Kiedy zdesperowana osoba oddala
się od twojego dotyku, to nie znaczy, że cię odpycha. Ona cię raczej chroni
przed nieczystym, destrukcyjnym złem, którego istotą, jak wierzy jest jej
istnienie i którym, jak wierzy jest w stanie cię zarazić.
Dorothy Rowe
Siedziałam w pokoju i
wpatrywałam się w świat za oknem. Deszcz nie przestawał padać, ale miałam
wrażenie, że w oddali powoli się przejaśnia. Czekałam z nadzieją, że już
wkrótce zobaczę tęczę, ale gdy tylko słońce zdołało przedrzeć się przez chmury,
kolejne zastępowały mu drogę.
Starałam się choć na chwilę
oderwać od tego, co zobaczyłam i zająć się czymś innym, byle tylko nie myśleć o
tej cholernej wizji. Ale jak na złość nie miałam żadnego pomysłu. Mogłabym
obejrzeć z Jasonem jakiś film, ale jakoś nie mam teraz ochoty przebywać w
jakimkolwiek towarzystwie. Na słuchanie muzyki też nie mam ochoty, znając życie
w każdej piosence odnalazłabym nutkę żalu i od razu ją przełączyła. Nie
zaopatrzyłam się jeszcze w żadną książkę, a przydałaby się, bo w posiadłości
Wayne’ów miałam ich jak wiele tylko chciałam i muszę przyznać, że naprawdę
pokochałam czytanie. Dlatego nie mając co robić postanowiłam zostać u siebie i
oglądać świat, jak zmaga się ze złą pogodą. Widziałam dzieci bawiące się w kałużach,
które nie zważały na to, że zmokną. Potem zobaczyłam dwóch pijanych mężczyzn,
mamroczących coś niezrozumiałego, ledwie poruszających się o własnych nogach.
Jeden z nich nawet przewrócił się i wpadł do kałuży, ale podobnie jak dzieci,
nie bardzo się tym przejął. Długo po pijakach zobaczyłam kobietę pod parasolem,
która wyraźnie się gdzieś spieszyła. Nie wiem, czy o tej porze Gotham jest takie
puste, czy to przez pogodę? A może to świat chce mi po prostu zrobić na złość.