Zabrałem pistolet i
wystrzeliły wszystkie światła
Zacząłem ucieczkę w środku nocy
Prawo nigdy nie było mi przyjazne,
Zabiłbym ponownie, gdyby to dało mi więcej czasu
Nie powinnaś nigdy ufac takim, jak ja.
Jestem poszukiwany
Mam krew na rękach
Rozumiesz?
Jestem poszukiwany.
Gdybyś poprosiła mnie, by się zmienił
Nie wiedziałbym, czy potrafię
Zawsze będę, kim jestem
Jestem poszukiwany
Mam krew na rękach
Rozumiesz?
Jestem poszukiwany.
Zacząłem ucieczkę w środku nocy
Prawo nigdy nie było mi przyjazne,
Zabiłbym ponownie, gdyby to dało mi więcej czasu
Nie powinnaś nigdy ufac takim, jak ja.
Jestem poszukiwany
Mam krew na rękach
Rozumiesz?
Jestem poszukiwany.
Gdybyś poprosiła mnie, by się zmienił
Nie wiedziałbym, czy potrafię
Zawsze będę, kim jestem
Jestem poszukiwany
Mam krew na rękach
Rozumiesz?
Jestem poszukiwany.
Royal
Deluxe - I'm a Wanted Man
Stałem przed dość dużym,
białym domem i układałem sobie w głowie co mam dokładnie powiedzieć. Jak
zacząć? To już moja czwarta rozmowa z rodzicami ofiary seryjnego zabójczy
grasującego w Gohtam. Staram się dowiedzieć czegokolwiek, co mogłoby jakoś
ruszyć to śledztwo, a skoro wszelkie naukowe sposoby zawiodły uznałem, że muszę
na to spojrzeć z innej perspektywy. Wszystkie te dziewczyny były młode,
chodziły do szkoły, spotykały się z przyjaciółmi, wychodziły na miasto, na
randki. A ich rodzice znali je najlepiej. Może jest coś, o czym zapomnieli
powiedzieć policji? Jakiś mały szczegół, z pozoru nieważny, ale kiedy połączy
się go z resztą faktów, wszystko wreszcie zaczyna układać się w spójną całość.
Mam taką nadzieję, bo jak na razie stoimy w miejscu i wcale się nie zanosi na
prędką zmianę obecnego położenia.
Wziąłem głęboki wdech i trzy
razy zapukałem do drzwi. Nie musiałem bardzo długo czekać, bo już po chwili
otworzyła mi nieco niska kobieta koło czterdziestki o długich, jasnych włosach
i piwnych oczach.
-Czego chcesz? – zapytała
ostro, mierząc mnie wzrokiem – Ile razy mam powtarzać dziennikarzom, że nic im
nie powiem?!
-Spokojnie, Pani Sanders, nie
jestem dziennikarzem – blondynka zmarszczyła brwi – Nazywam się Damian Wayne i
staram się dowiedzieć kto zabił Pani córkę, ale potrzebuję pomocy.
-W takim razie…proszę.
Kobieta otworzyła szerzej
drzwi i wpuściła mnie do środka. Następnie ruchem reki zaprosiła do obszernego,
pełnego zdjęć jej rodziny salonu. Usiadłem na kanapie obok kominka.
-Podać coś do picia? Wodę,
kawę?
-Nie, dziękuję – niebieskooka
pokiwała porozumiewawczo głową i usiadła na fotelu naprzeciw mnie.
-Jak mogę ci pomóc?
-Cóż, mam do Pani kilka
pytań, ale najpierw chciałbym się upewnić jak wiele Pani wie o śledztwie.
-Co masz przez to na myśli? –
kobieta wydawała się zdezorientowana, choć w cale się jej nie dziwię.
-Czy policja wyznała Pani, że
Katy prawdopodobnie nie była jedyną ofiarą mordercy? – pokręciła przecząco
głową – Podejrzewam, że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą. W przeciągu
ostatniego pół roku zginęło jeszcze sześć szesnastolatek, każda z ich była w
pewnym rodzaju wyjątkowa. Katy miała kocie oczy, inna dziewczyna urodziła się z
białymi włosami. Zabójca odbierał im ich dary, a potem pozbywał się tego, co
zostało.
-Czyli…czyli Katy zginęła,
przez swoje oczy? – mówiła drżącym głosem blondynka – Ona…ona zawsze twierdziła,
że to przekleństwo, nie dar, bo wszyscy się jej bali… I ostatecznie miała
rację… A ja…ja jej zawsze powtarzałam, że jest piękna i… - kobieta już nie
wytrzymała i w momencie łzy zaczęły ciurkiem spływać po jej policzkach –
Przepraszam. Od śmierci Katy minęły dwa miesiące i jeszcze do końca się nie
pozbierałam, a teraz…
-Nie chciałem budzić i Pani
bolesnych wspomnień, ale jeśli chcemy złapać zabójcę Pani córki, niestety
będzie Pani musiała zajrzeć w przeszłość – niebieskooka pokiwała porozumiewawczo
głową i otarła łzy z policzków –Czy Katy miała jakiś wrogów?
-Nie, skądże. Była miłą i
dobrą dziewczyną, którą po prostu było czasem ciężko zrozumieć. Nie miała
przyjaciół, ale wrogów też nie. Można powiedzieć, ze dobre kontakty utrzymywała
tylko z książkami. No i jeszcze z chłopakiem…
-Chłopakiem?
-Tak, dwa tygodnie przed jej
zaginięciem powiedziała mi, że poznała w księgarni jakiegoś bardzo miłego
nastolatka, który zachwycił się jej oczami i
zaprosił ją do kina. Była bardzo podekscytowana, bo jeszcze nikt
wcześniej jej nigdzie nie zaprosił. Po tym dniu Katy się zmieniła. Wychodziła z
domu na całe godziny, spotykała się ze swoim tajemniczym ukochanym, a kiedy już
wracała, od razu zasiadała do komputera, by z nim popisać.
-Powiedziała Pani może, jak
się nazywał?
-Wiem tylko, że miał na imię
Brian, ale nic więcej.
-A, czy kiedykolwiek go Pani
widziała?
-Nie, ale Katy opisała go
jako wysokiego szatyna o ciemnych oczach, ale nic więcej – zamyśliłem się przez
chwilę – Czy coś nie tak?
-Rodzice pozostałych trzech
ofiar opisali mi dokładnie takiego samego chłopaka. Poznał ich córki w
miejscach, gdzie często przebywały, zdobył ich serca prawiąc komplementy, a po
dwóch tygodniach ich związku dziewczyny znikały. I nikt nigdy nie widział
tajemniczego „kochanka”.
-Podejrzewasz, że to on
właśnie zabił moją kruszynę?
-Jak na razie to mój
najlepszy trop.
-Ale policja stwierdziła, że
to nie ma związku –zaśmiałem się w myślach.
-Policja ostatnio bardzo
często się myli – blondynka cicho westchnęła i przeczesała włosy palcami – A
czy mógłbym zobaczyć konwersacje Pani córki z tym tajemniczym chłopakiem? Czy
Policja zabrała jej komputer?
-Nie, wszystko jest na swoim
miejscu. Już przyniosę ci jej laptopa choć wątpię, byś czegoś się z niego
dowiedział. Ma bardzo silne hasło.
-Spokojnie, jakoś dam radę.
Niebieskooka wstała z fotela
i ruszyła po schodach na piętro wyżej. Nie powiem, żeby jej zeznania jakoś
bardzo mnie dziwiły. Poprzednie trzy przypadki były praktycznie takie same.
Ofiary były samotne aż do chwili, gdy poznały tajemniczego, przystojnego
młodzieńca, których zdobył ich serca. Niestety żadne z rodziców nigdy go nie
widziało, nawet zdjęcia, czy głupiego rysunku. Nie miałem nic oprócz ogólnego
opisu, co mogłoby mi pomóc w znalezieniu zabójcy. Mam chociaż nadzieję, że
zdołam dowiedzieć się czegoś z laptopa Katy Sanders. Może tam znajdę jakieś
jego zdjęcie? Albo adres, cokolwiek…
Po jakiś dwóch minutach Pani
Sanders wróciła, w rękach trzymając poobklejanego różnokolorowymi naklejkami
laptopa i podała mi go.
-Dziękuję Pani bardzo. Czy
mógłbym przejrzeć rozmowy w domu? Muszę jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami
i…
-Oczywiście – przerwała mi –
Trzymaj go tak długo, jak będzie trzeba.
-Dziękuję.
-Nie. To ja dziękuję.
Pożegnałem się z kobietą, po
czym skierowałem do drzwi. W międzyczasie schowałem laptopa do plecaka, a kiedy
już znalazłem się na zewnątrz, wsiadłem na motocykl i ruszyłem w stronę
następnego domu.
W drodze myślałem o Lunie. Nie
chciałem się z nią wczoraj kłócić, naprawdę. Po prostu nie rozumiałem dlaczego
chce się zmieniać na siłę. Ona zawsze była dla mnie jedyną osobą, przy której
tak naprawdę mogłem być sobą. Jeśli teraz stracę tą osobę, już nigdy nie będę
się mógł przed nikim otworzyć. Może to trochę egoistyczne, ale już nie raz
zarzucano mi egoizm. Żałuję, że się pokłóciliśmy,
ale musiałem jej powiedzieć, co o tym wszystkim myślę. Tylko nie przewidziałem,
do czego to może doprowadzić…
***
Po skończonych
przesłuchaniach, które głównie skupiały się na tajemniczym kochanku ofiar,
postanowiłem wrócić do domu i przejrzeć dokładnie laptopa Katy Sanders.
Motocykl zaparkowałem przed posiadłością, wbiegłem przez główne drzwi i już
chciałem udać się w stronę przejścia do jaskini, kiedy drogę zastawił mi
Alfred. Miał poważny wyraz twarzy, ale u niego to standard, przez co nie mogłem
wyczytać o czym myśli.
-Co? – zapytałem ostro, nie
chcąc tracić ani minuty więcej.
-Mamy gościa, Paniczu
Damianie.
-No i? Nie zawsze muszę
towarzyszyć ojcu w rozmowie z jego „przyjaciółmi” – chciałem wyminąć starca,
ale ten mi na to nie pozwolił.
-To nie twój ojciec ma
gościa, lecz ty – zmarszczyłem brwi ze zdziwienia.
-Niby kogo?
-Zaraz się Panicz przekona –
mówiąc to ruchem ręki wskazał na salon.
Niechętnie ruszyłem w tamtym
kierunku, a kiedy stanąłem w przejściu dostrzegłem siedzącego na kanapie
Colina. Zdziwiłem się nieco jego wizytą, ale potem pomyślałem, że może Luna z
nim rozmawiała i przyszedł mnie
upomnieć, żebym jej przypadkiem nie zranił, czy coś. Dobrze wiem, że ona mu się
podoba. Już przy ich pierwszym spotkaniu to dostrzegłem. Przyglądał się jej,
jakby nic więcej nie staniało na tym świecie, tylko ona i on. Nie sądziłem
tylko, że coś może z tego wyniknąć. Jeszcze kiedy Colin chodził ze mną do
szkoły, wiele dziewczyn wpadło mu w oko, ale żadnej z nich nie zaproponował
nawet głupiego spaceru, czy kina. Może nie miał wtedy po prostu na to odwagi.
-Cześć Colin – powitałem go.
Chłopak w momencie zerwał się z kanapy, podszedł do mnie i podał dłoń na
przywitanie.
-Cześć Damian – uścisnąłem
kończynę, po czym oboje usiedliśmy na kanapach, naprzeciw siebie.
Między nami stał stolik, a na
nim kubek gorącej czekolady, pewnie podanej przez Alfreda. Dlaczego czekolady?
Czy on chciał mi coś tym uświadomić? Przypomnieć o Lunie?
-Co cię do mnie sprowadza? –
chciałem, by ta rozmowa nie potrwała zbyt długo.
-A co, nie mogę już odwiedzić
przyjaciela? – szatyna zaśmiał się, ja jedynie udałem uśmiech – Ale nie, tak na
serio, musimy o czymś porozmawiać – ruchem ręki dałem mu pozwolenie, by
kontynuował – Widzisz, rozmawiałem wczoraj z LAURĄ – wyraźnie podkreślił jej
prawdziwe imię, co wybiło mnie nieco z rytmu – Mówiła mi, że się pokłóciliście.
-Owszem – odparłem, ani na
sekundę nie odwracając wzroku od jego oczu.
-Stary, dlaczego nie
pozwalasz jej się zmienić? Wiesz w ogóle jak bardzo ona tego pragnie?
-Ja w cale nie zabroniłem jej
się zmieniać – starałem się zachować spokój, choć robiło się to coraz
trudniejsze – Po prostu powiedziałem jej c o tym myślę – chłopak pokiwał
porozumiewawczo głową – Przeszedłeś tu dać mi naganę za moje „karygodne”
zachowanie, czy chciałeś jeszcze poruszyć jakiś inny temat.
-Raczej to drugie… - odparł,
wyraźnie zniesmaczony moim tonem – Chciałem się upewnić, że między wami nic nie
ma – zmarszczyłem brwi – Pytałem się Laury, ona powiedziała, że nie, ale ja widziałem
jak na nią patrzysz – przełknąłem głośno ślinę.
Czy coś między nami jest?
Nie. Może. Sam nie wiem! Kurwa, całowaliśmy się jako dzieci, teraz mamy po
szesnaście lat, jesteśmy prawie dorośli, ale czy coś między nami jest? Zawsze
była dla mnie ważna, ważniejsza niż inni. Ale sam nie wiem, czy jest dla mnie
siostrą, czy kimś więcej…
-Nie – odparłem po dłuższej
chwili – Nic między nami nie ma, nie było i nigdy nie będzie.
-Na pewno? Bo trochę
zwlekałeś z odpowiedzią i…
-Powiedziałem, że nie! – uniosłem
się.
-Dobra… To chciałem się
jeszcze zapytać, czy nie chciałbyś jechać z nami jutro do lunaparku w
Metropolis? Może udałoby wam się pogodzić?
-Nie, nie mam teraz czasu na
takie bzdety – tym razem to ja wybiłem go z rytmu.
-Aha, okey… - mówił zdekoncentrowany
– Szkoda. Laura bardzo cieszy się na ten wyjazd. Najbardziej nie może się
doczekać ich słynnego „Tunelu Miłości”.
Puściły mi nerwy. Nawet nie
wiem kiedy znalazłem się po drugiej stronie stolika, z nożem w ręku,
przystawionym do krtani Colina. Ciemnooki oddychał szybko i nierównomiernie, a
jego źrenice rozszerzyły się. Był przerażony. Przeniosłem wzrok na samo ostrze
i sam się przeraziłem, gdy zobaczyłem jak po nożu zaczęła spływać czerwona
krew. Szybko zabrałem broń i odsunąłem się od Colina o kilka kroków. Chłopak
chwycił się za szyję, starając się zatamować krew. Czułem, że ręce mi drżą.
Upuściłem nóż i powoli, by niepotrzebnie nie straszyć nastolatka, sprawdziłem
jak dokładnie wygląda rana. Całe szczęście, była niegroźna. Ostrze tylko lekko przejechało
po skórze. Mimo to zawołałem Alfreda, który opatrzył Colina na miejscu, po czym
oprowadził go do wyjścia.
Usiadłem na kanapie i
spojrzałem na zakrwawiony nóż. Zawsze mam go przy sobie, na wypadek ataku. Ale
to nie był atak na moje życie. To ja zaatakowałem bezbronnego chłopaka,
przyjaciela. Nie wierzę, że hamulce puściły mi na głupie wspomnienie o tunelu
miłości. Przecież to idiotyzm… Co się ze mną dzieje?
-Co to miało być?!- nagle,
nawet nie wiem skąd, w pokoju pojawił się ojciec – Co to było do cholery?!
-Nic – odparłem nawet na
niego nie patrząc.
-Nić? Nic?! Prawie
poderżnąłeś mu gardło!
-Ale nie poderznąłem! –w
sekundzie podniosłem się z kanapy i stałe twarzą w twarz z ojcem – Prawie czyni
wielką różnicę.
-Nie w tym przypadku. Puściły
ci nerwy, każdemu się to zdarza, ale musisz nad tym panować. Mogłeś go zabić!
-Tak, wiem! Mogłem go zabić,
chciałem go zabić, ale tego nie zrobiłem! – wtem twarz ojca przybrała tak
poważny wyraz, jaki rzadko kiedy na niej gości.
-Coś ty powiedział? Chciałeś
go zabić?
-Może. Sam już nie wiem.
-Damian, co się z tobą
dzieje?
-Sam już nie wiem…
-To przez tą dziewczynę?
-Nie! – szybko zaprzeczyłem –
Ona nie ma z tym nic wspólnego! Chce zapomnieć swoje dotychczasowe życie, niech
zapomina, a mnie razem z nim! Nie zależy mi! Nigdy nie zależało i nigdy nie
będzie!
Opadłem na kanapę i schowałem
twarz w dłoniach. Miałem ochotę płakać. Wszystko, co działo się w ostatnich
tygodniach skumulowało się w jeden wielki problem, który teraz mnie przygniata.
I za nic nie uda mi się spod niego podnieść. Chyba, że ktoś mi w tym pomorze,
żuci koło ratunkowe. Tym kołem okazało się być ręka ojca, delikatnie głaskająca
mnie po plecach i jego słowa:
-Będzie dobrze. Zobaczysz, że jutro będzie
dobrze…
"(...)podał dłoń na przywitanie.
OdpowiedzUsuń-Cześć Damian – uścisnąłem kończynę(...)" - Nieeeee xD Lepiej nie używać tego słowa w takich sytuacjach, to wtedy trochę brzmi jakby on nie miał tej ręki przy ciele xD
Co się dzieje z Damianem, co? Hormony ? ^-^ A Luna się rozrywkowa zrobiła, tutaj kino, tam lunapark. Wyczuwam jakiś romansik pomiędzy nią a Colinem. Ciekawe czy jej powie o tym wybuchu Damiana. ;3
Pozdrawiam i czekam na następny ;]
Obrazek mi się podoba 😂(świetne rozpoczęcie komentarza) Colin wciąż mnie wkur*** xDD I podobała mi się ta scena jak Bruce spytał czy to przez Lunę/Laurę(tak owszem teraz będę ją tak nazywać xDD)"nie zależy mi! Nigdy nie zależało i nigdy nie będzie" ❤💙💚💛💜💓💗💝💟👌👏👍
OdpowiedzUsuń