sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział VII - Kłamstwo ma krótkie nogi


Wierzę, wierzę, że jest w tobie miłość,
Wstrzymywana na niewyraźnych alejach,
Wewnątrz twego serca, tylko lękająca się ukazać.
Jestem bardziej, bardziej niż niewinna,
Ale zaryzykuj tylko i wpuść mnie,
A pokażę ci sposoby, których nie znasz.

Nie utrudniaj tego,
Nie pozwalaj przeszłości dyktować.
Taaak,
Byłam cierpliwa, ale powoli tracę wiarę.

Więc proszę, znam cię kochanie,
Znam cię kochanie.
Więc proszę, znam cię kochanie
Znam cię kochanie.

Skylar Grey – I Know You



Właśnie trwały przygotowania do wielkiego przyjęcia urodzinowego Bruce’a. Po posiadłości biegali kelnerzy, którzy rozstawiali zastawę. W kuchni unosiły się zapachy różnorodnych potraw. Alfred dokonywał ostatnich poprawek w smokingu ojca. Nie miałem ochoty na to przyjęcie, ale oczywiście zostałem zmuszony do wzięcia w nim udziału. Kiedy nasz solenizant będzie wygłaszał mowę, ja mam stać obok niego. Nawet nie wiem po co. Może uda mi się w którymś momencie wyrwać na miasto i odreagować ten tłum bogatych ludzi robiących sobie zdjęcia.


Opuściłem „salę balową” i poszedłem do swojego pokoju. Ciągle był zawalony dokumentami o Lunie. Uważając, by po nich nie podeptać położyłem się na łóżku i wpatrywałem w okrągłą lampę na suficie. Tak strasznie chciałem ją znaleźć. Nie widzieliśmy się od sześciu lat. Dobrze pamiętam nasze ostatnie spotkanie.

***

Po śmierci dziadka myślałem jedynie o zemście. Matka była zdenerwowana, ale udawała, że panuje nad sytuacją. Planowała mnie wywieźć do Gotham, do ojca, jakbym nie umiał sam o siebie zadbać. Nie znosiłem uciekać, bo ucieczki kojarzą się jedynie z tchórzostwem, a ja nie jestem tchórzem.


Pakowałem część rzeczy do torby, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Ciągle pamiętałem Ra’s, spalonego i martwego, dlatego byłem nieco podenerwowany.  Chwyciłem za nóż, który miałem właśnie spakować i rzuciłem nim w stronę drzwi. Dziewczyna złapała go w ostatniej chwili. Jej turkusowe oczy nie przestawały mi się przyglądać.

 
-Dobry refleks – skomentowałem i wróciłem do pakowania – Co tutaj robisz?

-Musiałam przyjechać – podłoga zaskrzypiała, co wyraźnie informowało, że idzie w moją stronę – Ra’s był dla mnie rodziną w takim samym stopniu jak i dla ciebie. Powinnam tu być w tych okolicznościach – poczułem jej dłoń na moim ramieniu, ale teraz nie powinienem pozwolić sobie na jakiekolwiek czułości. Wyprostowałem się, strącając przy tym jej rękę i odwróciłem się do niej przodem.

-Nie mogę teraz stracić głowy Luna. Chcę pomścić śmierć dziadka, ale muszę być skupiony.

-Co nie oznacza, że nie powinieneś tego jakoś odreagować.

-Odreaguję, zabijając Wilsona – dziewczyna posłała mi wrogie spojrzenie i zbliżyła się o krok.

-Pamiętaj, że nie jesteś wyspą Damianie. Musisz się czasem otworzyć dla ludzi i pozwolić emocją robić swoje. Nie jesteś sam.

-Luna, rozumiem co masz na myśli, ale ja muszę go zabić – blondynka delikatnie przejechała wierzchem dłoni po moim policzku. Przez moment myślałem, że chce zajrzeć w mój umysł, ale szybko zabrała dłoń – Ty to przewidziałaś, prawda? – pokiwała twierdząco głową.

-Ra’s wiedział, że ten moment w końcu nadejdzie. Był na niego przygotowany i czekał cierpliwie.

-Mogliśmy temu zapobiec.

-Nie, nie mogliśmy. Śmierci nie da się oszukać, zapamiętaj to. Jeśli ktoś igra ze swoim przeznaczeniem, może zgotować sobie los gorszy nawet od najbardziej bolesnej śmierci – westchnąłem i spuściłem wzrok. Czemu ona zawsze musiała obudzić we mnie dziecko? Poczułem, jak złapała mnie za szyję, a jej głowa wylądowała na moim ramieniu – Zobaczymy się jeszcze?

-Na pewno.

-Obiecujesz?

-Obiecuję.


***
 

Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Bruce trzymał w dłoni mój garnitur. Zawiesił go na drzwiach od szafy i podszedł do mnie.

 
-Powinieneś już zacząć się szykować. Do rozpoczęcia przyjęcia zostały tylko trzy godziny.

-Wyszykuję się w pół – odpowiedziałem, nawet na niego nie patrząc – Z resztą nawet nie wiem po co ja jestem tam potrzebny?

-Co roku przychodzisz, a dziś wyjątkowo masz z tym jakiś problem? Czy to nie ma związku z tą dziewczyną?

-Nie – chyba go zdenerwowałem. Niespodziewanie zostałem pociągnięty za nogi i wylądowałem na podłodze. Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.

-Masz przyjść na przyjęcie i chociaż udawać, że ci na nim zależy. Dochód z datków, jakie zostaną zgromadzone zostanie oddany sierocińcom w Gotham. Przynajmniej spróbuj mi pomóc – westchnąłem. Miałem już dosyć tej gadaniny o pomaganiu, więc poszedłem mu na rękę.

-Już się szykuję.

-I tak trzymać.


Bruce wyszedł z pokoju, a ja podniosłem się z ziemi. Zrezygnowany zacząłem zakładać garnitur. To będzie długi wieczór.

 
Oczami Luny

Ćwiczyłam na bieżni Jasona, kiedy on wrócił z papierosa. W dłoni trzymał telefon, pewnie z kimś rozmawiał. Wyłączyłam urządzenie i wzięłam łyk wody. Chłopak schował komórkę do kieszeni i usiadł na kanapie.


-Coś się stało? – zapytałam dosiadając się do niego.

-W pewnym sensie tak. Dzwonił właśnie do mnie stary przyjaciel. Zaprosił mnie na swoje przyjęcie urodzinowe. Bardzo zależy mu na mojej obecności.

-A ty pewnie nie masz ochoty tam iść?

-Nie za bardzo, ale jestem w stanie się poświęcić. Na przyjęciu z pewnością pojawią się jacyś bogacze, co wiąże się z możliwością pojawienia się Jokera – przewróciłam oczami, a Jay zaśmiał się – Co?

-Ty tylko o tym Jokerze. A ja już myślałam, że chcesz coś zrobić z woli swojego dobrego serca – Jason przyglądał mi się przez moment ze zdziwionym wyrazem twarzy, a po chwili parsknął głośnym śmiechem.

-Ja i dobre serce! To dopiero świetny żart!

-Ale ja mówiłam serio! – oburzyłam się – Gdybyś nie miał dobrego serca, nie dezaktywowałbyś tych bomb, miałbyś w dupie życie tych wszystkich ludzi!

-Akurat wtedy chciałem ocalić swój tyłek. Szukaj dalej, mała – zdenerwowana wstałam z kanapy.

-Nie będę się z tobą kłócić. Chcę ci tylko uświadomić, że będziesz siedział na tym przyjęciu cały wieczór i się nudził, kiedy ja zrobię sobie jakiś maraton horrorów i kupię sobie cały arsenał pizzy!

-No, no, to żeś teraz pojechała. Jesteś naprawdę kiepska w dogadywaniu, kiedy cię ktoś zdenerwuje.

-Akurat mam taki problem tylko z tobą – puściłam mu ostrzegawcze spojrzenie i skierowałam się w stronę mojego pokoju. 

-A ja chcę ci tylko uświadomić, że idziesz na to przyjęcie ze mną – w momencie się zatrzymałam i na pięcie odwróciłam w jego kierunku.

-Co proszę?

-Mogę zabrać osobę towarzyszącą, a jeśli Joker faktycznie się tam pojawi, będzie mi potrzebne wsparcie.

-Chyba sobie kpisz?

-Nie. Zaraz skombinuję ci sukienkę.
 
Jay uśmiechnął się wrednie i wszedł do swojego pokoju. Sukienkę? Jak ja nienawidzę sukienek! Ze zdenerwowania zaczęłam skakać i trzepać przy tym rękami. Jak mógł mnie tak załatwić?! Przeczesałam włosy palcami, kiedy czarnowłosy wrócił z kartonowym pudełkiem. Podał mi je, a ja z udawanym uśmiechem zaniosłam je do pokoju. Musiałam jeszcze wziąć prysznic, jeśli rzeczywiście mam iść na to idiotyczne przyjęcie.

***

Nie lubię sukienek, ale ta była wyjątkowo ładna. Długa, zwiewna w kolorze lawendy. Rękawy jak i plecy były zrobione z koronki. Była na mnie tylko ciut za duża, a i tak świetnie leżała. Dołączone do ubrania buty, miały niestety dość wysoki obcas. Będę musiała uważać, by przypadkiem się na nich nie wywalić.


Rozczesałam włosy i zgarnęłam je na prawy bok. Wyjęłam z szafy czarny płaszcz jaki zostawiła była Jasona i włożyłam go. Powoli opuściłam pokój, uważając by tylko się nie potknąć. W salonie czekał już Jay. Miał na sobie zwykły, czarny garnitur z luźną marynarką, białą koszulę z odpiętym kołnierzykiem i eleganckie buty. W dłoni trzymał skórzaną kurtkę. Przyglądał mi się nic nie mówiąc.


-Co? – wyrwałam go z transu – Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

-Przypominasz mi ją w tej sukience – przewróciłam oczami. Akurat teraz zebrało mu się na wspominki – Miałem jej ją dać na urodziny, ale rozstaliśmy się. Tak wyszło – wzruszył ramionami – Dobra. Lepiej już jedźmy – powiedział, zakładając kurtkę. Razem wyszliśmy na zewnątrz i zeszliśmy na dół.

-A tak tylko dopytam, czym jedziemy? Tylko błagam, nie mów, że motocyklem.

-Nie, co coś ty! Skuterem.

-Jay!

-Żartuję przecież! Jedziemy z moim bratem.

-Bratem? – zdziwiłam się.

-Przyrodnim. Nie wspominałem o nim? – pokręciłam przecząco głową – To

teraz wspominam.


Wyszliśmy na zewnątrz. Wiał dosyć chłodny wiatr i było mi cholernie zimno w nogi. Przed budynkiem czekał czarny Aston Martin DB9. Jason otworzył mi tylne drzwi i siadłam na skórzanym siedzeniu. Chłopak zajął miejsce pasażera. Za kierownicą siedział wyraźnie niższy, jakoś dwudziesto pięcio letni mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach, ubrany w granatowy smoking. Uśmiechał się szeroko najwidoczniej rozbawiony cała sytuacją.

 

-Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem cię w garniturze Jason. – odezwał się.

-Chyba nigdy.

-No, racja.

-Luna, to jest mój brat, Tim Drake. Tim, to Luna, moja przyjaciółka.

-Miło poznać – Tim podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.

-Wzajemnie. Zwłaszcza, że Jay nie wspominał o tobie.

-Jest raczej tajemniczy, nie sądzisz – spojrzałam na patrzącego przed siebie Jasona.

–Tak. Jak najbardziej.


Wyjechaliśmy. Powoli robiło się już ciemno, choć była szesnasta, ale to uroki października. Jechaliśmy dosyć szybko, wykorzystując całą moc tego maleństwa. Bracia rozmawiali ze sobą, a ja oglądałam mijane budynki, ludzi i drzewa. Tak szybko się pojawiały i dokładnie tak samo szybko znikały. To niczym magia w prawdziwym świecie.

***

Na miejsce zajechaliśmy po niecałych dziesięciu minutach. Wielka, ale dosyć stara posiadłoś, chyba trzypiętrowa z ogromnym ogrodem. Ogrodzona płotem, z dużą literą „W” na środku bramy. Posiadłość Wayne’a.

5 komentarzy:

  1. Wowowowow! Ten rozdział mi się spodobał. Czy Luna i Damian się spotkają? Już się doczekać nie mogę. Na początku myślałam, że ten gościu za kierownicą to Dick. :P . Mam za zadanie powiadomić cię, że razem z Caxi Iris, Susan i Elisabeth Grey stworzyłyśmy bloga o TT:
    http://ttnaszaperspektywa.blogspot.com/
    No to jak będziesz miała czas to wejdź :-D .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podoba i tak, Damian i Luna się spotkają :D Na bloga zajrzę jutro, bo dziś już nie mam oka, ale jestem pewna, że jest świetny ;-) A teraz w podzięce, jako że zawsze komentujesz, specjalnie dla ciebie, fragment następnego rozdziału. I taki mały plus. Jeżeli ten rozdział skomentują jeszcze co najmniej dwie osoby, to kolejny post pojawi się wcześniej ;-)
      Wayne zaczął schodzić z podwyższenia, a ja przez kilka sekund mogłam przyjrzeć się chłopakowi, który za nim stał. To kilka sekund starczyło, bym momentalnie się zawiesiła. Znałam jego twarz, widywałam ją codziennie przez cztery lata i jeszcze później w snach, a teraz widzę ją ponownie. Szmaragdowe oczy, identyczne jak u matki, takie tajemnicze…
      Pozdrawiam i miłej nocy ;-)
      ***Niki***

      Usuń
  2. O dzięki. Jak miło:-D . Czekam na dalszy ciąg. Lubię komentować, więc to dla mnie sama przyjemność :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba to ja piszesz ^^ Zmieniłabym tylko czcionkę, ale to twoja decyzja, pozdrawiam :)))) ps. zapraszam do siebie :)
    http://wsamymsrodku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG!
    Nie mogę doczekać się spotkania Luny i Damiana oraz tego jak zareaguje na ti, że przyszła z Todd'em
    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń