sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział V - Atak


Zagubiona w rock and rollu.
Zagubiona w obietnicy
Miłości, której nie znam.
Cienie ścigają mnie daleko od domu.
Pamiętam, kiedy moje serce było wypełnione złotem.
I wiesz, że
Zostałam spalona,
Zostałam spalona,
Zostałam spalona.
Widziałeś, jak tracę kontrolę.
To nie jest warte,
To nie jest warte,
To nie jest warte,
Mojej duszy.


Obróć twarz ku słońcu,
Pozwól cieniom spaść za Tobą.
Powiedz modlitwę, po prostu idź naprzód,
A cienie nigdy Cię nie znajdą.

Towards The Sun – Rihanna

Na pierwszy rzut oka budynek wydawał się być opuszczony. Nigdzie nie świeciło się światło, a sama konstrukcja o mało się nie zawalała. Weszliśmy do środka przez okno w dachu i znaleźliśmy się w kuchni. W starym Gotham ta budowla służyła jako hotel, w dodatku jeden z najlepszych w mieście. Miał piętnaście pięter, basen, trzy wielkie jadalnie, a na dachu odbywały się liczne przyjęcia. Przynajmniej tyle wiem od Jasona. On to potrafi zanudzić człowieka. Tak czy siak, teraz wszystko jest tu zniszczone i nie nadające się do użytku. Dziwię się, że nie przerobili go na coś nowego. Znajduje się w końcu w samym centrum miasta. 

 

Podłoga zaskrzypiała, kiedy zeszliśmy na dziesiąte piętro. Jason cicho zaklął i wyciągnął schowany w kurtce pistolet. Odwrócił się i spojrzał na mnie, a następnie podał mi drugą broń. Pokiwałam przecząco głową dając mu tym do zrozumienia, że jej nie chcę.

 

-Przyda ci się.

-Nie używam broni palnej, rozumiesz?

-Dobra, nie chcesz, to nie.

 

Schował pistolet do kurtki i najciszej jak umiał zaczął iść korytarzem. Podążałam za nim uważając, by nie wydać choćby najcichszego dźwięku. Nie było to łatwe, bo podłoga, była nieźle spróchniała. Zauważyłam, że w ostatnim pokoju otwarte są drzwi, a leciuteńkie światło wydostaje się na zewnątrz. Na wszelki wypadek wyjęłam jeden z moich noży. Byliśmy coraz bliżej. Jay odbezpieczył broń, a następnie bez słowa wparował do pokoju. Podążyłam za nim i gotowa do ataku rozejrzałam się w poszukiwaniu przeciwnika, ale nikt nas nie zaatakował. Czarnowłosy tyrpnął mnie w ramię i pokazał na łóżko na końcu pokoju. Dopiero wtedy zauważyłam leżącą na nim kobietę. Podeszłam bliżej, by lepiej się jej przyjrzeć. Miała delikatne rysy twarzy i usta wygięte w delikatnym uśmiechu. Była bardzo szczupła, ale nie wysoka. Blond włosy były spięte w dwa kucyki,  końcówki jednego kucyka były niebieskie, a drugiego różowe. Jej twarz była pomalowana jasnym pudrem, na jednej powiece miała niebieski, a na drugiej różowy cień, a na ustach czerwoną szminkę. Jej dosyć krótka bluzka z napisem „Daddy’s lil monster’ odsłaniała część brzucha. Na prawej ręce miała tatuaż przedstawiający romby.  Krótkie, niebiesko – czerwone spodenki także odsłaniały tatuaże na nogach. Buty na wysokim obcasie sięgały jej łydki. Nie trzeba było mieszkać w Gotham, żeby wiedzieć, że to świrnięte popychadło Jokera, Harley Quinn.

 

Jason dołożył do mnie i delikatnie przystawił kobiecie pistolet do głowy. Ona momentalnie otworzyła oczy, ale nawet nie zdziwiła się a nasz widok. Uśmiechnęła się szeroko i nie zważając na spluwę przy jej czaszce wstała i rzuciła się Jasonowi na szyję. Nie bardzo wiedziałam co mam o tym myśleć. Chłopak odepchnął ją od siebie i znów wycelował w nią broń.

 

-Bez sztuczek Harley. Nie uciekniesz nam.

-Nie martw się, nie mam zamiaru uciekać. Czekałam na ciebie, ale nie wiem po co nam ona – kobieta wskazała na mnie – Mogłoby być tak romantycznie – Quinn zatrzepotała rzęsami, ale na Jasonie chyba nie robiło to większego wrażenia – Trudno, zacząłeś bawić się w niańkę, mogłam się spodziewać, że to w końcu się stanie – nie znosiłam, jak ktoś uważał mnie za dziecko. Rzuciłam trzymanym wciąż nożem tuż obok kobiety. Ostrze delikatnie raniło ją u ucho i wbiło się w ścianę.

-Niańka powiadasz? Mnie nie trzeba niańczyć.

-Uuu, lubisz na ostro, co? To tak jak ja – przewróciłam oczami. To jej ględzenie powoli mnie denerwowało.

-Do rzeczy Harley, gdzie jest Joker?

-Znalazłeś mnie, znajdziesz i jego.

-Nie mam na to czasu – Quinn wzruszyła ramionami.

-Czemu mnie ma to obchodzić?

-Bo mam zamiar go zabić, tak samo jak ty – na moment się zgubiłam. Czemu niby dziewczyna Jokera miałaby chcieć go zabić? Myślałam, że jest w nim zakochana na zabój. Chyba, że już nie – Przyznaj się, masz już dość ciągłego cierpienia przez niego.

-Gówno wiesz o cierpieniu.

-Założymy się? – Harley westchnęła i na moment odwróciła głowę. 

-Fabryka chemikaliów na obrzeżach miasta. Dopracowuje tam swój gaz, ale nie zdołacie do niego dotrzeć. Ma na swoje skinienie bandę oprychów.

-Poradzimy sobie – zaczęliśmy iść w stronę wyjścia – Już niedługo Harley, już niedługo.

 

***

 

Fabryka była ogromna, ale widać było, że stara. Jej mury pękały, ale na przykład okna były nienaruszone. Wysokie kominy także wyglądały na nowsze niż reszta. Byłam w stanie dostrzec jakiś sześciu mężczyzn z karabinami maszynowymi stojących przed wejściem. Musieliśmy ich zdjąć, inaczej nie weszlibyśmy do środka. Żadne z nas nie miało zamiaru się cackać. Wyjęłam dwa noże i rzuciłam je w kierunku oprychów. Zdjęłam dwójkę, a Jason zastrzelił kolejnych dwóch. Zanim ostatni zorientowali się, że zostali sami, byliśmy już za nimi. Poderznęłam jednemu gardło, a chłopak skręcił kark ostatniemu. Wytarłam ostrze noża o kurtkę zabitego, a następnie schowałam go do kurtki.

 

-Niezła jesteś – skomentował Jay – Jak na małolatę.

-Ty też działasz niczego sobie. Jak na „Cudownego Chłopca”.

-Już nim nie jestem.

 

Czarnowłosy przeszedł obok mnie nic nie mówiąc i wszedł do środka. Czyżbym go uraziła? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Otworzyłam drzwi i znalazłam się w fabryce. Szczęśliwie korytarz był pusty, ale dało się słyszeć głosy dobiegające z pomieszczenia obok. Ściany były szklane, ale bardzo brudne i mogłam zobaczyć jedynie sylwetki ludzi w środku. Jakieś dwa metry dalej część szyby była wybita, więc mogłam się lepiej przyjrzeć sytuacji. Jakieś dziesięć osób z bronią przemieszczało się po metalowych podestach, a pod nimi były trzy wielkie kotły z jakąś zieloną substancją. Na najwyższym podeście stał różniący się od nich mężczyzna. Biała jak kreda skóra, zielone włosy oraz oczy wariata i oczywiście szaleńczo szeroki uśmiech. Joker. Ubrany w ciemnofioletowy garnitur, pomarańczową koszulę i zielony krawat maszerował nad swoimi ludźmi z bronią w ręku. Wywyższał się, uważał za lepszego od reszty świata i jeszcze miał z tego ubaw.

 

-Ruchy chłopcy! – jego głos mroził krew w żyłach – Założę się, że nasz Bat – koleżka za niedługo znajdzie naszą kryjówkę. Co z bombami?

-Kirk właśnie je podłącza – opowiedział jeden z jego sługusów.

-Idealnie! Kiedy te chemikalia wybuchną, ich pozostałości uniosą się w powietrze i zatrują każdego w Gotham City! – Joker podniecał się, jak małe dziecko, które właśnie dostało wymarzoną zabawkę – Zapanuje chaos, każdy będzie chciał zabić każdego, a wtedy ja okażę się najnormalniejszą osobą w tym mieście. Ironia, co?

-I to jaka szefie. Skończą się czasy, w których ty jesteś największym wariatem – Joker rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, odbezpieczył pistolet i strzelił mężczyźnie prosto w serce.  

-Nie jestem szaleńcem! Jestem wizjonerem! Chociaż, jakby się nad tym zastanowić…miałeś rację! Ups! – rozległ się jego głośny śmiech, a ja cała zadrżałam. Ten człowiek naprawdę potrafił wzbudzać strach.

-Luna – Jay złapał mnie za rękę – Posłuchaj mnie teraz uważnie. Te bomby, o których mowa, muszę je dezaktywować. To oznacza, że musisz się zająć ludźmi Jokera.

-Zrobi się.

-Pamiętaj, on jest mój.

-Zrozumiałam. Idź, ja zajmę się tymi ofermami.

 

Rozdzieliliśmy się. Chłopak poszedł w głąb korytarza, a ja ostrożnie przeszłam przez dziurę. Postanowiłam zacząć od ludzi na samej górze. Mogliby w końcu zauważyć ciała poległych. Uważając, by nikt mnie nie zauważy, wspięłam się na podest. To było zbyt łatwe, mężczyźni stali jeden za drugim, dosłownie prosząc się o nóż w plecy. Wyjęłam sztylet i jednym ruchem podcięłam gardło pierwszemu, a kiedy drugi niespodziewanie się odwrócił rzuciłam nim prosto w jego głowę. Na szczęście nie zdążył zawiadomić reszty. Wyjęłam ostrze z głowy zabitego i na wszelki wypadek wzięłam też jego broń. Dwóch z głowy, zostało ośmiu. Po cichu zeszłam na niższy poziom. Znajdowało się na nim czworo mężczyzn. Tego już nie dało się zrobić po cichu. Jednym nożem rzuciłam w krtań zbira, a kiedy kolejny mnie zauważył strzeliłam do niego z pistoletu, trafiając prosto w głowę. Wyjęłam nóż ze zmarłego, a potem wbiłam go w głowę trzeciego. Dosyć masywny zbir rzucił się na mnie i złapał za szyję. Kopnęłam go z całej siły w klatkę piersiową i uwolniłam się, niestety uderzając o metalową barierkę. Głowa trochę mnie bolała, ale dawałam radę. Jeden nóż wpiłam mu w prawe oko, a kiedy wydał z siebie krzyk, drugim podcięłam mu gardło. Pozostała czwórka zdążyła do mnie w tym czasie dotrzeć. Tutaj już był potrzebny pistolet. Pierwszą dwójkę kierującą się w moją stronę zastrzeliłam bez kłopotów, ale kolejni dwaj zaczęli we mnie strzelać. Schowałam się za rogiem i czekałam, aż skończy im się amunicja. Kiedy przestali strzelać wstałam i posłałam im kulki prosto w głowy.

Nagle poczułam silny ból w lewym ramieniu. Dotknęłam bolącego miejsca i poczułam gorącą krew. Kula przeszyła je na wylot. Odwróciłam się w kierunku skąd najpewniej nadleciał pocisk i zobaczyłam celującego we mnie Jokera.

 

-Nie jesteś jedną z podopiecznych gacka, dlatego zadam ci pytanie. Kim, do cholery jesteś?! – nie odpowiadałam. Chciałam wymyślić coś na poczekaniu, ale na szczęście zobaczyłam, że Jason dochodzi to klauna.

-Jestem kimś, kto nie działa sam – uśmiechnęłam się wrednie, a Jay przystawił Jokerowi broń do głowy. Och, jak on lubi celować w czaszki.

-Na to wygląda. Cześć, kapturku, kopę lat!

-Zamknij się. Luna, chodź tutaj – szybko oderwałam część peleryny, przewiązałam nim ranę i dołączyłam do chłopaka – Zanim go zabiję, chcę wiedzieć czego boi się najbardziej. Chcę, żeby cierpiał przez swoje największe lęki.

-Chcesz namieszać mi w głowie przed śmiercią? Bardzo sprytne – powiedział, jakby z pogardą – Naprawdę  myślisz, że mógłbym oszaleć jeszcze bardziej? Jesteś naiwny, a do tego przewidywalny. Co za szczęście, że Harley w porę poinformowała mnie o waszym przybyciu – a to wredna suka!

 

Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, pocisk wystrzelony ze snajperki trafił Jasona w rękę i zmusił, do upuszczenia broni. Następny był skierowany centralnie w moją głowę, ale udało mi się przed nim uchylić. Śmiejąc się, Joker uciekł z fabryki. Jay chciał go gonić, ale snajper mu to uniemożliwił. Byliśmy zmuszeni uciekać. Opuściliśmy pomieszczenie, a zaraz potem budynek.

 

-Jeszcze go znajdziemy! – wydzierał się Jay – Dorwę gnoja i zabiję!

-Uspokój się!– złapałam go za ramiona i przygniotłam do ściany – W takim stanie nic nie zdziałamy, rozumiesz? Musimy się zszyć i ochłonąć.

-Jasne…jasne…

-Dorwiemy go. W swoim czasie – chłopak wziął głęboki wdech i zsunął się na ziemię. Tak strasznie zależało mu na śmierci tego szaleńca. Chyba będę musiała z nim w końcu o tym porozmawiać. Ale to w swoim czasie. W swoim czasie.

5 komentarzy:

  1. Jak ja uwielbiam zdrowo walnięte postacie i morderców, przestępców typu Jokera! Szczerze niezbyt się łapie w fabułę i postaciach bo nie znam uniwersu no oprócz znanych postaci, ale by czytać o tym wariacje chętnie się połapać xd czekam na następny rodził ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Rozdzialik :D Uwielbiam czytać o osobach chorych psychicznie typu Joker albo Harley. Luna i Jason świetnie współpracują. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zauważyłam, że wzięłaś sobie moje rady do serca, co bardzo cieszy. Czytało się bardzo przyjemnie :)
    Ciekawi mnie, kim był ten tajemniczy snajper i kiedy w końcu pojawi się Damian (!) w jednej scenie z Luną. Czekam na kolejny ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Harley zbyt często dochodziła i wracała do Joker'a, że teraz naprawdę trudno się połapać
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń