Zagubiona w rock and rollu.
Zagubiona w obietnicy
Miłości, której nie znam.
Cienie ścigają mnie daleko od domu.
Pamiętam, kiedy moje serce było wypełnione złotem.
I wiesz, że
Zostałam spalona,
Zostałam spalona,
Zostałam spalona.
Widziałeś, jak tracę kontrolę.
To nie jest warte,
To nie jest warte,
To nie jest warte,
Mojej duszy.
Zagubiona w obietnicy
Miłości, której nie znam.
Cienie ścigają mnie daleko od domu.
Pamiętam, kiedy moje serce było wypełnione złotem.
I wiesz, że
Zostałam spalona,
Zostałam spalona,
Zostałam spalona.
Widziałeś, jak tracę kontrolę.
To nie jest warte,
To nie jest warte,
To nie jest warte,
Mojej duszy.
Obróć twarz ku słońcu,
Pozwól cieniom spaść za Tobą.
Powiedz modlitwę, po prostu idź naprzód,
A cienie nigdy Cię nie znajdą.
Towards The Sun – Rihanna
Na pierwszy rzut oka budynek
wydawał się być opuszczony. Nigdzie nie świeciło się światło, a sama
konstrukcja o mało się nie zawalała. Weszliśmy do środka przez okno w dachu i
znaleźliśmy się w kuchni. W starym Gotham ta budowla służyła jako hotel, w
dodatku jeden z najlepszych w mieście. Miał piętnaście pięter, basen, trzy wielkie
jadalnie, a na dachu odbywały się liczne przyjęcia. Przynajmniej tyle wiem od
Jasona. On to potrafi zanudzić człowieka. Tak czy siak, teraz wszystko jest tu
zniszczone i nie nadające się do użytku. Dziwię się, że nie przerobili go na
coś nowego. Znajduje się w końcu w samym centrum miasta.
Podłoga zaskrzypiała, kiedy
zeszliśmy na dziesiąte piętro. Jason cicho zaklął i wyciągnął schowany w kurtce
pistolet. Odwrócił się i spojrzał na mnie, a następnie podał mi drugą broń.
Pokiwałam przecząco głową dając mu tym do zrozumienia, że jej nie chcę.
-Przyda ci się.
-Nie używam broni palnej,
rozumiesz?
-Dobra, nie chcesz, to nie.
Schował pistolet do kurtki i
najciszej jak umiał zaczął iść korytarzem. Podążałam za nim uważając, by nie
wydać choćby najcichszego dźwięku. Nie było to łatwe, bo podłoga, była nieźle
spróchniała. Zauważyłam, że w ostatnim pokoju otwarte są drzwi, a leciuteńkie
światło wydostaje się na zewnątrz. Na wszelki wypadek wyjęłam jeden z moich
noży. Byliśmy coraz bliżej. Jay odbezpieczył broń, a następnie bez słowa
wparował do pokoju. Podążyłam za nim i gotowa do ataku rozejrzałam się w
poszukiwaniu przeciwnika, ale nikt nas nie zaatakował. Czarnowłosy tyrpnął mnie
w ramię i pokazał na łóżko na końcu pokoju. Dopiero wtedy zauważyłam leżącą na
nim kobietę. Podeszłam bliżej, by lepiej się jej przyjrzeć. Miała delikatne
rysy twarzy i usta wygięte w delikatnym uśmiechu. Była bardzo szczupła, ale nie
wysoka. Blond włosy były spięte w dwa kucyki,
końcówki jednego kucyka były niebieskie, a drugiego różowe. Jej twarz
była pomalowana jasnym pudrem, na jednej powiece miała niebieski, a na drugiej
różowy cień, a na ustach czerwoną szminkę. Jej dosyć krótka bluzka z napisem
„Daddy’s lil monster’ odsłaniała część brzucha. Na prawej ręce miała tatuaż przedstawiający
romby. Krótkie, niebiesko – czerwone
spodenki także odsłaniały tatuaże na nogach. Buty na wysokim obcasie sięgały
jej łydki. Nie trzeba było mieszkać w Gotham, żeby wiedzieć, że to świrnięte
popychadło Jokera, Harley Quinn.
Jason dołożył do mnie i
delikatnie przystawił kobiecie pistolet do głowy. Ona momentalnie otworzyła
oczy, ale nawet nie zdziwiła się a nasz widok. Uśmiechnęła się szeroko i nie
zważając na spluwę przy jej czaszce wstała i rzuciła się Jasonowi na szyję. Nie
bardzo wiedziałam co mam o tym myśleć. Chłopak odepchnął ją od siebie i znów
wycelował w nią broń.
-Bez sztuczek Harley. Nie
uciekniesz nam.
-Nie martw się, nie mam
zamiaru uciekać. Czekałam na ciebie, ale nie wiem po co nam ona – kobieta
wskazała na mnie – Mogłoby być tak romantycznie – Quinn zatrzepotała rzęsami,
ale na Jasonie chyba nie robiło to większego wrażenia – Trudno, zacząłeś bawić
się w niańkę, mogłam się spodziewać, że to w końcu się stanie – nie znosiłam,
jak ktoś uważał mnie za dziecko. Rzuciłam trzymanym wciąż nożem tuż obok
kobiety. Ostrze delikatnie raniło ją u ucho i wbiło się w ścianę.
-Niańka powiadasz? Mnie nie
trzeba niańczyć.
-Uuu, lubisz na ostro, co? To
tak jak ja – przewróciłam oczami. To jej ględzenie powoli mnie denerwowało.
-Do rzeczy Harley, gdzie jest
Joker?
-Znalazłeś mnie, znajdziesz i
jego.
-Nie mam na to czasu – Quinn
wzruszyła ramionami.
-Czemu mnie ma to obchodzić?
-Bo mam zamiar go zabić, tak
samo jak ty – na moment się zgubiłam. Czemu niby dziewczyna Jokera miałaby
chcieć go zabić? Myślałam, że jest w nim zakochana na zabój. Chyba, że już nie
– Przyznaj się, masz już dość ciągłego cierpienia przez niego.
-Gówno wiesz o cierpieniu.
-Założymy się? – Harley
westchnęła i na moment odwróciła głowę.
-Fabryka chemikaliów na
obrzeżach miasta. Dopracowuje tam swój gaz, ale nie zdołacie do niego dotrzeć.
Ma na swoje skinienie bandę oprychów.
-Poradzimy sobie – zaczęliśmy
iść w stronę wyjścia – Już niedługo Harley, już niedługo.
***
Fabryka była ogromna, ale
widać było, że stara. Jej mury pękały, ale na przykład okna były nienaruszone.
Wysokie kominy także wyglądały na nowsze niż reszta. Byłam w stanie dostrzec
jakiś sześciu mężczyzn z karabinami maszynowymi stojących przed wejściem.
Musieliśmy ich zdjąć, inaczej nie weszlibyśmy do środka. Żadne z nas nie miało
zamiaru się cackać. Wyjęłam dwa noże i rzuciłam je w kierunku oprychów. Zdjęłam
dwójkę, a Jason zastrzelił kolejnych dwóch. Zanim ostatni zorientowali się, że
zostali sami, byliśmy już za nimi. Poderznęłam jednemu gardło, a chłopak skręcił
kark ostatniemu. Wytarłam ostrze noża o kurtkę zabitego, a następnie schowałam
go do kurtki.
-Niezła jesteś – skomentował
Jay – Jak na małolatę.
-Ty też działasz niczego
sobie. Jak na „Cudownego Chłopca”.
-Już nim nie jestem.
Czarnowłosy przeszedł obok
mnie nic nie mówiąc i wszedł do środka. Czyżbym go uraziła? Nie miałam czasu
się nad tym zastanawiać. Otworzyłam drzwi i znalazłam się w fabryce. Szczęśliwie
korytarz był pusty, ale dało się słyszeć głosy dobiegające z pomieszczenia
obok. Ściany były szklane, ale bardzo brudne i mogłam zobaczyć jedynie sylwetki
ludzi w środku. Jakieś dwa metry dalej część szyby była wybita, więc mogłam się
lepiej przyjrzeć sytuacji. Jakieś dziesięć osób z bronią przemieszczało się po
metalowych podestach, a pod nimi były trzy wielkie kotły z jakąś zieloną
substancją. Na najwyższym podeście stał różniący się od nich mężczyzna. Biała
jak kreda skóra, zielone włosy oraz oczy wariata i oczywiście szaleńczo szeroki
uśmiech. Joker. Ubrany w ciemnofioletowy garnitur, pomarańczową koszulę i
zielony krawat maszerował nad swoimi ludźmi z bronią w ręku. Wywyższał się,
uważał za lepszego od reszty świata i jeszcze miał z tego ubaw.
-Ruchy chłopcy! – jego głos
mroził krew w żyłach – Założę się, że nasz Bat – koleżka za niedługo znajdzie
naszą kryjówkę. Co z bombami?
-Kirk właśnie je podłącza –
opowiedział jeden z jego sługusów.
-Idealnie! Kiedy te
chemikalia wybuchną, ich pozostałości uniosą się w powietrze i zatrują każdego
w Gotham City! – Joker podniecał się, jak małe dziecko, które właśnie dostało
wymarzoną zabawkę – Zapanuje chaos, każdy będzie chciał zabić każdego, a wtedy
ja okażę się najnormalniejszą osobą w tym mieście. Ironia, co?
-I to jaka szefie. Skończą
się czasy, w których ty jesteś największym wariatem – Joker rzucił mu
ostrzegawcze spojrzenie, odbezpieczył pistolet i strzelił mężczyźnie prosto w
serce.
-Nie jestem szaleńcem! Jestem
wizjonerem! Chociaż, jakby się nad tym zastanowić…miałeś rację! Ups! – rozległ
się jego głośny śmiech, a ja cała zadrżałam. Ten człowiek naprawdę potrafił
wzbudzać strach.
-Luna – Jay złapał mnie za
rękę – Posłuchaj mnie teraz uważnie. Te bomby, o których mowa, muszę je
dezaktywować. To oznacza, że musisz się zająć ludźmi Jokera.
-Zrobi się.
-Pamiętaj, on jest mój.
-Zrozumiałam. Idź, ja zajmę
się tymi ofermami.
Rozdzieliliśmy się. Chłopak
poszedł w głąb korytarza, a ja ostrożnie przeszłam przez dziurę. Postanowiłam
zacząć od ludzi na samej górze. Mogliby w końcu zauważyć ciała poległych.
Uważając, by nikt mnie nie zauważy, wspięłam się na podest. To było zbyt łatwe,
mężczyźni stali jeden za drugim, dosłownie prosząc się o nóż w plecy. Wyjęłam
sztylet i jednym ruchem podcięłam gardło pierwszemu, a kiedy drugi
niespodziewanie się odwrócił rzuciłam nim prosto w jego głowę. Na szczęście nie
zdążył zawiadomić reszty. Wyjęłam ostrze z głowy zabitego i na wszelki wypadek
wzięłam też jego broń. Dwóch z głowy, zostało ośmiu. Po cichu zeszłam na niższy
poziom. Znajdowało się na nim czworo mężczyzn. Tego już nie dało się zrobić po
cichu. Jednym nożem rzuciłam w krtań zbira, a kiedy kolejny mnie zauważył
strzeliłam do niego z pistoletu, trafiając prosto w głowę. Wyjęłam nóż ze
zmarłego, a potem wbiłam go w głowę trzeciego. Dosyć masywny zbir rzucił się na
mnie i złapał za szyję. Kopnęłam go z całej siły w klatkę piersiową i uwolniłam
się, niestety uderzając o metalową barierkę. Głowa trochę mnie bolała, ale
dawałam radę. Jeden nóż wpiłam mu w prawe oko, a kiedy wydał z siebie krzyk,
drugim podcięłam mu gardło. Pozostała czwórka zdążyła do mnie w tym czasie
dotrzeć. Tutaj już był potrzebny pistolet. Pierwszą dwójkę kierującą się w moją
stronę zastrzeliłam bez kłopotów, ale kolejni dwaj zaczęli we mnie strzelać.
Schowałam się za rogiem i czekałam, aż skończy im się amunicja. Kiedy przestali
strzelać wstałam i posłałam im kulki prosto w głowy.
Nagle poczułam silny ból w
lewym ramieniu. Dotknęłam bolącego miejsca i poczułam gorącą krew. Kula
przeszyła je na wylot. Odwróciłam się w kierunku skąd najpewniej nadleciał
pocisk i zobaczyłam celującego we mnie Jokera.
-Nie jesteś jedną z
podopiecznych gacka, dlatego zadam ci pytanie. Kim, do cholery jesteś?! – nie
odpowiadałam. Chciałam wymyślić coś na poczekaniu, ale na szczęście zobaczyłam,
że Jason dochodzi to klauna.
-Jestem kimś, kto nie działa
sam – uśmiechnęłam się wrednie, a Jay przystawił Jokerowi broń do głowy. Och,
jak on lubi celować w czaszki.
-Na to wygląda. Cześć,
kapturku, kopę lat!
-Zamknij się. Luna, chodź
tutaj – szybko oderwałam część peleryny, przewiązałam nim ranę i dołączyłam do
chłopaka – Zanim go zabiję, chcę wiedzieć czego boi się najbardziej. Chcę, żeby
cierpiał przez swoje największe lęki.
-Chcesz namieszać mi w głowie
przed śmiercią? Bardzo sprytne – powiedział, jakby z pogardą – Naprawdę myślisz, że mógłbym oszaleć jeszcze bardziej?
Jesteś naiwny, a do tego przewidywalny. Co za szczęście, że Harley w porę
poinformowała mnie o waszym przybyciu – a to wredna suka!
Nim zdążyłam cokolwiek
zrobić, pocisk wystrzelony ze snajperki trafił Jasona w rękę i zmusił, do
upuszczenia broni. Następny był skierowany centralnie w moją głowę, ale udało
mi się przed nim uchylić. Śmiejąc się, Joker uciekł z fabryki. Jay chciał go
gonić, ale snajper mu to uniemożliwił. Byliśmy zmuszeni uciekać. Opuściliśmy
pomieszczenie, a zaraz potem budynek.
-Jeszcze go znajdziemy! –
wydzierał się Jay – Dorwę gnoja i zabiję!
-Uspokój się!– złapałam go za
ramiona i przygniotłam do ściany – W takim stanie nic nie zdziałamy, rozumiesz?
Musimy się zszyć i ochłonąć.
-Jasne…jasne…
-Dorwiemy go. W swoim czasie
– chłopak wziął głęboki wdech i zsunął się na ziemię. Tak strasznie zależało mu
na śmierci tego szaleńca. Chyba będę musiała z nim w końcu o tym porozmawiać.
Ale to w swoim czasie. W swoim czasie.
Jak ja uwielbiam zdrowo walnięte postacie i morderców, przestępców typu Jokera! Szczerze niezbyt się łapie w fabułę i postaciach bo nie znam uniwersu no oprócz znanych postaci, ale by czytać o tym wariacje chętnie się połapać xd czekam na następny rodził ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJej! Rozdzialik :D Uwielbiam czytać o osobach chorych psychicznie typu Joker albo Harley. Luna i Jason świetnie współpracują. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że wzięłaś sobie moje rady do serca, co bardzo cieszy. Czytało się bardzo przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, kim był ten tajemniczy snajper i kiedy w końcu pojawi się Damian (!) w jednej scenie z Luną. Czekam na kolejny ;>
Harley zbyt często dochodziła i wracała do Joker'a, że teraz naprawdę trudno się połapać
OdpowiedzUsuń❤❤❤