła mi znajoma postać. Wiem, że już kiedyś widziałam tego mężczyznę, chyba znajdował się na liście potencjalnych zabójców dla Ligii. Nie był bardzo umięśniony, ale było widać, że ćwiczy. Miał charakterystyczną bródkę i wąsy. Czarne, krótko obcięte włosy zasłaniały mu czoło, a brązowe oczy rozglądały się po ludziach. Ubrany w zwykły garnitur, trzymał w dłoni walizkę i szedł do wieży widokowej Gotham, obecnie zamkniętej w celach remontu. Czułam, że jego przybycie nie może dobrze wróżyć. Uważając, by nie zorientował się, że go śledzę, zaczęłam za nim podążać. Mężczyzna otworzył drzwi do wieży, które dziwnym trafem były otwarte. Jak najciszej mogłam zrobiłam to samo i znalazłam się przed windą. Jechała w górę, ale ja nie mogłam się zdradzić i jej użyć. Czekała mnie dość długa wspinaczka po schodach. Biegłam po nich bardzo delikatnie stawiając stopy, tak na wszelki wypadek. Po jakiś pięciu minutach w końcu znalazłam się na szczycie. Tam wiatr był silniejszy i zimniejszy. Wyjrzałam zza rogu i zobaczyłam, że mężczyzna wyciąga z walizki dość ciekawą zawartość. Karabin snajperski własnej roboty, dwa magazynki, dwa nadgarstkowe magnum i statyw na broń. Rozłożył wszystko na murku i zaczął dokładnie oglądać okolicę.

W końcu udało mi się przypomnieć imię tego zabójcy. Floyd Lawton, znany również jako Deadshot. Jeden z najlepszych strzelców wyborowych świata, jeśli nie najlepszy. Mówi się, że nigdy nie chybia. Co robi w Gotham? Zapewne dostał zlecenie. A może to on był tajemniczym snajperem Jokera? Ja, jak zwykle ciekawska, postanowiłam się dowiedzieć. Pewna siebie wyszłam zza rogu i cicho chrząknęłam, zwracając przy tym jego uwagę. Momentalnie odwrócił się, celując we mnie magnum.

-Masz dziesięć sekund, żeby powiedzieć mi kim jesteś – powiedział stanowczo.

-Luna, Liga Zabójców, uczennica Głowy Demona, Ra’s Al Ghula. Kojarzysz?

-Ligę i twojego mistrza owszem, ale ciebie nie bardzo.

-To całkiem zrozumiałe, Liga nie lubi się chwalić zabójcami z mocami – Lawton opuścił broń, a ja zbliżyłam się do niego – Byłam ciekawa, na kogo dostałeś zlecenie.

-Należysz do Ligi, powinnaś to wiedzieć – czyli dostał zlecenie od Talii. To nie dobrze – Chyba, że mi o czymś nie mówisz? – postanowiłam zrobić to, co wychodzi mi najlepiej – udawać.

-Od pół roku jestem w terenie. Starał się odkryć kryjówkę Batmana, więc sam rozumiesz – założyłam ręce na biodra, starając się pokazać, że ta sytuacja wcale mnie nie stresuje.

-Kryjówkę Batmana powiadasz? To w pewnym sensie łączy nas zadanie – czyżby miał eliminować Mrocznego Rycerza? – Dostałem zlecenie na jego małego pomocnika – otworzyłam szerzej oczy. Czy to możliwe, że Talia chce śmierci swojego syna? Nie jest dobrze. Muszę jak najszybciej powiedzieć o tym Bruce’owi.

-I jestem pewna, że ci się to uda – uśmiechnęłam się do niego wrednie – Batman będzie mocno wkurzony i to może być moja szansa. Nie skupi się tak na ogonie. No cóż, dzięki za info. Lepiej się przygotuję – zaczęłam oddalać się w stronę windy. Deadshot na szczęście mi uwierzył. Teraz muszę się dostać do posiadłości Wayne’a.


***


Taksówka zawiozła mnie zaraz pod bramę. Zadzwoniłam domofonem, a po chwili zostałam wpuszczona do środka. W dzień było tu trochę inaczej. Trawę pokrywał widoczny, delikatny szron. Drzewa były pozbawione większości liści. Przed posiadłością stała marmurowa fontanna, obecnie wyłączona. Zapukałam do drzwi, a po pół minuty otworzył mi je starszy mężczyzna. Był dość wysoki, bardzo chudy, miał siwe, łysiejące włosy i brązowe oczy. Ubrany w garnitur ukłonił mi się i wpuścił do środka.

-Witam młodą panienkę – przeszłam przez drzwi, a mężczyzna się wyprostował.

-Przyszłam do Damiana.

-Oczywiście, młody panicz Wayne poinformował mnie o przybyciu panienki – panicz Wayne. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tego, że tak się nazywa – Aczkolwiek, czy wasze spotkanie nie miało się odbyć później?

-Tak, ale muszę powiedzieć mu coś ważnego. A której wróci?

-O czternastej – to stanowczo za późno. Powinnam ostrzec jego ojca.

-Czy mogłabym w takim razie porozmawiać z Panem Waynem?

-Chyba po to, żeby trafić do więzienia – odezwał się ktoś ze schodów. Odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam go.
 
Obcisła, czarna bluzka wyraźnie ukazywała jego mięśnie. Pogniecione dresy mogły mnie informować o dwóch rzeczach. Spał, albo ćwiczył. Zszedł z ostatnich stopni, podszedł do nas i rzucił mi wrogie spojrzenie.

-Alfredzie zostaw nas – starszy mężczyzna skierował się do pokoju obok, a Bruce złapał mnie za ramię i pociągnął na środek pokoju – Co tutaj robisz? – zapytał ostro.

-Muszę was ostrzec. Damianowi grozi wielkie niebezpieczeństwo!

-Tak, głównie z powodu twojej obecności w Gotham – spojrzałam na niego pytająco – Myślisz, że nie wiem? Talia cię tu przysłała, chce wziąć Damiana z powrotem.

-Mylisz się! – zaprotestowałam – Odeszłam od Ligii. Talia już mi nie rozkazuje! Poza tym, nigdy nie skrzywdziłabym Damiana- dodałam z ręką na piersi.

-Twoja przysięga nic dla mnie nie znaczy – teraz to puściły mi nerwy.

-Posłuchaj mnie uważnie! – zbliżyłam się do niego, stając przy tym na palcach – Nie obchodzi mnie, czy mi ufasz, czy nie, ale Damianowi grozi niebezpieczeństwo. W mieście jest Deadshot i dostał zlecenie na Robina!

-I skąd niby o tym wiesz?

-Od czerwonego kapturka. No od niego! Udało mi się go podejść.

-A może namieszałaś mu w głowie?

-Skąd ty…

-Mam swoje dojścia – na chwilę obecną nie wiedziałam co powiedzieć – Chciałbym, żebyś opuściła moją posiadłość – już miałam mu coś odpowiedzieć, ale odezwał się ktoś za nami.

-Nie. Ona zostaje – Damian wyglądał dość śmiesznie w granatowym garniturze, który pewnie był jego mundurkiem.

-Damian!

-Sam ją tu zaprosiłem!

-Ale to mój dom, a ty jesteś moim synem! Ona ma stąd wyjść.

-Dobrze – zdziwiłam się, ale to uczucie szybko zostało zastąpione radością, kiedy chłopak pociągnął mnie za rękę w kierunku drzwi – Wychodzimy – kiedy już znaleźliśmy się na zewnątrz, Damian złapał mnie za obie ręce i spojrzał mi w oczy – Przepraszam cię za niego. Jest „nieznośny” – ciekawy dobór słów – Cieszę się, że przyszłaś, ale czemu tak wcześnie?

-Cóż, ciebie mogłabym zapytać o to samo – uśmiechnęłam się do niego wrednie.

-No co? Nie muszę siedzieć w szkole do końca lekcji – zachichotałam. Nic, a nic się nie zmienił – Twoja kolej.

-Przyszłam wcześniej, bo muszę cię ostrzec – spojrzał na mnie pytająco – W mieście jest Deadshot. Dowiedziałam się, że ma zlecenie na Robina. Nie powinieneś dziś wychodzić na miasto.

-Luna – powiedział łagodnym głosem – Umiem sam o siebie zadbać. Zawsze umiałem.

-Tak, przypominałeś mi o tym przez cztery lata. Ja po prostu…

-Martwisz się? – zapytał podchwytliwie, ale nie miałam zamiaru kłamać.

-Tak. Cholernie się o ciebie boję – rzuciłam się mu na szyję, mając nadzieję, że jednak mi ulegnie.

-Nie musisz. Nic mi nie będzie. Obiecuję – wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.

-Trzymam cię za słowo.

3 komentarze:

  1. ,,Mężczyzna otworzył drzwi do wierzy, które dziwnym trafem były otwarte." - wyłapałam tu taki błąd. Wieża, piszemy przez ,,ż". Tak, wiem, czepiam się. Choć pewnie w swoich opowiadaniach mam też kilka takich błędów. Ale rozdział ci się udał. Spotkanie Damiana i Luna. Jaki dystans Batmana do Luny. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki a info, zaraz poprawię ;-) Ja to jestem raczej kiepska z ortografii... Ale bardzo cieszę, że ci się podobało :D
      Pozdrawiam i spokojnej nocy ;-)
      ***Niki***

      Usuń
  2. Coś mi się wydaje, że Luna będzie miała u Wayne'ów pod górkę przez Bruce'a
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń