sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział II - Prawdziwy ból


Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie, zbyt często są bliznami.

John Green

Wstałam równo o szóstej rano. Taka pobudka stała się moim nawykiem zaraz po dołączeniu do Ligii. Treningi zaczynały się z rana, więc nie mogłam sobie pozwolić na dłuższy sen. Do pokoju nie wpadało zbyt wiele słońca, który dopiero pojawiało się na niebie, tworząc gamę przepięknych barw. Dziś pozwoliłam sobie na odrobinę lenistwa i na kilka minut przymknęłam oczy. Po mojej drugiej pobudce była ósma rano. Kilka minut w rzeczy samej. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Dzień zaczęłam od zimnego prysznica, który orzeźwił moje ciało. Następnie bardzo starannie wyszczotkowałam zęby i rozczesałam włosy, spinając je później w luźny warkocz. Wybrałam ubrania, a następnie założyłam je. Teraz miałam na sobie ciemne jeansy, czarną bluzkę, granatową bluzę z kapturem i te same co wczoraj buty. Schowałam do kieszeni bluzy kilkanaście dolarów i opuściłam mieszkanie, wychodząc oczywiście przez okno. W końcu po co używać drzwi?

 

W pierwszej kolejności skierowałam się do niewielkiego baru, gdzie w przystępnej cenie udało mi się kupić jajka z bekonem. Powoli, rozkoszując się smakiem śniadania przeżuwałam plastry mięsa i przepijałam je ciepłą herbatą, delikatnie posłodzoną. Do jajka sadzonego przeszłam na końcu, bo to moja ulubiona część tego dania. Zanim Ra’s zabrał mnie z rodzinnego domu, takie śniadania miałam na co dzień. Mama budziła mnie całusem w policzek, razem schodziłyśmy na dół i jadłyśmy posiłek. Tata czytał gazetę, ale gdy tylko pojawiłam się w kuchni odkładał ją i zaczynaliśmy rozmowę.

 

Wszystko się zmieniło, kiedy po raz pierwszy dotknęłam przyjaciółki i zobaczyłam jej śmierć. I ona to widziała. Była przerażona, krzyczała, wiła się z bólu. Nauczycielka była pewna, że ją uderzyłam. Próbowałam się obronić przed jej oskarżeniami, więc dotknęłam i jej policzka. Zobaczyłam, jak ciężarówka potrąca, o wiele już starszą kobietę. Po zakończeniu wizji zadzwonili po rodziców i powiedzieli, że powinni skierować się ze mną do psychiatry. W domu, pokazałam rodzicom, co potrafię. Byli przerażeni. Nigdy wcześniej nie widziałam ich w takim stanie. W pewnym momencie tata złapał mnie, zaniósł do piwnicy i zamknął tam. Płakałam, błagałam, by mnie wypuścił, ale oni nie zwracali na to uwagi. Tak spędziłam trzy dni. Po tym najkrótszym piekle jakie mi zgotowali, byłam odwodniona, wygłodzona i miałam zdarte paznokcie. Z rodzicami nie rozmawiałam. Od tej pory mój dzień zaczynał się śniadaniem, poprzez obiad, a kończył kolacją i snem, między którymi siedziałam w pokoju i czekałam. Na co? Sama nie wiem. Może na ratunek, może na jakąkolwiek pomoc w zrozumieniu moich zdolności? Chciałam tylko, żeby oni znów mnie pokochali. Wtedy nie rozumiałam, dlaczego robią, co robią. Teraz, już wiem. Mieli mnie za potwora i bali się mnie. Nie mieli odwagi mnie zabić, więc zamykali mnie w piwnicy i nawet nie zwracali uwagi na to, co robię czy mówię. Chcieli to po prostu przeczekać.

 

Po skończonym posiłku wstałam od stołu, zapłaciłam i wyszłam na zewnątrz. Gotham ciągle było nieco ciemne, zapewne przez dymy z fabryk. Szczęśliwie przyzwyczaiłam się już do smrodu, który pewnie codziennie towarzyszy tej części miasta. Szłam opustoszałą ulicą, mijając pojedynczych przechodniów może co pięć minut. Chciałam zorientować się, gdzie co jest. Minęłam jakiś sklep spożywczy, knajpę, kiosk z gazetami i papierosami, a także liczne bloki mieszkalne. Więcej życia tliło się jakieś pół godziny od mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Znajdowało się tam wiele sklepików czy straganów, a ludzie co rusz przechodzili po ulicy. Dało się słyszeć radio, w którym spiker komentował mecz amerykańskiego futbolu. Dalej, zaczynała się już „lepsza” część miasta, centrum Gotham City. Wyższe, nowsze budynki, czystsze chodniki, dom dla samej elity, a w samym środku wieża Wayne Enterprises.

 

-Dawaj pieniądze zdziro! – głośny ryk mężczyzny wyrwał mnie z zamyślenia.

 

Odwróciłam się w kierunku, skąd pochodził. W wąskiej uliczce stał dość otyły facet, trzymający młodą, mającą może siedemnaście lat dziewczynę. Do głowy przystawiał jej pistolet, a ona płakała, rozmazując przy tym tusz z rzęs. Takie właśnie jest prawdziwe Gotham. Nie miałam zamiaru pozwolić temu złodziejowi skrzywdzić tą biedną dziewczynę. Wyjęłam nóż schowany z bucie i podeszłam trochę bliżej. Wymierzyłam ostrze w rękę, w której trzymał broń i rzuciłam go. Trafił w sam środek ręki zmuszając oprycha do upuszczenia pistoletu. Podeszłam bliżej, pchnęłam go na ścianę i wyjęłam ostrze.

 

-Uciekaj – rozkazałam dziewczynie, a ona w momencie wykonała moje polecenie.

-Zapłacisz mi za to suko! – mężczyzna starał się wyrwać, ale mu na to nie pozwalałam.

-Tak bawi cię wyłudzanie pieniędzy od kobiet?! Chciałbyś dostać coś ode mnie? A proszę bardzo! – jednym ruchem odcięłam mężczyźnie ucho, a on zawył z bólu – Teraz już wiesz, co to znaczy cierpieć, ale jeszcze nie wiesz, co to prawdziwy ból. Pozwól, że ci pokarzę.

 

Złapałam go za łysą głowę i w sekundzie zobaczyłam katastrofę samolotu. Nic nie działało, a złodziej siedział przy oknie i mocno panikował. Nagle część samolotu obok niego została wyrwana i bardzo silny wiatr dostał się do środka. Mężczyzna nie mógł złapać oddechu. Jakaś wystraszona nastolatka obok niego oszalała i złapał go za szyję krzycząc „Wszyscy zaraz zginiemy!”. Wbijała mu pazury tak mocno, że zaczął krwawić, a zaraz potem dławić się swoją krwią. Moment później cały jego fotel wyleciał na zewnątrz, ale niedostatecznie daleko od samolotu, bo został wciągnięty przez jeden z silników, który przemielił ciało mężczyzny na maleńkie kawałeczki.

 

Koniec. Wizja się skończyła, aa zbir leżał na ziemi oparty o ścianę budynku. Jego oczy były otwarte, ale puste. Oddychał miarowo, a całe jego ciało drżało.

 

-Nie polecam tanich linii lotniczych.

 

Wytarłam nóż o rękaw bluzy i schowałam go do kieszeni w bucie. Odwróciłam się na pięcie i jak gdyby nigdy nic, wróciłam do mojej wycieczki po Gotham.

 

Narracja trzecio osobowa

 

Dziewczyna wyglądała zza rogu budynku i uważnie przyglądała się swojej wybawicielce. Nie mogła uwierzyć, że uratowała ją nastolatka. Większym zaskoczeniem jednak było to, co robiła jej niedoszłemu zabójcy. Trzymała go obiema rękami za głowę, a on cały się trząsł. To przypominało, jakby miał atak padaczki. Po niecałej minucie wszystko ustało. Złodziej upadł na ziemię, a niebiesko włosa dziewczyna po prostu odeszła. Nie zastanawiając się długo, lekko przestraszona cała sytuacją osiemnastolatka pobiegła wprost na komisariat, gdzie zeznała wszystko Komisarzowi Gordonowi. Okazało się, że wczoraj jeden chłopak zgłosił, że zaatakowała go dziewczyna z niebieskimi włosami. Sprawy zostały połączone, a na nieznajomą wydano nakaz aresztowania. Oficjalnie skrzywdziła tych mężczyzn i jest niebezpieczna dla miasta. W czasie, gdy dwaj funkcjonariusze pojechali po

„poszkodowanego” mężczyznę, dziewczyna złożyła kompletne zeznania, a następnie razem z rysownikiem sporządziła portret niebiesko włosej. Komisarz rozkazał jej, by nie szła z tym do prasy, ale pazerna na pieniądze jakie mogłaby otrzymać nie czekała z tym ani minuty. Następnego dnia tajemnicza bohaterka miała trafić na pierwszą stronę gazety. Zadowolona z pieniężnego wynagrodzenia dziewczyna wróciła do domu i dalej żyła swoim życiem.

 

Oczami Damiana

 

Poranny trening, Śniadanie. Pięćdziesiąt okrążeń wokół posiadłości. Trening w Bat – jaskini. Ćwiczenia z ojcem. W końcu odpoczynek. Rozsiadłem się w fotelu przy kominku i wziąłem głęboki wdech. Miałem tylko pół godziny do olejnych zajęć. Mogę za to winić tylko i wyłącznie siebie. Ojciec nie kazał mi planować tak wielu treningów, nawet to ogradzał, ale tak naprawdę nie mam żadnych zainteresowań. Mógłbym co najwyżej przejrzeć po raz setny życiorys każdego zbira Gotham, co nie jest już dla mnie rozrywką.

 

-Jak minął paniczowi poranek? – zapytał dobrze mi znany starszy mężczyzna.

 

Wyszedł z sąsiedniego pokoju, niosąc szklankę z lemoniadą oraz dzisiejszą gazetę. Był raczej wysokim i szczupłym mężczyzną z wieloma zmarszczkami na twarzy. Jego siwe włosy powoli łysiały, ale brązowe oczy wciąż biły młodością. Miał na sobie ciemny garnitur, jaki nosił na co dzień, białe rękawiczki i czarne, elegancie buty.

 

-Jak zawsze Alfredzie. Wiesz, że w weekendy zawsze ćwiczę.

-Miałem nadzieję, że znalazł sobie panicz w końcu jakieś zajęcie – Pennyworth podał mi szklankę, a ja od razu wypiłem z niej łyk – Proponuję wyjść do ludzi, choćby posiedzieć w parku.

-Jestem z ludźmi w szkole, co i tak nie jest potrzebne. Nie dorastają mi do pięt.

-Skromny jak zawsze – już bez słowa mężczyzna podał mi gazetę, a ja oddałem mu pustą już szklankę.

 

Od niechcenia spojrzałem na tytułową stronę pisma i o mało go nie upuściłem. Nagłówek głosił „Tajemnicza bohaterka ratuje dziewczynę”, a pod nim znajdował się szkic owej bohaterki. Byłem całkowicie pewny, że ją znam, że to moja dawna przyjaciółka. Poznałem ją kiedy jeszcze żył dziadek. To on przyjął ją do Ligii. Razem ćwiczyliśmy i żyliśmy.

 

-Czy wszystko dobrze, paniczu? – Alfred wyrwał mnie z przemyśleń. Pokiwałem twierdząco głową i oddałem mu gazetę. Bez słowa wstałem z fotela i skierowałem się do drzwi – A panicz gdzie się wybiera?

-Do parku. Sam mówiłeś, że powinienem wyjść do ludzi. Właśnie taki mam zamiar.

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję,że będziesz jeszcze pisać bo jak narazie nieco złagodziłaś mój ból po odejściu Meggy:)
    ~Suzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę, jasne, że będę ;-) Następny rozdział pojawi się w sobotę ;-)
      Pozdrawiam i miłego dnia :D
      ***Niki***

      Usuń