sobota, 28 listopada 2015

Rozdział I - Luna


Nadzieja bierze mnie w ramiona i trzyma w swoich objęciach, ociera mi łzy i mówi, że dziś, jutro, za dwa dni wszystko będzie dobrze, a ja jestem na tyle szalona, że ośmielam się w to wierzyć.

Tahereh Mafi 

W pokoju było ciemno. Jedynie kilka świeczek porozstawianych po kątach pomieszczenia dawało trochę światła. Wzięłam głęboki wdech i pozwoliłam się nacieszyć zapachem dymu, który tak bardzo uwielbiałam. Podniosłam się z podłogi i stanęłam w pozycji jaskółki. Następnie przechyliłam się do przodu i stanęłam na rękach. Utrzymywałam tę pozycję przez minutę. Potem znów stanęłam na nogach. Zrobiłam pełny damski szpagat i znów wróciłam na nogi. Lubiłam się rozciągać. Pewnie głównie dlatego, że dobrze mi to szło. Teraz jednak przyszła pora na coś innego. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony, wpuszczając przy tym jasne promienie słońca do pokoju. Był on dość obszerny, ale czarne ściany i podłoga trochę go pomniejszały. Na środku, pod oknami stało wielkie łoże z baldachimem, zrobione z ciemnego drewna. Jedna ze ścian była wielkim lustrem, a naprzeciwko niej stała wieża grająca. Obok sprzętu grającego znajdowały się drzwi do łazienki, a także regał na książki, wykonany z tego samego drewna co łóżko. Ścianę przy drzwiach wejściowych zajmowały również drewniane szafy.

Zgasiłam świeczki i po raz ostatni dzisiejszego dnia poczułam dym. Wyciągnęłam z szafy przyszykowane ubrania i skierowałam się z nimi do łazienki. I ona była dość duża. Jej pokryta kafelkami podłoga była biała, tak jak ściany. W kącie stała wielka wanna w kształcie trójkąta, a po drugiej stronie toaleta, dwie umywalki, a nad nimi lustro. Napuściłam wody do wanny i zaczęłam się rozbierać. Podeszłam do lustra i rozwiązałam warkocz moich włosów. Miały one kolor turkusowy i sięgały mi za ramiona. Ich kolor był bardzo podobny do barwy oczu. Odcień niebieskiego dobrze kontrastował z moją bardzo jasną skórą i ustami, które prawie nie miały koloru, przypominając martwe.

Zakręciłam wodę i położyłam się w wannie. Woda była ciepła, dokładnie taka, jaką lubię. Delikatnie masowałam każdą część mojego ciała, a następnie zanurzyłam się pod jej powierzchnię i zamoczyłam włosy, które zaraz potem umyłam.

Wyszłam z wanny i dokładnie się wytarłam, po czym związałam włosy ręcznikiem w „turban”. Założyłam bieliznę i przyszykowane ubrania. Teraz miałam na sobie dopasowane, skórzane spodnie, fioletową bluzkę na ramiączkach, czarną ramonezkę oraz motocyklówki z ćwiekami. Zdjęłam ręcznik z głowy i rozczesałam włosy. Opuściłam łazienkę, a zaraz potem sypialnie i wyszłam na korytarz.

Ściany były ciemnozielone, a podłoga drewniana. Po obydwóch stronach był rząd drzwi, a na końcu korytarza największe, przypominające wejście do zamku. Skierowałam się w ich stronę, idąc pewnym krokiem. Bez pukania pociągnęłam za klamkę i znalazłam się w środku. Powitało mnie jeszcze jaśniejsze światło niż to, w pokoju, gdyż cała ściana była szybą, idealnie ustawioną na ognistą gwiazdę. Na dwóch bocznych ścianach wisiał sprzęt do ćwiczeń, między innymi katany, sai, boo, nunchacku czy jeszcze inne. Na środku stała kobieta, odwrócona do mnie tyłem. Nie lubiłam, gdy ktoś stoi do mnie tyłem, więc obeszłam ją tak, byśmy stały twarzą w twarz. Była ode mnie wyższa o połowę głowy, ale nie szczuplejsza. Jej karnacja była lekko śniada, a oczy zielone, przypominające oczy kota. Miała idealnie prosty nos i czerwone jak krew usta. Jej zgrabną sylwetkę zdobiła czarna tunika, a na niej pasująca do oczu zielona marynarka z dłuższym tyłem. Na nogach miała pełne buty na obcasie sięgające kolan.

-Grata Luna.
-Grata Talia.
-W czym  mogę ci pomóc? – zapytała z udawanym uśmiechem.
-Dobrze wiesz z czym. Chcę móc znów trenować z innymi. Brakuje mi też misji, powinnam się rozwijać.
-Zgadzam się, ale obecnie mam trochę ważniejsze sprawy na głowie niż twoja „edukacja”.
-Na przykład gapienie się w słońce? – zadrwiłam z niej, ale wielka Córka Demona oczywiście jedynie się zaśmiała, bardziej mnie irytując – Dlaczego aż tak ci przeszkadzam? Zazdrościsz mi, bo Ra’s interesował się mną bardziej niż tobą? Przepraszam, interesował się nami. A może wyżywasz się na mnie, bo pozwoliłaś mu ot tak odejść.
-Jeżeli coś ci nie pasuje, nic cię tu nie trzyma. Możesz w każdej chwili odejść, niezależny mi – prychnęłam, mając nadzieję ją sprowokować, co oczywiście się nie stało – Mogłabym cię w każdej chwili zabić, więc lepiej szybko podejmij decyzję.
-Ty mogłabyś mnie zabić? Coś mi się nie wydaje – uniosłam rękę w górę i chciałam ją przystawić do policzka Talii, ale ona cofnęła się o krok – Tak jak myślałam. Boisz się mnie. Wiesz, że jedno moje dotknięcie mogłoby cię zabić i właśnie to cię tak przeraża. Nie martw się, twój strach jest całkiem zrozumiały. Nawet Ra’s wiedział, że jestem niebezpieczniejsza niż wy wszyscy razem wzięci.
-Dosyć tego! – wybucha. Wróciła do swojej poprzednie pozycji i spojrzała na mnie z góry – Mam już serdecznie dość twojej arogancji. Nie jesteś już jedną z nas, zrozumiano? – uśmiechnęłam się do niej wrednie. Jak zwykle, dała się podejść.
-Zrozumiano – odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę drzwi. Kiedy już dzieliły mnie od nich centymetry po raz ostatni się na nią spojrzałam – Najbardziej boli cię to, że ja od początku wiedziałam jak on umrze i byłam na to przygotowana. Razem, mogłybyśmy go uratować, ale twoja duma na to nie pozwoliła.

Pociągnęłam za klamkę i trzasnęłam drzwiami najmocniej jak umiałam. Wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować najważniejsze rzeczy. Nie było tego dużo, głównie ubrania, kilka pamiątek i jedno pomięte zdjęcie. Przedstawiało dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Mieli tylko po osiem lat. Chłopak miał krótko obcięte, czarne włosy i zielone oczy, zupełnie takie jak jego matka. Dziewczyna natomiast miała turkusowe oczy i bardzo jasne, blond włosy. Cholera. Zmieniliśmy się od tego czasu. Przynajmniej ja, bo Damiana nie widziałam już od sześciu lat. Wyjechał do Gotham City, do swojego ojca. Czasem mu trochę zazdroszczę. Zaczął nowe życie, z dala od Talii i z dala od Ligii. Mógł skończyć z zabijaniem i raz na zawsze stać się wolnym. Teraz moja kolej. 

Założyłam torbę na ramię i opuściłam pomieszczenie. Zeszłam schodami w dół i już po chwili opuściłam letnią rezydencję Talii i mój dotychczasowy dom. Nie miałam zbyt wielkiej ochoty podróżować linią ekonomiczną, więc mając nadzieję, że Talia nie przekazała wojownikom Ligii o moim odejściu skierowałam się do naszego lądowiska. Szczęśliwie, stał tam jeden odrzutowiec. Miał dwa miejsca, więc rozkazałam jednemu z „niżej postawionych” pilotować. Mnie nie bardzo to idzie, dlatego też wolę nie ryzykować. Przez moment zastanawiałam się gdzie powinnam się udać. Może do rodzinnego Metropolis? Nie, za dużo złych wspomnień. Central City? Nie ma mowy. Nic nie uda mi się tam ukraść bo ten ich głupi speedster i tak mnie złapie. O Star City nawet nie myślę. O cholera. Tak naprawdę zostało mi tylko jedno, dobre wyjście z tej sytuacji. Muszę udać się do Gotham.

***

Wystartowaliśmy. Żadne z nas nie miało ochoty na pogaduszki, więc wyjęłam z torby odtwarzacz MP4, wpięłam do niego słuchawki, założyłam je na uszy i włączyłam pierwszy lepszy kawałek. Szczęśliwie udało mi się trafić na „Dark Paradise” Lanny Del Rey. Zasłuchiwałam się w muzyce, ale jednocześnie wspominałam moje pierwsze spotkanie z Damianem. Mieliśmy wtedy zaledwie po sześć lat i całkiem się od siebie różniliśmy. Szczęśliwie, czas to szybko zmienił.
 
***

Ra’s wprowadził mnie do mojego nowego domu i pokazał mi mój własny pokój. Zaraz potem przedstawił mnie Talii i jej synowi, Damianowi. Chłopiec był bardzo zdziwiony moim widokiem. Jak się później okazało, nigdy wcześniej nie widział dziewczyny w jego wieku. Kiedy Ra’s i jego córka poszli rozmawiać, Damian zabrał mnie na Salę Treningową i pokazał kilka sztuczek, które bardzo mi się spodobały. Próbowałam go naśladować, ale nie wychodziło mi to za dobrze. Po naszym krótkim treningu siedliśmy na podłodze i szczerze rozmawialiśmy.

-Wiesz, że kiedyś to ja będę dowodził Ligą? – przechwalał się przede mną.
-Akurat – zadrwiłam z niego – Taki knypek jak ty? Nikt nie przekazałby ci dowodzenia – Damian momentalnie zrobił się cały czerwony na twarzy. Przypominał gotującego się buraka.
-Jestem następcom Demona i będę rządził światem! – wydarł się na całe gardło, a ja zaczęłam się śmiać bez opamiętania. Ta sytuacja była komiczna, zważywszy na jego początkową pewność siebie.
-No już dobrze, dobrze, będziesz demonem, czy czymś tam – chłopak złożył ręce na piersi i pokazał mi język, a ja o mało znów się nie zaczęłam śmiać.
-Twoje imię do ciebie nie pasuje – stwierdził nagle – Powinno coś znaczyć, mówić kim naprawdę jesteś, Laura.
-W takim razie powiedz mi, kim naprawdę jestem? – zbliżyłam się do niego i złapałam go na dłoń – Co mógłbyś o mnie powiedzieć?
-Masz piękne oczy. Przypominają mi niebo nocą, kiedy gwiazdy i księżyc odbijają się od tafli wody. Tak, już wiem. Luna. Od dziś będziesz nazywać się Luna.
 
***

W  końcu wylądowaliśmy w Gotham City. Już na pierwszy rzut oka widać było, że tu raczej rządzą przestępcy, nieważne czy Mroczny Rycerz lata nocami po ulicach, czy nie. To nie jest miasto Batmana, a złoczyńców z Arkham. Jeszcze z samolotu widziałam unoszący się nad nim smog. Spora część budynków na obrzeżach była zrujnowana, a jedynie centrum odbudowane. Po wyjściu z odrzutowca, momentalnie poczułam smród papierosów, którego z kolei nienawidzę. Taki dym, to nie jest dym, a jedynie nikotyna. Źródło niemiłego zapachu znajdowało się jakieś dziesięć metrów ode mnie. Miałam zamiar dać mu krótką, ale jakże ważną lekcję. Zdecydowanym krokiem podeszłam do ubranego w skórę chłopaka i wytrąciłam mu skręta z ręki.

-Co ty kurwa wyrabiasz?! – ryknął na mnie – Odkupisz mi go dziw…

Nie zdążył dokończyć, bo złapałam go za szyję i kazałam wyobrazić mu największy ból, jaki tylko zna. Widziałam, jak w myślach był gryziony przez szczury. To był jego lęk. Byłam w stanie go wydobyć i przeobrazić w coś jeszcze gorszego. Ponad to, mogłam sprawić, że dla niego cała ta sytuacja będzie się wydawać prawdziwa.
 
W końcu puściłam go, bo nie chciałam, by umarł. Ten upadł na ziemię i ze strachem w oczach rozglądał się w poszukiwaniu gryzoni.

-Uważaj, szczury lubią nikotynę – zastraszyłam go.
-Kim…Czym ty do cholery jesteś? – nachyliłam się nad nim i delikatnie przejechałam pazurem po policzku chłopaka.
-Przestroga – powiedziałam spokojnie, po czym odeszłam od nieznajomego.

Dostałam się do część mieszkalnej dla biedniejszych osób, gdzie szyby w budynkach były powybijane, a dziury w ścianach i podłogach zdarzały się w co drugim bloki. Znalazłam sobie puste mieszkanie i rozłożyłam się tam. Nie do końca wiedziałam co teraz mam zrobić, ale robiło się późno, więc zdecydowałam po prostu pójść spać. Jutro coś wymyślę.

Położyłam się na podwójnym, skrzypiącym łóżku i przykryłam jakąś podartą kołdra. Ważne, że było mi ciepło. Obróciłam się na bok, zamknęłam oczy i po chwili usnęłam.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz